Tytuł:
Zawsze wierny.
Bohaterowie: Lu Han & Kai
Rodzaj: dramat, obyczaj
Uwagi: AU (chłopaki nie są sławni)
Piosenka przewodnia: U-Kiss - Take me away
Bohaterowie: Lu Han & Kai
Rodzaj: dramat, obyczaj
Uwagi: AU (chłopaki nie są sławni)
Piosenka przewodnia: U-Kiss - Take me away
Miłość jest uczuciem głębokim.
Rodzi się sama, łączy nas z innymi i wpływa na nasze życiowe wybory. Istnieje
wiele rodzajów miłości: rodzicielska, braterska; miłość, która łączy dwoje
zakochanych czy miłość
przyjacielska tworząca przyjaźnie. Miłość przybliża nas do kogoś, dla kogo
jesteśmy w stanie pójść na wiele kompromisów. Jest to więc emocja, która wiąże
nas z drugim człowiekiem, jednocześnie pozwalając dokonywać wyborów. Uczucie
miłości raz odczuwamy jako ciężar nie do zniesienia, innym razem jako wyraz
wielkiej wolności. Na tym właśnie polega jej paradoks: błagamy, by przestać już
kochać, bo to boli, a jednocześnie dziękujemy losowi za to uczucie dające
wrażenie niezwykłej mocy.
Bardzo często rzucamy się w
miłość na oślep, angażujemy całą energię i wiążemy z tym uczuciem ogromne
nadzieje. Związek zaczyna się od wielkich oczekiwań i sporego kapitału
zaufania, ale nierzadko doznajemy zawodu i dochodzimy do wniosku, że nie tego
tak naprawdę chcieliśmy. Przestajemy rozpoznawać siebie w drugim człowieku,
który początkowo wydawał się cudowny. Najpierw wielkie nadzieje, później równie
wielkie rozczarowanie. Desperackie zaangażowanie w związek z drugim człowiekiem
uniemożliwia rozwój obu osób i nie rozwiązuje głównej kwestii, jakim jest
miłość. Wraz z kolejnymi porażkami człowiek przestaje wierzyć w miłość i
zapomina, co znaczy kochać i być kochanym.
Nieraz to, co się wydaje być
szlakiem miłości, jest tylko prostą drogą do iluzji i rozczarowań, a prawdziwe
szczęście, którego przejawem jest wzajemność uczuć, pozostaje nadal nieznane.
*
Po opuszczeniu kina Kai był
totalnie wypruty ze wszelkich emocji. Niedawno obejrzany horror sprawił, że nie
potrafił skupić myśli na jednej rzeczy; w głowie miał jedynie chaos, a na
uporządkowanie go nie starczało sił. Wykończony do granic możliwości szurał
stopami po chodniku, idąc niczym cień za szatynem. Lu Han ciągle nawijał,
nie dopuszczając swojego chłopaka do głosu, ale brunetowi to nie przeszkadzało.
Uwielbiał słuchać Lu Hana, nawet jeśli mówił o głupotach. Głos szatyna działał
na jego partnera niczym narkotyk i to taki silnie uzależniający. Słuchając go,
Kai często zamykał wtedy oczy, pochłaniając z niezwykłą zachłannością melodyjny
głos starszego chłopaka.
Nie usłyszawszy odpowiedzi na
postawione wcześniej pytanie, Lu Han przystanął w miejscu i odwrócił się
na pięcie przodem do bruneta. Chłopak przekrzywił lekko głowę, uważnie
przyglądając się ciemnowłosemu, który był tak bardzo zamyślony, że nie zwracał
uwagi na to, co dzieje się dookoła niego. Lu Han nie zamierzał sprowadzać
go na ziemię; po prostu zrównał z nim kroki i złapał delikatnie za rękę, bojąc
się, że mocniejszy uścisk go wystraszy.
Szatyn uwielbiał takie chwile,
jak ta. Panująca wokół nich cisza była przyjemnie kojąca, zwłaszcza po tym, co
Lu Han przeżył w sali kinowej podczas oglądania horroru. Zgadzając się
pójść na ten film, nie sądził, że w przeciągu dwóch godzin przeżyje tak wiele
emocji. Jeszcze chyba nigdy wcześniej tak bardzo się nie bał, ale przecież nie
mógł przyznać się przed swoim chłopakiem do tego, jak bardzo wstrząsnął nim ten
film. Kai pewnie by go wyśmiał i nazwał babą, co robił zawsze, kiedy
Lu Han miał inne poglądy od niego.
Tego dnia Kai był wyjątkowo
milczący, jednak szatyn nie naciskał na niego, dochodząc do wniosku, że jeśli
chłopak będzie chciał, to sam powie, co leży mu na sercu. Tak więc przez cały
dzień Lu Han stał gdzieś obok swojego chłopaka, po cichu licząc, że Kai w
końcu się przed nim otworzy. Szatyn był już przyzwyczajony do tego, że jego
partner pełni funkcję tego "tajemniczego" i "niedostępnego".
O ile Lu Han z łatwością nawiązywał kontakt z innymi ludźmi i świetnie się
z nimi dogadywał, o tyle Kai stronił od obcych. Wolał siedzieć na uboczu,
aniżeli spoufalać się z innymi. Chyba właśnie to spowodowało, że Lu Han w
ogóle zwrócił na niego uwagę. Od zawsze czuł dziwny pociąg do takich
tajemniczych chłopaków, o których względy należy się nieźle natrudzić. Nim Kai
zgodził się w ogóle umówić na krótkie spotkanie z Lu Hanem, musiało minąć
dość sporo czasu, ale starszy ani przez chwilę nie zamierzał zrezygnować.
Cierpliwie czekał na jakikolwiek ruch ze strony młodszego i doczekał się. Na
początku niezobowiązująca znajomość przerodziła w kilkuletni związek, a błahe
uczucia w prawdziwą miłość i przywiązanie.
Ciszę panującą pomiędzy dwoma
chłopakami przerwały czyjeś donośne krzyki i głośne skomlenie psa. Lu Han
przystanął w miejscu, puszczając przy tym dłoń nieobecnego Kai'a, po czym
rozejrzał się dookoła siebie, próbując namierzyć źródło niepokojących odgłosów.
W pewnym momencie wzrok szatyna spoczął na mężczyźnie w średnim wieku, który
zamachiwał się kijem na małego psa. Lu Han poczuł, jak jego kruche serce
łamie się na miliony kawałków, a w oczach pojawiają się pierwsze łzy. Obejrzał
się za siebie, chcąc zawołać bruneta, jednak ten zdążył już odejść kawałek
drogi, więc by nie tracić czasu, Lu Han bez słowa pobiegł w stronę nieznajomego
mężczyzny. Z bliska dostrzegł, że ubrany jest w jakieś łachmany, co dało
chłopakowi do zrozumienia, że człowiek ten pewnie jest bezdomnym. Przez chwilę
było mu go żal, jednak kiedy ponownie zamachnął się kijem i uderzył nim
niewinnego szczeniaka, złość zebrała w nim na tyle mocno, że przestał nad sobą
panować. Nie myśląc wiele o konsekwencjach swoich czynów, podszedł bliżej
mężczyzny i gdy ten kolejny raz podniósł rękę na szczeniaka, złapał go za
nadgarstek i wyrwał mu z dłoni cienki patyk, którym smagał zwierzę po
grzbiecie.
- Yah! Co ty sobie wyobrażasz,
gówniarzu?! - krzyknął oburzony mężczyzna, patrząc z niedowierzaniem w oczach
na niewysokiego szatyna, który właśnie łamał patyk na kilka części.
- A pan co sobie wyobraża,
bijąc niewinne zwierzę?! - odpowiedział Lu Han, nie panując już nad
wzbierającą w nim złością.
Nienawidził ludzi, który
podnosili ręce na zwierzęta. Wiadomo, że można było stracić cierpliwość, ale
nie na tyle, by bić niewinne stworzenie. Lu Han nigdy nie mógł zrozumieć,
jak niektórzy ludzie potrafią tak krzywdzić pupili, zwłaszcza należących do
nich. Słysząc o osobach, które znęcają się nad zwierzętami, aż mu się nóż w
kieszeni otwierał.
- Nie wtrącaj się, bachorze! -
powiedział zdenerwowany nieznajomy, odpychając od siebie szatyna.
Szło mu to o tyle łatwiej, że
Lu Han nie należał do zbytnio umięśnionych chłopaków. Ba, on w ogóle nie
był umięśniony. Z niego to było takie chucherko, że Kai zawsze śmiał się, że
przy silniejszym podmuchu wiatru Lu Han po prostu odleci w przestworza
niczym nadmuchany helem balonik. Mimo swojej niepozornej postury, szatyn
należał do bardzo wojowniczych osób. Zwykle jako pierwszy wszczynał awantury w
klubach, a potem Kai musiał go bronić, bo okazywało się, że druga strona była
silniejsza od Lu Hana.
