Tytuł: Miłosny czworokąt
Bohaterowie: Luhan, Kim Jongin, Byun Baekhyun
Rodzaj: fluff
Bohaterowie: Luhan, Kim Jongin, Byun Baekhyun
Rodzaj: fluff
1
Nie mogąc już dłużej znieść nudnego monologu wykładowcy,
wbiłem znudzone spojrzenie w rozciągający się za oknem dziedziniec uczelni i
cicho westchnąłem, opierając głowę na dłoni. Miałem po dziurki w nosie tego
przeklętego dnia. Na dodatek godzinę wcześniej zaczęło padać, a ja jak na złość
nie wziąłem rano parasola, licząc po cichu na to, że do wieczora utrzyma się
pogoda. Kiedy wychodziłem z domu, niebo było bezchmurne, więc nie spodziewałem
się tak obfitych opadów deszczu. Oczywiście ja zawsze musiałem mieć pecha,
dlatego wcale nie zdziwiłem się, gdy po południu niebo poszarzało i pojawiły
się na nim ciemne chmury, z których później zaczęły spadać pierwsze krople
deszczu. Sądząc po intensywności zachmurzenia, nie robiłem sobie nadziei, by w
przeciągu najbliższych kilkunastu minut miało się rozpogodzić albo chociaż
przestać padać, bym mógł w spokoju w drodze do domu wstąpić jeszcze do sklepu
po coś do jedzenia.
Ostatnio nie miałem głowy do robienia zakupów i w ten oto
sposób wyjadłem z lodówki wszystko, co tylko nadawało się do jedzenia. Gdyby
rodzice zobaczyli, jak niekiedy żyję, to kazaliby mi wrócić do rodzinnego
miasta, a tego bym nie chciał. Dobrze czułem się w swoim własnym mieszkaniu,
chociaż czasami faktycznie doskwierała mi samotność. Starałem się jednak na tym
nie skupiać i za każdym razem, gdy przychodził kryzys, znajdowałem coraz to
lepsze zajęcia, jak na przykład chodzenie na basen, siłownię czy przesiadywanie
przed komputerem i oglądanie seriali, od których wprost się uzależniłem. W
między czasie zaglądałem do książek i notatek, żeby nie narobić sobie na
studiach zaległości i później nie musieć siedzieć dniami i nocami przed
końcowymi egzaminami. Oczywiście i tak wszystko zostawiałem na ostatnią chwilę,
więc gdy zbliżały się wszystkie zaliczenia, ja ślęczałem od rana do wieczora
nad książkami, próbując ogarnąć wszystkie informacje. Może nie należałem do
najlepszych studentów, ale nie mogłem narzekać na oceny. Według rodziców stać
mnie na więcej, jednak ja nie zamierzałem się wykańczać, byleby tylko być na
pierwszym miejscu listy najlepszych. Chyba nawet czegoś takiego nie było, a
nawet jeśli, to ja nie miałem pojęcia o istnieniu takiego zestawienia. Moje
oceny wystarczały, bym otrzymywał stypendium, które okazało się naprawdę
niezbędne, gdy mieszka się samemu.
Kiedy tylko wykład się zakończył, spakowałem swoje rzeczy i
wyszedłem z auli, pozostawiając za sobą resztę studentów. Nigdy nie byłem
towarzyską osobą, ale może wynikało to też z faktu, że nie należałem do
najłatwiejszych ludzi. Miewałem swoje humorki, a nie każdy potrafi poradzić
sobie z moim charakterkiem. W poprzednich szkołach miałem może kilku znajomych,
a i tak później traciłem z nimi kontakt, więc na studiach nie zamierzałem
szukać przyjaciół. Czasami dawałem się namówić na jakieś wspólne wyjście na
miasto, ale robiłem to chyba tylko dlatego, żeby nie mieli mnie za dziwaka.
Jeszcze tego by mi brakowało.
Przed opuszczeniem uczelni, narzuciłem na głowę kaptur
bluzy, założyłem jeszcze skórzaną kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Co prawda było
bardzo ciepło, jednak nie chciałem się zbytnio zmoczyć. Do sklepu nie miałem
daleko, jednak inna sprawa, jeśli chodzi o mieszkanie. Wiedziałem doskonale, że
wrócę przemoczony do suchej nitki, więc przestałem się przejmować deszczem.
Drogę do marketu pokonałem w zaskakująco szybkim tempie, a fakt, że akurat o
tej porze było mało klientów, przywołał na moją twarz szeroki uśmiech. Po
zrobieniu zakupów i krótkiej rozmowie z uprzejmą kasjerką, wyszedłem z
niewielkiego sklepu i ruszyłem w stronę swojego mieszkania.