Wyrwany z zamyślenia Kai,
obejrzał się za siebie i nagle zamarł, gdy zobaczył kłócącego się z jakimś
mężczyzną Lu Hana. Serce bruneta na chwilę stanęło, by znów zacząć łomotać w
jego piersi, prawie się z niej wyrywając. Nie czekając dłużej, podbiegł do
swojego chłopaka i złapał go za rękę, chcąc odciągnąć od wydzierającego się na
całą okolicę nieznajomego.
- Zostaw! - krzyknął łamiącym
się głosem Lu Han, próbując wyrwać rękę z uścisku bruneta.
- Lu, proszę cię. - Kai
spojrzał błagalnie na partnera, bojąc się, że nieznajomy mężczyzna zaraz go
zaatakuje i skrzywdzi. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś złego stało się
temu kruchemu chłopakowi. - Nie mieszaj się w to - poprosił ściszonym głosem,
patrząc na niego nieco załzawionymi oczami.
Lu Han zamrugał
pospiesznie powiekami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Ostatni raz widział
swojego chłopaka tak bardzo roztrzęsionego, gdy jego babcia trafiła w ciężkim
stanie do szpitala, a było to ponad dwa lata temu. Od tamtego czasu Kai
zachowywał się, jakby ktoś wyprał go ze wszystkich emocji. Teraz stał przed
Lu Hanem i wpatrywał się w niego załzawionymi oczami, wprawiając swojego
starszego chłopaka w niemałe zdumienie.
Nie chcąc pogorszyć sytuacji,
Lu Han spuścił wzrok na swoje buty i westchnął cicho, pozwalając brunetowi
poprowadzić się w wybranym przez niego kierunku. Szatyn obejrzał się za siebie,
by spojrzeć po raz ostatni na tego biednego szczeniaka, a później wbił załzawione
oczy w plecy swojego chłopaka, który prowadził go w stronę jednej z tamtejszych
restauracji. Lu Han nie mógł się pogodzić z całą tą sytuacją. Miał żal do
siebie, że nie pomógł tamtemu szczeniakowi, że nie zrobił czegoś, co chociaż w
małym stopniu polepszyłoby jego życie.
Kai przez cały czas milczał.
Zaciskał mocno dłoń wokół nadgarstka szatyna, jakby bojąc się, że ten podczas
chwili nieuwagi, uwolni się z jego uścisku i ucieknie ratować tamtego psa. Też
nie czuł się dobrze z myślą, że w żaden sposób nie pomógł szczeniakowi, ale jak
niby miał to zrobić? Ani on, ani tym bardziej Lu Han nie nadawali się na
bohaterów, zwłaszcza mających walczyć z nieprzewidywalnym mężczyzną.
- Lu... - szepnął ciemnowłosy,
zatrzymując się przed wejściem do restauracji. Zwolnił uścisk wokół nadgarstka
szatyna i złapał go delikatnie za dłoń. - Nie mogliśmy nic zrobić.
- Gdybyś się nie wtrącił, to
mógłbym mu jakoś pomóc! - wykrzyczał roztrzęsiony Lu Han, wyrywając dłoń z
uścisku partnera. - Przecież ten psychol go zakatuje!
- Proszę cię... - Kai
popatrzył błagalnym wzrokiem na szatyna i pokręcił lekko głową. - Chodźmy coś
zjeść, dobrze? Potem wrócimy do domu i obejrzymy jakiś film - powiedział,
otwierając drzwi restauracji. Skinął głową na wnętrze lokalu, a gdy Lu Han przez
chwilę nie reagował, delikatnie popchnął go w stronę wejścia.
- Odechciało mi się jeść -
wymruczał obrażony szatyn, rozglądając się po sali pełnej ludzi.
- Hyung, możesz
przestać?
Starszy chłopak prychnął pod
nosem i założył ręce na torsie, odwracając głowę w przeciwną stronę. Był
wściekły i to nawet nie na swojego partnera, ale bardziej na siebie, bo
przecież mógł się zbuntować, tupnąć nogą i mimo sprzeciwów bruneta pomóc temu
szczeniakowi. Zamiast tego schował głowę w piasek i dał się stłamsić młodszemu
chłopakowi.
Przy stoliku panowała dość
napięta atmosfera. Kai starał się nie zwracać uwagi na swojego partnera, jednak
zachowanie Lu Hana powoli stawało się irytujące. Zachowywał się jak
rozkapryszone dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę albo odmówił
zabrania do wesołego miasteczka. Brakowało jeszcze tego, żeby szatyn położył
się na ziemi i zaczął ryczeć, uderzając rękoma o podłogę. Nie mogąc dłużej tego
znieść, Kai podniósł się z krzesła i bez słowa odszedł od stolika, a później
wyszedł z restauracji.
- Ale... - Lu Han
zamrugał pospiesznie powiekami, jak to miał w zwyczaju nałogowo robić, a
później opadł bezwładnie na oparcie krzesła, prawie się z nim przewracając na
ziemię.
Nie miał pojęcia, co się
właśnie stało. Domyślał się, że to z jego winy Kai wyszedł z restauracji, ale
przecież mógł coś chociaż powiedzieć. Lu Han wolałby, żeby ten zrobił mu
awanturę na cały lokal, aniżeli wychodził bez słowa, zostawiając go samego. Kai
często tak robił, ale tym razem przeszedł samego siebie, doskonale zdając sobie
sprawię z tego, że zachowanie Lu Hana nie wzięło się znikąd.
Minuty mijały jedna za drugą,
a szatyn wciąż tkwił przy stoliku, wdychając raz po raz aromat stygnących
potraw, które jakiś czas temu przyniosła kelnerka. Wpatrywał się pustym wzrokiem
w punkt znajdujący się przed nim i czekał. Tylko tak naprawdę nie wiedział, na
co dokładnie czeka.
Jak przez mgłę usłyszał dziwny
dźwięk, jakby ktoś pukał w szybę. Dopiero po chwili Lu Han powrócił na
ziemię i spojrzał w stronę okna lokalu, za którym stał...
- Kai?
Szatyn otworzył szeroko oczy
ze zdziwienia i rozdziawił lekko usta, nie wierząc w to, co widzi. Nagle brunet
odchylił część skórzanej kurtki, a oczom siedzącego w restauracji chłopaka
ukazał się łepek szczeniaka. Tego samego, któremu Lu Han chciał pomóc.
Poderwał się z krzesła i już miał wybiec z lokalu, gdy wtem przypomniał sobie o
niezapłaconym rachunku. Spanikowany chłopak szybko uregulował rachunek i
opuścił restaurację, potykając się kilka razy o własne nogi i później próg
drzwi.
- Jakim cudem? - zapytał
zaskoczony, podchodząc do bruneta, który przytulał do siebie szczeniaka. - Kai,
coś ty zrobił?
- Mam swoje sposoby - zaśmiał
się chłopak, oddając psa w ręce partnera. Widząc przerażone spojrzenie Lu Hana,
przewrócił teatralnie oczami i głośno westchnął. - Zapłaciłem mu. Powiedział,
że odda psa, jak mu zapłacę, więc tak też zrobiłem. Najwyżej nie kupię nowych
butów.
- Ja ci kupię! Kupię, co tylko
będziesz chciał! - zaproponował podekscytowany Lu Han, tuląc do siebie
trzęsącego się szczeniaka. Myśląc, że jest mu zimno, okrył go kurtką i jeszcze
mocniej przycisnął do ciała, od którego biło przyjemne ciepło. - Kai, dziękuję.
Naprawdę - dodał po chwili i unosząc się nieco na palcach, musnął usta bruneta.
*
Lu Han wysunął się
delikatnie spod ramienia śpiącego bruneta i po cichu wyszedł z ich sypialni.
Przymknął za sobą drzwi, a później na oślep przeszedł przez pogrążony w
ciemnościach przedpokój. Dopiero będąc w salonie, włączył lampkę stojącą przy
kanapie. Światło momentalnie wybudziło ze snu leżącego w kolorowym kojcu Gokū.
Od dnia, kiedy pierwszy raz przyprowadzili go do mieszkania, minęło już sporo
czasu i tak naprawdę już niczym nie przypominał tamtego szczeniaka, którego
można było schować pod kurtką. Przeżyli z nim wiele przygód, a także kłótni o
kolejne pogryzione buty czy porozrzucane po pokojach skrawki chusteczek
higienicznych, którymi Gokū uwielbiał się bawić. Na szczęście z każdym kolejnym
tygodniem pupilek Lu Hana stawał się coraz bardziej inteligentny i w końcu
wyrósł z głupich zachowań. Przestał się interesować stojącymi w przedpokoju
butami, nawet leżące na stoliku chusteczki nie przykuwały już jego uwagi. Gokū
stał się dumnym psem, który czuwał nad bezpieczeństwem swoich właścicieli,
zwłaszcza Lu Hana, gdyż to z nim wiązała go niezwykła przyjaźń. Był
prawdziwym akitą, posiadającym wszystkie te cechy, które powinien mieć każdy
pies.