Mieszkałem w mało przyjemnej dzielnicy Seulu, jednak
nigdzie indziej nie mogłem znaleźć na tyle taniego lokum, bym nie musiał
chodzić do pracy i mógł skupiać się tylko na studiach. Co prawda z początku
chciałem poszukać mało wymagającego zajęcia, które dostarczyłoby mi dodatkowych
środków na utrzymanie, jednak rodzice uparli się, że powinienem chociaż przez
pierwszy rok studiów skupiać się tylko na nich. Wolałem się z nimi nie kłócić i
w końcu odpuściłem. Tak więc pomagali mi w opłacaniu rachunków, raz w miesiącu
przelewali mi na konto pieniądze, które przeznaczałem na jedzenie i w
niewielkiej części na własne przyjemności, jak nowe ubrania czy wyjścia do kina
z kumplami. Postanowiłem jednak, że w wakacje poszukam pracy, żeby choć w małym
stopniu odciążyć rodziców, jednak wiedziałem doskonale, że znów będą marudzić,
bo to będzie oznaczało, ze nie wrócę na ten czas do domu. Dlatego musiałem
starannie to wszystko przemyśleć, by wszyscy byli zadowoleni, a najbardziej ja.
Przechodząc obok starej kamienicy, która znajdowała się
niedaleko bloku, gdzie mieszkałem, usłyszałem dobiegające z kontenera na śmieci
piszczenie. W pierwszej chwili pomyślałem, że po prostu się przesłyszałem,
jednak kiedy ów dźwięk ponownie dotarł do moich uszu, podszedłem bliżej kontenera
i wytężyłem słuch, chcąc się upewnić, że na pewno pochodzi on z tego miejsca.
Odstawiłem zakupy na ziemię i uniosłem ciężką pokrywę, co przyszło mi z
niemałym trudem. Wstyd było się przyznać, ale mimo częstych wizyt na siłowni,
nie należałem do najsilniejszych osób. Stając na palcach, zajrzałem do wnętrza
śmietnika, jednak mimo ogromnych chęci nie udało mi się dojrzeć czegokolwiek
innego prócz śmieci.
Zniesmaczony chciałem zamknąć kontener, lecz wtem ponownie
usłyszałem żałosne ujadanie. Dźwięk wydobywał się spod stery odpadków, więc
niewiele myśląc, złapałem za krawędzi pojemnika, podciągnąłem się mocno i
wspierając się brzuchem, zacząłem odgarniać kolejne worki ze śmieciami. Z
ledwością powstrzymywałem odruchy wymiotne, dlatego kiedy nareszcie odnalazłem
wydobywającą z siebie ciche piski białą kulkę, odetchnąłem z wielką ulgą.
Szczeniak wpatrywał się we mnie czarnymi ślepiami, uciekając za każdym razem,
gdy chciałem go złapać w ręce. W końcu straciłem pokłady siły i po prostu
wleciałem do środka kontenera, zatapiając się idealnie w stercie śmieci.
Spojrzałem groźnie na szczeniaka, który właśnie obwąchiwał
moje spodnie i szybko poderwałem się na równe nogi, co okazało się być wielkim
błędem, gdyż jeszcze bardziej zagłębiłem się w śmieciach i na dodatek prawie
przysypałem nimi szczeniaka. Przestraszony pies wdrapał się na worek z
odpadkami i popatrzył na mnie uważnie.
- No co? – warknąłem na niego dość nieprzyjemnym tonem,
zastanawiając się nad wyjściem z kontenera.
Oczywiście nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu,
jednak nie zamierzałem zostawiać szczeniaka w środku. Jakim trzeba być
potworem, żeby wrzucić psa do śmietnika? Na samą myśl o tym, aż się we mnie
zagotowało, ale to nie był czas i miejsce na takie rozmyślania. Namierzywszy
wzrokiem wysoki karton, wziąłem go do ręki i wsadziłem do środka szczeniaka,
który zaczął skomleć i piszczeć, bojąc się pewnie, że go zostawię, jak
poprzedni właściciel. Ja jednak nie zamierzałem robić czegoś tak okropnego.
Wyskoczyłem czym prędzej z kontenera i ostrożnie wyjąłem z niego karton.
Wziąłem na ręce przestraszonego szczeniaka i uspokoiwszy go trochę, odstawiłem
na ziemię.
- Teraz możesz zmykać – powiedziałem, biorąc reklamówki z
zakupami w ręce.
Starając się nie zwracać już uwagi na żałosne spojrzenie
szczeniaka, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w swoją stronę. Ciekawość
jednak wzięła nade mną górę i obejrzałem się w połowie drogi, od razu tego
żałując, gdyż pies siedział jak ta ostatnia sierota i wpatrywał się we mnie
tymi wielkimi oczyskami, w których bez problemu mógłbym się przejrzeć.
Od dziecka słynąłem z dobrego serca do zwierząt, dlatego
nie zdziwiło mnie to, gdy skinięciem głowy przywołałem do siebie porzuconego
szczeniaka, który na ten gest poderwał się z ziemi i podbiegł do mnie,
potykając się o własne łapy. Zrezygnowany pokręciłem głową z niedowierzaniem
dla samego siebie i przełożywszy reklamówki do jednej dłoni, wziąłem psa na
ręce.