Chłopak usiadł na kanapie i
pogłaskał leżącego w kojcu psa. Gokū jedynie podniósł łeb, a widząc, że nie
dzieje się nic złego, ponownie ułożył go na skraju gąbczastego kojca i
przymknął powieki. Lu Han uwielbiał przyglądać się śpiącemu psu. Wyglądał
wtedy tak słodko i rozkosznie, że mógł tak spędzać nawet pół dnia, wlepiając
oczy w mordę Gokū. Swój nałóg ukrywał przed Kai'em, domyślając się, że ten pewnie
by go wyśmiał i znów nazwał babą. Tak, na pewno by tak zareagował.
Wybudzony ze snu Kai wszedł do
jasnego salonu, automatycznie przysłaniając rozespane oczy dłonią. Dopiero po
chwili przyzwyczaił się do światła i rozejrzał się po pokoju, wzrok zatrzymując
na siedzącym na kanapie Lu Hanie. Znów to robił. Kai zaśmiał się w myślach
i pokręcił głową z niedowierzaniem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co po
nocach wyprawia jego starszy chłopak, jednak nigdy mu o tym nie powiedział.
Lu Han krył się z tym, jakby to był jakiś wstydliwy sekret. Szatyn co noc
wymykał się z sypialni, a później przesiadywał nawet po dwie godziny w salonie,
przez ten czas wpatrując się jedynie w śpiącego w kojcu Gokū. Kai niekiedy
budził się od razu po tym, jak Lu Han wstawał z łóżka, odczekiwał chwilę,
a później szedł za nim do salonu i zza ściany przyglądał się szatynowi, który
nie miał pojęcia o jego obecności. Kiedy starszy chłopak podnosił się z kanapy,
dla bruneta był to znak, ze czas wrócić do łóżka. Ta gra trwała odkąd Gokū z
nimi zamieszkał i Kai czasami nie mógł uwierzyć, że żaden z nich jeszcze nie
wyjawił swojego sekretu.
- Lu? - Kai ziewnął przeciągle
i podrapał się po karku, wchodząc do salonu. - Co ty robisz?
- Ja? Um... Nie mogłem jakoś
spać - powiedział speszony Lu Han, śledząc wzrokiem bruneta. - Obudziłem
cię?
Kai usiadł na kanapie obok
szatyna i uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową z rozbawieniem. W końcu nie
wytrzymał i powiedział o wszystkim Lu Hanowi. Wyjawił całą prawdę o tym,
że od samego początku wiedział, co robi po nocach, przyznał się do podglądania
go i sterczenia przy ścianie nawet przez dwie godziny, podczas których
Lu Han rozczulał się nad śpiącym Gokū.
- Nie jesteś zły? - spytał
cicho szatyn, zerkając niepewnie na swojego chłopaka. Ten w odpowiedzi pokręcił
jedynie głową i uśmiechnął się pod nosem. - Nie mówiłem, bo wiedziałem, że mnie
wyśmiejesz.
- Ja? Ja miałbym cię wyśmiać?
- Kai spojrzał zdumiony na Lu Hana i ściągnął usta w dziubek. - Och, Lu Lu
- westchnął rozczulony i objąwszy ramieniem chłopaka, pocałował go czule w
skroń. - Wracamy do łóżka?
- Jeszcze chwilka, dobrze? -
poprosił cicho szatyn, wtulając się mocno w ciało bruneta. On jedynie zamruczał
coś pod nosem i przytulił do siebie chłopaka.
W salonie panowała idealna
cisza, którą co jakiś czas przerywało głośne chrapanie Gokū. Kai śmiał się w
duchu za każdym razem, kiedy ten wydawał z siebie zabawne odgłosy. Chciał coś
powiedzieć Lu Hanowi, jednak okazało się, że szatyn smacznie spał z głową
ułożoną na kolanach swojego partnera. Kai uśmiechnął się do samego siebie i
podniósł się powoli z kanapy, starając się nie obudzić Lu Hana, którego z
kolei wziął na ręce i zaniósł do sypialni. Tam ułożył go na łóżku, nakrył
kołdrą i sam położył się obok niego, przytulając się mocno do pleców chłopaka.
*
Pierwszy śnieg tej zimy
pojawił się niespodziewanie szybko, paraliżując na kilka godzin całe miasto. Lu
Han nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie byli tak bardzo zaskoczeni widokiem
białego puchu, skoro przez kilka dni w telewizji trąbili o tym, że niedługo
spadnie pierwszy śnieg. Jego wcale nie zdziwił widok za oknem, gdy rano wstał i
zobaczył zasypane puchem ulice. Zaraz po śniadaniu postanowił wybrać się z Gokū
na długi spacer. W ostatnich dniach nieco zaniedbał swojego pupila, którego
zabierał jedynie na krótkie przechadzki do parku i z powrotem. Wiedział, że dla
akity nie jest to wystarczający trening, jednak chłopak był tak bardzo
zapracowany, że ledwo znajdował czas dla Kai'a.
Od jakiegoś czasu Lu Han
miał dziwne wrażenie, że powoli się od siebie oddalają. Każdy był zajęty swoimi
sprawami i coraz trudniej było im znaleźć chwile na wspólne wyjścia i spędzanie
razem czasu. Szatyn bał się, że to wszystko zmierza już ku końcu i że prędzej czy
później ich związek się rozpadnie. Oczywiście nie chciał tego, bo wiązał z tym
chłopakiem całą swoją przyszłość. Jednak wychodził z założenia, że jeśli obaj
mieliby się męczyć dalej w związku, to lepiej zakończyć to wszystko i rozejść
się w swoje strony.
Lu Han potarł o siebie
zmarznięte dłonie i zaśmiał się pod nosem, widząc wyczyny Gokū, który biegał po
parku i próbował złapać w pysk spadające z nieba płatki śniegu. Czasami chłopak
nie mógł uwierzyć, że ten pies należy do tak królewskiej rasy, jaką była akita.
Szatyn schylił się i wziąwszy w gołe dłonie trochę białego puchu, ulepił z
niego kulkę, a później rzucił ją w stronę Gokū. Pies był tak zaskoczony nagłym
atakiem, że nie wiedział przez chwilę, co się dzieje. Lu Han ponownie
rzucił w jego stronę śnieżkę, a zafascynowany tym Gokū rzucił się na utworzoną
przez kulkę dziurę w śniegu i zaczął uderzać w nią przednimi łapami, jakby
chcąc wykopać drogocenny skarb.
Szatyn roześmiał się na głos i
poprawił czapkę uszatkę, która zsunęła mu się na oczy. Dłonie niemiłosiernie go
szczypały, jednak był tak bardzo podekscytowany tym, co robi Gokū po rzuceniu
przez niego śnieżki, że nie zamierzał zaprzestawać zabawy. Śmiał się tak
głośno, że zwracał na siebie uwagę przechodzących przez park ludzi. Słysząc
dzwonek swojego telefonu, sięgnął do kieszeni kurtki i zmarzniętymi dłońmi
wydobył z niej komórkę.
- Hej kochanie - przywitał się
z dzwoniącym chłopakiem, uśmiechając się przy tym szeroko. - Coś się stało?
- Kiedy wracasz? - spytał
znudzonym głosem Kai. - Nudzi mi się trochę.
- Och, w takim razie zaraz
wracamy - powiedział i czym prędzej się rozłączył. - Gokū! Do nogi!
Kiedy pies do niego podbiegł,
przypiął smycz do jego obroży i razem ruszyli w stronę powrotną.
Nudzi mu się beze mnie, pomyślał
zadowolony chłopak, uśmiechając się do siebie. To takie słodkie. Mój mały
Kai, mój kochany Kai, któremu się beze mnie nudzi.
Westchnąwszy cicho, zerknął na
swojego pupila i poprawił ponownie czapkę. Dłonie niemiłosiernie go bolały
przez śnieg, z którego lepił przez prawie pół godziny śnieżki. Wiedział, ze
musi wejść do mieszkania tak, by Kai nie zorientował się, że nie zabrał
rękawiczek. Brunet był wyjątkowo przewrażliwiony jeśli chodziło o zdrowie
Lu Hana. Dmuchał na niego i chuchał, jakby bał się, że zaraz stanie się coś
złego. Widział w szatynie bezbronnego chłopczyka, który nie potrafi poradzić
sobie z najmniejszym problemem. Ale on taki nie był. Umiał walczyć o swoje i to
z ogromnym zacięciem. Czasami tylko trafiał na silniejszego przeciwnika, jednak
wtedy mógł liczyć na pomoc Kai'a.
- Jesteśmy! - krzyknął na
wejściu Lu Han i zdjął szybko czapkę, kurtkę, a potem buty. Wszystko
odłożył na miejsce i wszedł do salonu, w którym siedział Kai. - Tęskniłeś? -
zapytał słodkim głosem, przysiadając na kanapie obok bruneta.
- Bardzo - mruknął uwodzicielsko
Kai, odwracając głowę w stronę szatyna. Uśmiechnął się do niego promiennie, a
później przybliżył twarz do jego twarzy i musnął delikatnie usta Lu Hana.
- Jesteś zimny - poskarżył, robiąc niemrawą minę.
- To mnie rozgrzej, misiaczku
- zaśmiał się szatyn i zapominając o tym, co robił na spacerze, położył
lodowate dłonie na policzkach Kai'a i wpił się zachłannie w jego pełne,
malinowe usta. - Mmm - zamruczał przez pocałunek, pogłębiając go z każdą
sekundą.
- Nie zabrałeś rękawiczek -
stwierdził Kai, odsuwając dłonie chłopaka od swojej twarzy. - Hyung!
Lu Han wstrzymał oddech i
przygryzł dolną wargę, spodziewając się kolejnej awantury na temat tego, jaki
jest dziecinny i nieodpowiedzialny. Tylko czekał na wybuch Kai'a. Zamiast tego
brunet wstał z kanapy i bez słowa poszedł do kuchni. Zaskoczony szatyn obejrzał
się za siebie i zmarszczył pytająco czoło, przenosząc po chwili wzrok na Gokū,
który zdawał się być równie zdumiony zachowaniem bruneta. Szatyn był tym
bardziej zdziwiony wyjściem Kai'a, że wcześniej powiedział do niego hyung, co
robił tylko wtedy, gdy był naprawdę zły albo rozczarowany. W sumie Lu Han
nigdy nie wiedział, co jest gorsze: zły Kai czy rozczarowany Kai.
- Proszę, zrobiłem ci herbatę
- powiedział Kai, podając kubek szatynowi. - Musisz się trochę rozgrzać -
westchnął i już miał wrócić do kuchni, gdy wtem Lu Han złapał go za rękę i
zatrzymał przy sobie.
- Nie bądź zły, proszę -
wyszeptał szatyn, patrząc załzawionymi oczami na kochanka.
Kai uśmiechnął się przelotnie
do chłopaka i usiadł na kanapie obok niego. Lu Han momentalnie przylgnął
do jego boku i mocno się w niego wtulił. By pomóc rozgrzać się swojemu
chłopakowi, brunet okrył go szczelnie kocem i objął silnym ramieniem.
- Kocham cię, Kai - zamruczał
nieco zachrypniętym głosem Lu Han, uśmiechając się do samego siebie.
- Ja ciebie też, ale jeśli się
rozchorujesz, to marnie skończysz.
*
Gokū stał się nieodłącznym
towarzyszem Lu Hana. Codziennie odprowadzał go na przystanek autobusowy, z
którego chłopak odjeżdżał na uczelnię, a później czekał na niego i razem
wracali do domu. Szatyn na początku myślał, że to tylko taki jednorazowy
wybryk, jednak każdego dnia Gokū powtarzał swoje wyprawy na przystanek,
wprawiając w zdumnienie przechodniów. Stali bywalcy po jakimś czasie zaczęli
już nawet kojarzyć pupila Lu Hana i chłopak nieraz widział, jak się z nim
witali i rozmawiali na różne tematy. Znaleźli w tym psie swojego powiernika,
któremu mogli zdradzić najskrytsze sekrety, wiedząc doskonale, ze on nikomu ich
nie powtórzy. Może niektórym to wydawało się śmieszne, ale Lu Han
doskonale rozumiał takie coś. Sam nierzadko zwierzał się Gokū ze swoich
problemów, przez co nieraz doszło pomiędzy nim a Kai'em do kłótni. To było
jednak dla Lu Hana wygodne rozwiązanie: Gokū ani mu nie przerywał, ani nie
oceniał i nie narzekał na bezmyślność swojego pana. Kai był zupełnie inny i to
nie dlatego, że był człowiekiem. Po prostu w pewnych sprawach nie był w stanie
zrozumieć postępowania swojego chłopaka. Osądzał go i narzucał własną wolę,
tłamsząc tym samym Lu Hana. Prawda, kiedyś mu to w ogóle nie
przeszkadzało, ale może dlatego, że nie miał innego wyjścia, bo nim pojawił się
Gokū, Kai był jego jedyną bliską osobą, z którą mógł porozmawiać. Dopiero
dzięki temu psu zrozumiał, że jest coś innego, inna rzeczywistość, inny świat
poza tym, który wykreował Kai.
- Wychodzę! - zakomunikował
Lu Han, otwierając na oścież drzwi.
- Niech Gokū zostanie, bo ja
też zaraz wychodzę i nie będzie miał go kto wpuścić do mieszkania - powiedział
Kai, wchodząc do przedpokoju. Lu Han spojrzał na niego z wyrzutem,
wydymając policzki w geście niezadowolenia. - Wolisz, żeby włóczył się do
wieczora po mieście? A jak go ktoś porwie?
- Um - mruknął szatyn,
spoglądając smutnym wzrokiem na swojego pupila. Kucnął przy Gokū i pogłaskał go
po łbie. - Zostaniesz w domu, dobrze? Jak wrócę, to zabiorę cię na długi spacer
- powiedział i uśmiechnął się promiennie, podnosząc się do pionu.
- Poczekaj chwilę, to
wyjdziemy razem - odezwał się Kai, starając się ukryć oznaki zazdrości.
Przecież to było śmieszne. Nie mógł być zazdrosny o psa!
Goku poszedł do ich sypialni,
a po chwili wrócił do przedpokoju, niosąc w pysku piłkę tenisową. Lu Han
od początku starał się nauczyć go aportować, ale akita nie miała w swojej
naturze głupich zabaw. Dawał się namawiać na małe igraszki jedynie wtedy, gdy
miał na to ochotę, czego Kai nie mógł pojąć. Przecież każdy pies lubi się bawić
ze swoim właścicielem.
- Zobacz, przyniósł mi piłkę!
- Podekscytowany Lu Han zabrał od Gokū piłkę i uśmiechnął się promiennie.
- Mam ją zabrać ze sobą? No dobrze. - Przytaknął głową i zerknął na bruneta,
który właśnie skończył się ubierać. - Idziemy?
Kai skinął głową na drzwi i
razem wyszli z mieszkania. Gokū oczywiście też chciał przemknąć na korytarz,
ale ciemnowłosy skutecznie uniemożliwił mu ucieczkę. Zatrzasnął mu drzwi przed
nosem, a później przekręcił klucz w zamku. Spojrzał na Lu Hana, który
patrzył na trzymaną w dłoni piłkę i podśpiewywał coś pod nosem, dumny ze
swojego pupila. Kai złapał go za ramię i pociągnął w stronę wyjścia z budynku.
- O której wrócisz? - spytał
brunet, gdy doszli do miejsca, w którym każdy miał pójść w swoją stronę.
- O dziewiętnastej -
odpowiedział szatyn, bawiąc się w dalszym ciągu piłką. - Przygotujesz coś na kolację?
- Lu Han spojrzał zalotnie na swojego chłopaka i uśmiechnął się słodko.
Ten skinął głową na zgodę i odwzajemnił gest. - Do zobaczenia, misiu - pożegnał
się i na koniec pocałował czule bruneta w usta, a później pobiegł w stronę
przystanku autobusowego.
*
Głośny dzwonek telefonu wyrwał
Kai'a z drzemki, którą uciął sobie po tym, jak skończył przygotowywać kolację.
Zdezorientowany spojrzał na wiszący na ścianie zegar i natychmiast poderwał się
z kanapy, uświadamiając sobie, że dochodzi już dwudziesta, a Lu Hana wciąż nie
ma. Przeniósł wzrok na dzwoniący telefon i szybko po niego sięgnął, licząc, że
to jego chłopak dzwoni, by powiedzieć, że już wraca do domu. Niestety na
ekranie pojawił się jedynie nieznany brunetowi numer. Z szybko bijącym w piersi
sercem odebrał połączenie i przysunął aparat do ucha.
- Yeoboseyo? -
spytał zachrypniętym głosem, przeczesując palcami włosy.
Kolejne słowa wypowiadane
przez kobietę z trudem docierały do bruneta. Nie dopuszczał do siebie tego
wszystkiego. Z każdą kolejną sekundą serce chłopaka biło coraz słabiej, aż w
pewnym momencie nawet wydawało mu się, że całkowicie zamarło. Nagle komórka
wysunęła się z dłoni Kai'a i upadła z hukiem na ziemię. Wszystko wokół niego
wirowało, chłopak zdawał się w ogóle nie oddychać. Nie docierało do niego to,
co się właśnie stało. Nie chciał wierzyć w prawdziwość słów pielęgniarki
szpitala, do którego trafił Lu Han. Nie. To nie mogła być prawda.
Jego Lu Han na pewno żył,
a to była tylko pomyłka. Na pewno to była tylko pomyłka.
*
Kai wrzucił do torby ostatnią
koszulkę, jaka znajdowała się na łóżku i rozejrzał się dookoła siebie,
sprawdzając, czy o niczym nie zapomniał. Wzrok bruneta zatrzymał się na
stojącej na szafce nocnej ramce ze zdjęciem, na którym był razem z
Lu Hanem. Biorąc ją do ręki, usiadł na skraju łóżka i dokładnie przyjrzał
się fotografii. Ciche westchnięcie wydobyło się z ust ciemnowłosego, a po
policzku niewyczuwalnie spłynęła jedna samotna łza. Drżącymi palcami odchylił
blaszki przytrzymujące tekturę, a później wyjął z ramki zdjęcie, chcąc je
zabrać ze sobą. Wiązało się z nim zbyt dużo wspomnień, by ot tak mógł je
podrzeć i wyrzucić. Chciał zatrzymać wszystko, co należało do Lu Hana,
mimo że przyjaciele i rodzina doradzali, by oddał jego ubrania potrzebującym. Na
razie nie potrafił tego zrobić. To tak, jakby chciał wyrzucić ze swojego życia
ukochaną osobę. Może z czasem będzie łatwiej, jednak na razie chciał mieć przy
sobie nawet głupią kostkę Rubika, którą Lu Han układał zawsze, gdy mu się
nudziło. Kolory na poszczególnych kwadracikach dawno straciły swój oryginalny
kolor, a rogi były nieco poobijane od rzucania w ścianę, gdy chłopak nie mógł
sobie poradzić z ułożeniem całej kostki.
Kai uśmiechnął się pod nosem i
odłożył zdjęcie na wierzch poskładanych starannie ubrań, po czym zamknął
walizkę i odstawił ją na ziemię. Był gotowy do opuszczenia tego mieszkania.
Przyjaciel zaproponował mu, by na jakiś czas zamieszkał razem z nim w jego domu
w Seulu, co brunetowi nawet odpowiadało. Przynajmniej będzie miał trochę czasu
na ogarnięcie swojego życia, które w przeciągu chwili zmieniło się nie do
poznania.
Chłopak zabrał ostatnią
walizkę, jaka została w mieszkaniu i wyszedł na korytarz. Reszta rzeczy
znajdowała się już w samochodzie Sehuna, jednak jego nigdzie nie było. Tak samo,
jak Gokū. Kai przyzwyczaił się do nieobecności tego psa. Odkąd Lu Han
odszedł, rzadko widywał go w mieszkaniu. Zwierzak włóczył się całymi dniami po
mieście, czasami tylko wracał do Kai’a, by coś zjeść, jednak w przeciągu
ostatniego tygodnia chłopak w ogóle go nie widział. Zupełnie, jakby pies
przeczuwał, że chce go zabrać w zupełnie obce mu miejsce.
- Nie wierzę, że wszystko
zmieściło się w samochodzie – powiedział Sehun, gdy Kai znalazł się przy
czarnym aucie wypełnionym po brzegi rzeczami bruneta. – Możemy jechać?
- Muszę jeszcze Gokū znaleźć –
westchnął chłopak, upychając w bagażniku ostatnią walizkę. – Nie chcę go tutaj
zostawiać. Zwłaszcza, że nie zamierzam wracać do tego miasta.
- Pomóc ci go poszukać? –
zapytał blondwłosy, otwierając drzwi od strony kierowcy.
- Nie, doskonale wiem, gdzie
on teraz jest.
Kai uśmiechnął się lekko i
ostatni raz spojrzał w stronę okna ich dawnego mieszkania. Przez chwilę
wydawało mu się, że w sypialnianym oknie widzi Lu Hana. Od jego
roześmianej twarzy biła niesamowita radość, co pozwoliło brunetowi myśleć, że
jest szczęśliwy tam, gdzie teraz się znajduje. Kiedy szatyn rozpłynął się w
powietrzu, Kai spuścił wzrok na swoje buty i wsiadł w końcu do samochodu,
opuszkami palców ścierając pojedynczą łezkę. Nie chciał rozklejać się przy
Sehunie, chociaż ten widział go w gorszych momentach. Kai wiele zawdzięczał
swoim przyjaciołom, zwłaszcza temu chłopakowi. Gdyby nie oni, pewnie popadłby w
depresję i ostatecznie wylądowałby w szpitalu psychiatrycznym po nieudanej
próbie samobójczej. Dzięki nim pozbierał się po śmierci Lu Hana, chociaż
przed nim było jeszcze wiele nocy i dni, podczas których uroni niejedną łzę,
jednak czuł się lepiej. Może nie umiał się uśmiechać, nie wyczuwał nawet bicia
swojego serca, ale funkcjonował. Wątpił tylko, by jeszcze kiedykolwiek mógł żyć
bez ukochanego.
- To… Gdzie mam jechać? –
zapytał Sehun, jadąc główną ulicą. Spojrzał na zamyślonego bruneta i cicho
westchnął. – Kai, gdzie mam jechać?
- Na przystanek autobusowy –
odpowiedział w końcu ciemnowłosy i podał chłopakowi dokładny adres. – Tam na
pewno znajdę Gokū.
Po kilku minutach oczom
chłopaków ukazał się właściwy przystanek, a wraz z nim umorusany błotem Gokū.
Pies siedział nieopodal ławeczki na niskim murku i smutnym wzrokiem czegoś
wypatrywał. Kiedy Sehun zatrzymał samochód, Kai wysiadł z niego i niepewnym
krokiem podszedł do zwierzaka.
- Cześć… - szepnął łamiącym
się głosem. – Przyjechałem po ciebie, wiesz? – Kai kucnął naprzeciwko Gokū i
pogłaskał go czule po pysku. – Musimy wyjechać. Na jakiś czas.
Akita spojrzał na chłopaka
smutnymi ślepiami, jakby chciał mu w ten sposób powiedzieć, że on się nigdzie
nie rusza. Należał do tego miejsca i nie zamierzał wyjeżdżać. Przecież czekał
na Lu Hana, nie mógł ot tak wyjechać, bo co zrobi chłopak, gdy po powrocie
z uczelni nie zastanie go na przystanku autobusowym? Pewnie zacznie panikować,
zgłosi zaginięcie na policji, oblepi całe miasto ogłoszeniami o zniknięciu
swojego ukochanego psa. Nie, on nie mógł wyjechać.
- Gokū, on już nie wróci –
wyszeptał drżącym głosem Kai. – Lu Han jest teraz w innym, lepszym
świecie, wiesz? – Chłopak starł z policzków łzy, które niespodziewanie zaczęły
po nich spływać. Wiedząc, że tak łatwo nie namówi psa na pójście razem z nim,
usiadł na murku obok niego i skinięciem głowy dał znak Sehunowi, by zaparkował
w bezpieczniejszym miejscu. – Mogę chociaż poczekać razem z tobą? – zapytał
Kai, zerkając na Gokū.
Pies spojrzał na niego
uważnie, a później odwrócił głowę w stronę autobusu, który właśnie zatrzymał
się na przystanku. Lu Han z niego jednak nie wysiadł, tak samo, jak z
pozostałych trzech, które przyjechały w to miejsce w przeciągu kolejnej
godziny. Ale oni wciąż czekali, bo przecież nadzieja umiera ostatnia.
I always be here believe it till the
end.
Nienawidzę Cię głąbie, nienawidzę Cię, rozumiesz?! Żebyś Ty tylko widziała, w jakim stanie teraz jestem.... Jezu... Ręce mi się same trzęsą, z oczu nadal płyną łzy... Rozwaliłaś mnie...
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam, ten shot przypomina mi film o Hachiko. Na nim też ryczałam, może teraz trochę mniej, ale uwierz mi, ryczę...
Miłość między Lu Lu, a Kai'em była cudowna... Uwielbiam ich. *.*
Czytając ostatnie akapity, popłakałam się. Jest to naprawdę piękna historia. Kiedy tylko pojawił się ten mały piesek, pomyślałam, że zapewne zabiorą go do domu i on będzie tym wiernym na zawsze, a gdy była wzmianka o tym, że Goku chodzi z nim na przystanek, przypomniała mi się historia psa z Japonii bodajże, który czekał na swego pana przez długie lata. Domyśliłam się dlatego, że pewnie tu będzie podobnie. Tak naprawdę to pies jest tu głównym bohaterem, on symbolizuje zaufanie, wierność, przywiązanie i wielkie oddanie. Jest nawet lepszy od człowieka.
OdpowiedzUsuńW tym momencie nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Jest to piękny one shot, a kiedy myślę, że była już taka podobna sytuacja z psem, strasznie chce mi się płakać. Cały czas mam łzy w oczach ;-; Po prostu cudowne, mam wyprany mózg z emocji i jestem pewna, że po napisaniu komentarza jeszcze będę płakać.
Gdybym też wpadła na taki pomysł z fabułą, już dawno wysłałabym na twoim miejscu tę pracę na konkurs. Założe się, że by wygrała.
Ma ktoś chusteczkę?
Uwielbiam cię <3
Wstrząsnęło mną... No,a le od początku. Nie lubię zaczynać od końca. A więc. Gdy przeczytałam tytuł tego opowiadania i zobaczyłam głównych bohaterów od razu wiedziałam że będzie miała tutaj miejsce miłość homoseksualna. Na początku trochę mi się to nie spodobało, ale szybko zrozumiałam, że jest to normalna rzecz. Ja nie robię wielkich afer, gdy widzę dwóch całujących się mężczyzn, jak niektórzy. Jednak nie przepadam za czytaniem takich opowiadań. Ale czytając tą historię nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Spodobało mi się jak opisujesz miłość tych dwojga. Od razu wyczułam wielkie uczucie między nimi. To wyjście z kina było dla mnie przesłodkie. Może nic znaczącego się nie wydarzyło, ale ten moment złapania z rękę i to co tam napisałaś spowodowało, że tak pomyślałam. Mi też się zachciało płakać, gdy czytałam o tym jak ten mężczyzna katuje biednego psa. Nie rozumiem takich ludzi i też ich nienawidzę. Smutno mi się zrobiło, gdy go opuścili, ale za to jak się ucieszyłam gdy Kai wrócił do restauracji właśnie z nim. Myślałam, że oni rozstaną się z powodu psa, ale śmierć Lu Hana... Nie, tego się w ogóle nie spodziewałam. Aż mi się płakać zachciało. Pierwszy raz było we mnie tyle emocji i pierwszy raz tak bardzo wszystko przeżyłam, czytając opowiadanie. Chyba dlatego, że wszystkie opowiadania są podzielone na rozdziały i przez to, że są dodawane co jakiś czas nie mogę się tak bardzo wczuć. Dlatego bardzo ciesze się, że Ty piszesz całe opowiadania bez dzielenia ich na części. Na dodatek piszesz tak, że bez problemu mogę się wczuć. Chyba Ci aż podziękuję, bo tak świetnie (no i też trochę smutno przez tą śmierć) po przeczytaniu opowiadania w internecie, nigdy się nie czułam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;3
Oryginalnie Ci to wyszło, przyznam. Bardziej niż opowiadanie yaoi, przypomina mi to rozprawkę na temat "Pies - najlepszy przyjaciel człowieka" i jak wydać najwierniejszy też. Nawet, jeśli nie specjalnie przepadam za Lu Hanem i cały czas łączę Kai'a z Kyungsoo, to było to niesamowite. O dziwo, największe zastrzeżenia mogłabym mieć do Kai'a, bo niekiedy jego osobowość naprawdę mnie irytowała, dopiero na końcu, gdy wyjeżdżał z Sehunem przestała. Lu wyszedł słodko - typowe uke, chcące ratować słabszych. Ogólnie przekaz tej historii jest bardzo mądry i ja mniej zwracam na yaoi uwagę, a bardziej na to, że w takie historyjki możesz wpleść wartościowe morały. Jestem z tego zadowolona. Niemniej jednak, samo opowiadanie jako facet i facet, też mi się podobało. Pewnie komentarz wyszedł bez sensu, bo zawsze nieskładnie dopasowuję drugą część opinii do pierwszej, ale chyba wiesz, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem,czy piszę teraz składnie,bo nadal płaczę. Normalnie serce mi się łamie jak to wszystko sobie wyobraziłam. Pies jest wiernijszy od człowieka i to jest prawda. Czytało się to wszystko tak cudownie, łatwo się było wczuć i ogólnie.... Eh! nie wiem co mam pisać,bo oczy się mnie nie słuchają i dalej produkują łzy. Jeszcze ten podkład wpasował się w stu procentach! Bardzo mi się podoba ta historia jest inna i własnie to w niej jest piękne. Nie jestem w stanie nawet w najmneijszym stopniu wyobrazić sobie co czuł Kai- stracić taką osobę, tak niespodziewanie. Wiem jak to stracić członka rodziny... ale ukochana osoba to jest inne uczucie... Właśnie! Miałam już na początku napisać,ale się rozkleiłam. Tak, brawo dla beksy Yume... Ten wstęp dał do myślenia, bo w sumie spodziewałam się happy endu mimo wszystko,a tu proszę. Ja kocham takie historię i mam nadzieję,że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzie mnóstwa weny :)
Yume
Pięknie Ci to wyszło. Ten jakby wstęp o miłości też mi się bardzo podobał, taki prawdziwy. W ogóle całe to krótkie opowiadanie było takie, ja nie wiem jak Ty to robisz, ale naprawdę za co się nie bierzesz to robisz z tego cudo. Wszystkie zdania tak bardzo do siebie pasują, każde słowo na swoim miejscu, och, mogłabym się tak zachwycać do jutra. Bardzo lubię czytać Twoje twory, bo nigdy nie mam takiego uczucia jak u niektórych, że gadam do bohaterów, żeby czegoś nie robili albo coś mi tak nie pasuje, że aż udaję, że wcale tego nie czytałam, żeby sobie nie popsuć historii w głowie [jak to dziwnie brzmi jak to się napisze o.O]. U Ciebie wszystko jest idealnie, kim Ty jesteś? XD
OdpowiedzUsuńW ogóle z przyzwyczajenia spojrzałam najpierw na komentarze i zobaczyłam, że piszą o łzach, no to się nastawiłam, a tu czytam, nawet o śmierci Lu przeczytałam i nic, myślę, jakaś nieczuła jestem czy co, ale w końcu i mi się łzy zakręciły na samej końcówce jak przeczytałam o tym, że Gokū nadal czeka na Lu [i też skojarzenia jak Hwang Min Young]. Jej, jak mi się to podoba, taka wielka miłość zwierzęcia z człowiekiem. Aż mi się mój pies przypomina, jej, nie będę nic pisać, bo znów się popłaczę.
Piękny koniec, choć taki smutny.
A, i cała historia mi się też bardzo podobała, mimo że nie przepadam za czytaniem yaoi. Jednak u Ciebie było tak, jakby to powiedzieć. Tak, że nic mi nie przeszkadzało. :3
Jej, jak tak każdy shot będzie tak wzbudzał emocje to ja już się nie mogę doczekać kolejnego.^^ btw. czemu paskudo nie dałaś ostatniego na lazy dziś?! to ja specjalnie cały dzień czekałam aż wrócę do domu, zadowolona, że w końcu przeczytam na czas chociaż ostatni rozdział, a go nie ma. ;p nieładnie tak.
Ach, jeszcze mi się przypomniało! Fajnie psa nazwałaś XD
To jest naprawdę piękne. Przez ciebie już z samego rana uroniłam kilka łez. Po prostu nie wytrzymałam. Twój talent jest nie do opisania.
OdpowiedzUsuńPies jest prawdziwym przyjacielem człowieka.I ty to również tu udowodniłaś. Widzę,że napisałaś o Akicie. Ja sama mam Shiba Inu i muszę przyznać,że te psy są naprawdę wierne.
Historia jest niesamowita, więc ja już czekam niecierpliwie na kolejne.
Pozdrawiam ! ;)
Tego się nie spodziewałam... LuKai. Rzadko kiedy można przeczytać o nich ff, no bo przecież każdy dowala Hunhan.
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam jak długie to jest, pomyślałam, że mogłaby to być wieloczęściówka, ale dobrze, że nie jest.
Sama się zastanawiałam, czy lepszy długi oneshot, czy wieloczęściówka i dzięki Tobie podjęłam decyzję. Dziękuję Ci. Aż nabrałam chęci do pisania!
Co do samej treści... Cudowne. Słodki Lulu, tajemniczy Kai, który jednak też ma serce i uczucia oraz pies. Opisałaś to tak jak trzeba. Zakończenie to istne mistrzostwo. Oby więcej takich.
No, no. Nie powiedziałabym nigdy, że jednowątkowe opowiadania mogą być tak ciekawe, zaskoczyłaś mnie. Uwielbiam imię Kai, to jedno z moich ulubionych. Myślę, że miłość to przede wszystkim decyzja bycia z druga osobą na dobre i na złe. Denerwują mnie ludzie, którzy biorą rozwód lub rozstają się tylko dlatego, że nic już do siebie nie czują, zwłaszcza, jak mają dzieci etc. Miłość to nie uczucie wiecznego zadowolenia, owszem to jego ważna część, ale trudno, aby uczucie, ulotne w swej naturze, mogło trwać przez cały czas, nieprzerwanie aż do śmierci. Czasami przychodzą trudne chwile, którym trzeba podołać. Prawdziwa miłość trwa nawet wtedy, kiedy jest źle, a osoba obok budzi w nas niechęć. Prawdziwa miłość motywuje by walczyć pomimo wszystko, do końca. Nigdy nie postrzegam miłości jako emocji :) No, to tyle z moich wywodów, ja lubię się rozpisać bez związku dla treści, przepraszam :)
OdpowiedzUsuńRozdział wzruszający, motyw śmierci zawsze budzi we mnie poruszenie i trudno mi zapanować nad sobą, gdyż szybko wyobrażam sobie, co by było, gdybym przeżyła to samo. Na pewno nie byłoby mi łatwo. Nie przepadam za związkami męsko-męskimi, dlatego to trochę ostudziło moje wzruszenie, ale mam nadzieje, że nie wszystkie opowiadania będą o miłości dwóch chłopców xD Wprawdzie w ramce masz określoną jasno tematykę, ale może skusisz się na standardowy związek? XD Oczywiście nie musisz spełniać mojej zachcianki, nie po to, to napisałam ^^ W każdym razie, lojalnie uprzedzam, że nie lubię takich związków, dlatego mogę tego nie czytać regularnie, ale mam nadzieje, że to nas nie poróżni, bo naprawdę kocham twoją twórczość i rozmiłowuje się w twoich azjatyckich opowiadaniach. Smok i Króliczek, a także tamto nie-usunięte opowiadanie <3 Pozdrawiam ciepło :*
Nie no muszę to powiedzieć. JEBŁAM, no jebałam tu. Leżę i kwiczę, no przecież to arcydzieło jest! *_* Jezu, obraz ich miłości, no po prostu nie mam słów. Ten shot wypełnił mnie nadzieją, wiesz? Nadzieją, na piękną miłość. No kurczę, aż się łezka w oku kręci! No, a że to yaoi to już w ogóle *__*
OdpowiedzUsuń"Nieraz to, co się wydaje być szlakiem miłości, jest tylko prostą drogą do iluzji i rozczarowań, a prawdziwe szczęście, którego przejawem jest wzajemność uczuć, pozostaje nadal nieznane." KOCHAM <3 po prostu kocham, nosz cholera. dzięki, teraz będę chodziła taka nakręcona cały dzień xd
No i piesek! Wiesz jak ja kocham zwierzęta i te bohaterskie zachowanie Lu, no po prostu, awwww *.*
JEJ, serio dzięki, jestem nakręcona jak... xd
ALE DZIĘKUJĘ TEŻ ZA TEGO SHOTA! *.*
A no nie da się każdemu, właśnie taka natura tej ludzkości ^^ Jednakże nie wymagam byś uwzględniała moje zachcianki, po prostu napisałam, że mogę nie każde opowiadanie czytać, jeżeli zawiera treści tego typu, bo nie chciałam, żebyś pomyślała, że ma to związek bezpośrednio z tobą, jakością tekstu, czy, że nie podoba mi się np. twój styl. Bo bardzo sobie cenie to, jak piszesz <3 Natomiast nie mówię, że w ogóle nie będę tu zaglądać, będę czytać to czy tamto opowiadanie jednoczęściowe, lecz uprzedzam, że mogę nie każde, bo mnie do tej tematyki nie ciągnie :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńCo się stało z Lu Hanem??????????? Jak to nie żyje?? Tego się nie spodziewałam. Sądziłam, że się pokłócą, rozstaną albo że wszystko skończy się dobrze, ale nie że jeden z nich umrze. Historia bardzo mi się podobała, a szczególnie ta ostatnia scena. Jak na pierwsze tego typu opowiadanie, wyszło Ci znakomicie. A nawet lepiej. :) Chętnie poczytam następne. Jest mi teraz smutno, przez to, co stało się z tym chłopakiem. Ale co się stało? Dlaczego tego nie napisałaś? Eh, ale lubię takie historie. Tragedia i tajemnica w jednym. :) Szkoda mi tego biednego psa. Ile można tak czekać na kogoś, kto nigdy się nie zjawi? Bardzo podoba mi się szablon, który tu ustawiłaś. :P Świetny jest.
OdpowiedzUsuńShota przeczytałam już wczoraj, ale nie wiedziałam i do tej pory nie wiem, co powinnam napisać, żeby to miało te ręce i nogi.
OdpowiedzUsuńNie będę orginalna i powiem, że to, co powyżej jest piękne. Ja nie wiem, chyba nigdy nie skończę rozkminiać, jak ty to robisz, że każdy pomysł potrafisz tak doskonale przedstawić, nie wiem, no fenomen jakiś. Jeśli ty coś piszesz, mam gdzieś to, jacy są bohaterowie; czy to azjaci, czy homoseksualiści, czy cokolwiek innego.
Spodobał mi się ten wstęp, taka wzmianka na temat miłości, sama nie potrafiłabym tego tak ująć i rozwinąć, zastanawiał mnie też tytuł, nie mogłam go rozgryźć.
Wyjście chłopaków z kina i od razu wiemy, który jest tym trzymającym wszystko w ryzach, a który jest roztargniony i dziecinny.
Nie zdziwiła mnie reakcja Lu Hana na przemoc w stosunku do tego biednego psa. Sama jestem bardzo wrażliwa osobą i nie mogłabym patrzeć, jak ktoś poniewiera bezbronnego zwierzaka. Przykro mi się zrobilo, kiedy Kai go powstrzymał od interwencji, byłam wręcz zła, ale zyskał w moich oczach tym, że wyszedł z restauracji specjalnie, by ocalić akitę i zabrać szczeniaka ze sobą.
Następnie caly proces oswajania zwierzaka, pies pokochał Lu Hana, ale był też swego rodzaju przyczyna oddalania sie kochanków od siebie. To słodkie, kiedy zwirerzak odbierał swojego pana codziennie z przystanku :3
Spodziewałam się wszystkiego, WSZYSTKIEGO, ale nie śmierci Lu Hana.. ej no, tym mnie rozwaliłaś.
Ach, i to idealne zakonczenie, Kai i Goku, czekajacy na przystanku, przestan być tak idealna :c
No to… jestem. Przepraszam, że tak późno.
OdpowiedzUsuń‘’ Pies spojrzał na niego uważnie, a później odwrócił głowę w stronę autobusu, który właśnie zatrzymał się na przystanku. Lu Han z niego jednak nie wysiadł, tak samo, jak z pozostałych trzech, które przyjechały w to miejsce w przeciągu kolejnej godziny. Ale oni wciąż czekali, bo przecież nadzieja umiera ostatnia.’’
Wow… jak widać, pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Przy ostatnich akapitach zrobiło mi się cholernie smutno. Nie, nie ryczałam, jak pozostałe, ale jednak… . Widać tu Twoje zaangażowanie. Te emocje… w szczególności, kiedy przy czytaniu tego shota słuchałam ‘Haru Haru’ . Muszę przyznać, że Kai czasem mnie irytował, ale, mimo wszystko, kocham to opowiadanie. Wyszło Ci naprawdę wspaniale.
Czekam na więcej takich prac.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Sama nie pojmuję tego stanu w którym właśnie się znajduję. Moje ręce próbują cokolwiek wydukać na klawiaturze, jednak napotykają nieuzasadniony opór. Cóż... Chyba jednak wiem, co jest przyczyną mojego obecnego samopoczucia. Twoje opowiadanie - Twój One Shot. Jeszcze nigdy nie czytałam tak wspaniałego dzieła, które będąc jednoczęściowym wstrząsnęło mną dogłębnie. Można by rozczulać się nad opowiadaniami z wieloma chapterami, jednakże ja z pewnością wybieram te, które mają tylko jedną część, a potrafią wzbudzić tak cudowne emocje. Już sam wstęp zaintrygował mnie i zachęcił do dalszego czytania. Może trochę spodziewałam się końcówki, gdyż ''dramat'' należy do mojego ulubionego gatunku. Ulubionego? - dobra, niech będzie. To, w jaki sposób ukazałaś niewinną i czułą osobowość Luhana było mistrzowskie, a Kai... Myślę, że u niego to trochę w normie zachowywać się czasami ozięble. Jednak w głębi serca kochał Lulu i docenił Gokū - który był najwierniejszym psem, jakiegokolwiek dotąd poznałam nie licząc historii o Hachiko. Pokazałaś nam piękny obraz miłości. Ten pies obserwował ją i był widzem do samego końca, jednakże śmierć Luhana nie można nazwać ''końcem''. Przecież na zawsze zostanie w sercu Kai'a, racja? Na prawdę podoba mi się to jak piszesz i z pewnością będę obserwować Twojego bloga. Również dziękuję za to, że skomentowałaś moje opowiadanie. Mogę z ręką na sercu przyznać, że piszesz o wiele lepiej ode mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, TaemineKey.
Nie rozpisze się . Ale ja ciągle rycze jak można Lulu zabić . I jeszcze ten pies i Kai na przystanku . Boże będę teraz przez cb 2 dni ryczeć . Fajnie by było dopisać jeszcze parę rozdziałów , ale nie będę nikogo zmuszać do tego . Przepraszam , ale ciągle płacze . Jak se to wyobrazilam to normalnie już chciałam swoim płaczem każdego obudzić . Nie wytrzymuje . No to jest za piękne . Więc życzę weny :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Kochana, przepraszam najmocniej, że komentuję dopiero teraz, choć przeczytałam jakiś czas temu.
OdpowiedzUsuńW każdym razem chcę ci powiedzieć, że ten one shot jest przepiękny, tym bardziej, że doprowadziłaś mnie do łez - a do niełatwa sztuka, jeśli chodzi o słowo pisane. Miłość Lu Hana i Kaia prawdziwie mnie wzruszyła, dlatego tak mi przykro z myślą, że jeden z chłopaków pożegnał się z życiem. To zdecydowanie nie powinno się tak skończyć... Niemniej historia cudowna, pełna uczuć.
Pozdrawiam :*
Falalala nie wiem, co piszę, bo mam łzy w oczach i mogę nie trafiac w klaiwsze... To jest piękne, takie cholerne idealne... Historia, bohaterowie, przyjaźń, miłość i przede wszystkim to, w jaki sposób opisałaś ich życie. Lu Han zachował się jak pieprzony bohater, a później... to takie cholernie niesprawiedliwe... Tak mi szkoda Kai'a, boże... Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mogę jeszcze napisać, oprócz tego, że wyszedł ci wspaniały oneshot... Końcówka jest taka... nie wiem, nie z tego świata, po prostu wydaje się być odległa i przez to jest smutna. Nie umiem, przepraszam.. Pozdrawiam i zabieram się za kolejny. :) xxxx
OdpowiedzUsuńZaprezentowałaś inność yaoi, za co jestem ci niezmiernie wdzięczna. Już nie chodzi o same wydarzenia, ale o więzi, jakie łączyły Lu Hana i Kai.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie było niesamowite. Zastawiam się, skąd czerpiesz takie pomysły? Ten był zniewalający, pomimo tego, że nie jestem zwolenniczką tego pairingu. Preferuje raczej JongKey, ale tutaj nie przeszkadzały mi inne postaci. Związek chłopaków, tajemniczość i pies. Mimo tak mało znaczących elementów wyszło z nich naprawdę coś fantastycznego.
Uwielbiam cię. Ciebie i lekkość, jaka towarzyszy twojemu stylowi pisania. Oby więcej takich autorek.
Och, dziękuję za miłe słowa *.* Też uwielbiam JongKey, ale ostatnio mam fazę na EXO, stąd przez najbliższy czas będą opowiadania właśnie o nich, ale JongKey też przewiduję :) Skąd biorę pomysły? Z życia, mnie niewiele potrzeba, żeby coś wymyślić. A do napisania 'Zawsze wierny' zainspirowała mnie historia Hachiko oraz film, który został nakręcony na podstawie historii tego psa :)
Usuńno wzięłam i się rozkleiłam. to nic, że już na początku chciało mi się płakać, ale ze wzruszenia i podziwu delikatności tego, co napisałaś.. Tak pod koniec rozpłakałam się na dobre. ;c uśmierciłaś go ;__; a ten przystanek... jedno z najlepszych opowiadań, jakie przeczytałam. Będę je długo pamiętać... Dziękuję. ♥
OdpowiedzUsuńWYJDŹ STĄD, TAM JEST OKNO --->
OdpowiedzUsuńPostaram nie ograniczyć się do jednego słowa jakim jest "dziękuję". To jednocześnie mówi wszystko i nic.
Od samego początku ryczałam jak jakiś dziki bóbr, bo zastanawiałam się jak to mogłoby potoczyć się dalej. Krótko mówiąc w głowie miałam wiele wersji. (każda z nich kończyła się źle)
Takiego LuKai'a mogłabym czytać codziennie!
Masz naprawdę niesamowity warsztat literacki, dzięki czemu czytało mi się cudownie i bez żadnych przerw... No chyba, że na wytarcie łez.
Śmiać mi się chciało, gdy wyobraziłam sobie podekscytowanego Luhana, potykającego się o własne nogi. Nie wiem dlaczego, ale to było zabawne.
Luhan tutaj jest niebywale przywiązany do obu swoich "ulubieńców" co dało mi do myślenia, czy czasem Kai nie zechce coś z tym zrobić. W połowie naszło mnie takie wrażenie, że pozbędzie się psa i nic nie powie Luhanowi... Z wielką ulgą (no bo jednak nic nie stało się psu) doszłam do końca. Niestety okazało się, że jeden z głównych bohaterów po prostu umarł. No jak? Jak mógł umrzeć ;_;
Te ostatnie wersy po prostu przeniosły mnie do innego świata, za co serdecznie dziękuję.
Naprawdę masz talent do wprawiania ludzi w obłęd i rozpacz. (czyt. uwielbiam Cię)
Ten motyw przyjaciela - psa był genialnym pomysłem. Całokształt pokazałaś zupełnie po swojemu. Taki one-shot, który nie jest podobny do żadnego innego. Nie zawsze wszystko musi opierać się na ostrych słowach, nieczułych gestach i pożądaniu.
No i co mogę jeszcze napisać (na pewno przyjdzie mi do głowy więcej myśli, jeśli się pozbieram) - oficjalnie trafiłaś do grona moich ulubionych pisarek!
Hwaiting!
To było piękne, ale strasznie smutne. Nawet nie wiesz jak mocno płakałam!
OdpowiedzUsuńJeśli znam jakieś opowiadanie, które wywarło na mnie ogromny wpływ i poryczałam się przy jego czytaniu, to mam tendencję do tego, by co jakiś czas do niego wracać. Takich one shotów u mnie jest 2. Albo 3. I w nich jest właśnie twój. I znów Minyoung poryczała się o północy i pociąga nosem, mając nadzieję, że nie obudzi się potem z dużą opuchlizną na oczach (jestem pewna, że będzie...). Po prostu magia, nie zapomnę nigdy tej historii. I na pewno przeczytam ją jeszcze z 4678 razy.
OdpowiedzUsuńMało jest ff przez które rycze jak bóbr, ale to jeden z tych wyjątkowych
OdpowiedzUsuńUduszę, poćwiartuje na kawałeczki, a potem do Wisły wrzucę!!
OdpowiedzUsuńTo uczucie pomiędzy Jonginem a Lu, było wspaniałe, rozumieli się bez słów i byli dla siebie najważniejsi. Wyobraź sobie moją minę kiedy Kai przyszedł pod restaurację ze szczeniakiem. Myślałam że po prostu trzepnie drzwiami i nie odezwie sie do chłopaka dopóki ten nie przyjdzie i nie przeprosi.
Wielokrotnie wracałam do tego momentu "Jego Lu Han na pewno żył, a to była tylko pomyłka." myśląc że coś pokręciłam, a jak się okazało to Lu nie żył ;;
A kiedy Kai czekał z Goku na przystanku autobusowym to zaczęłam ryczeć i prosić aby to jednak był głupi kawał ze strony jelonka, bo przecież to tak się nie może skończyć...
Ahh.. Dziękuję za cudownego one shot'a i życzę weny! <3
Chociaz wiele razy ogladalam Hachiko to ten ff mnie rozkleil ;_; poplakalam sie!
OdpowiedzUsuńCUDOWNY.
Boze, ja serio nie wiem co mam napisac. Czytam to kolejny raz, a i ta rycze za kazdym razem gorzej. Jestes pierwsza osoba, ktora doprowadzila mnie do takiego stanu jednym takim fickiem. Ty masz jakas moc, dziewczyno. I jest to pierwszy fick, na ktorym sie poplakalam. Jest cudowny. Po prostu. Nie umiem napisac nic innego, przepraszam. Ide plakac dalej.
OdpowiedzUsuńPłaczę,płaczę i płaczę! To jest takie smutne. Ja sobie nie wyobrażam czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńMasz talent, tylko więcej one shot :)
i kolejne świetne! życzę wiecej weny i więcej takich historii ^^
OdpowiedzUsuńobserwuje!
Oczywiście moją uwagę przykuł pairing z Lulu ^^ Jeju cudowne opowiadanie ;-; Od samego początku chciało mi się płakać. Świetne : 3
OdpowiedzUsuńJezu to opowiadanie jest cudowne. :'(
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie mój kolega musiał znosić moje 30 minutowe lamemtowanie.
Chciałam zostawić po sobie jakiś mądry komentarz ale nie jestem w stanie. :'(
Po prostu masz cudowną wyobraźnię.
/Karolina
Nie mogę znaleźć słów, targają mną mieszane uczucia a emocje trzymają do teraz. Po prostu dziękuję. ;*
OdpowiedzUsuń