- Nie myśl sobie, że zostaniesz ze mną na zawsze –
powiedziałem morowo, wpatrując się w szczeniaka. – Jutro dam ogłoszenie i
popytam na uczelni, czy ktoś przypadkiem nie chce psa – dodałem do samego
siebie, pozwalając psu wtulić się mocniej w mój tors.
Westchnąłem głośno i pchnąłem mocno wejściową bramę
wysokiego budynku. Moje mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze, więc
szybko znalazłem się przed drzwiami lokum. Z ledwością udało mi się je
otworzyć, a gdy tylko wszedłem do środka, szczeniak oswobodził się z mojego
uścisku i pobiegł zwiedzać mieszkanie, przy okazji brudząc podłogę mokrymi i
umorusanymi błotem łapkami. Machnąłem na to ręką i zdjąwszy buty, poszedłem do
kuchni, by rozpakować zakupy. Pech chciał, że jedna z reklamówek nie wytrzymała
i nim zdołałem dojść do blatu, uchwyty się zerwały i wszystko spadło na
podłogę.
- Super, akurat musiała być to ta z jajkami – zamruczałem
niezadowolony, wpatrując się w brudną od żółtka podłogę.
Szczeniak chyba wyczuł darmową wyżerkę, bo przybiegł zaraz
do kuchni i zaczął zlizywać resztki jajek z ziemi. Odgoniłem do ruchem ręki i
zacząłem czyścić panele, nie chcąc, by pies nabawił się jeszcze jakiejś
choroby. Nowy współlokator najwidoczniej uznał, że się z nim bawię, bo za
każdym razem, gdy poruszyłem dłonią, zaczynał do niej doskakiwać i podgryzać ją
ostrymi ząbkami. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, jednak kiedy jego kiełki
mocniej wbiły się w moją skórę, pisnąłem głośno i opadłem tyłkiem na twardą
podłogę, pewnie nabijając sobie siniaka.
- Czuję, że będzie z tobą ciężko – westchnąłem głośno,
wpatrując się w szczeniaka, który właśnie wsadzał głowę do reklamówki, zapewne szukając
czegoś do jedzenia. – Jesteś głodny? – spytałem, jakby licząc na odpowiedź z
jego strony.
Zabrałem z ziemi reklamówki i zacząłem wyciągać wszystko na
blat. Nie miałem pomysłu, co mógłbym dać szczeniakowi do jedzenia, dlatego na
początek nalałem mu wody do miseczki, a sam zabrałem się za przygotowywanie
obiadu, dochodząc do wniosku, że najwyżej zje to, co ja.
Przygotowanie posiłku zajęło mi wyjątkowo dużo czasu,
chociaż postawiłem na bardzo proste danie, jednak co chwilę byłem rozpraszany
przez nowego domownika, więc wcale nie zdziwiło mnie to, gdy prawie spaliłem
mięso, które było głównym składnikiem mojego obiadu. Na szczęście udało mi się
je uratować i po dodaniu duszonych warzyw oraz ryżu, wszystko umieściłem na
jednym talerzu i zadowolony udałem się do salonu. Tam usiadłem na ziemi przy
niskim stoliku, kątem oka obserwując szczeniaka, który wiernie za mną podążył i
usiadł obok, licząc pewnie, że także dostanie coś do jedzenia.
Nie miałem serca z kamienia, a nawet gdybym je miał, to
wielkie i ciemne oczy tego stworzenia z łatwością by go rozkruszyły. W ten oto
sposób pies zjadał co drugi kawałek mięsa, jaki znajdował się na moim talerzu,
a ja w ostateczności musiałem zadowolić się w większości duszonymi warzywami i
ryżem, na którego widok szczeniak odsuwał głowę w przeciwną stronę.
Przynajmniej wie, co dobre.
- Przydałoby się wykąpać, co nie? – Spojrzałem uważnie na
białą kulkę, która była cała umorusana błotem i wciąż czuć od niej było
nieprzyjemną woń śmieci. – Jak ktoś mógł cię wrzucić do śmietnika? – zapytałem
samego siebie, wpatrując się w szczeniaka, który zamerdał wesoło ogonem i
przekrzywił lekko głowę, dokładnie mi się przyglądając.
Podniosłem się z ziemi, odniosłem talerz do kuchni i
wróciłem do salonu, by zabrać szczeniaka do łazienki. Musiałem się nieźle
namęczyć, żeby złapać tę małą bestię, ale w końcu mi się to udało i w spokoju
mogliśmy pójść się wykąpać. Nalałem do wanny trochę wody, a później umieściłem
w niej białą kulkę, zastanawiając się, czym powinienem ją umyć. Postawiłem na
zwykłe mydło, modląc się, żeby szczeniak nie dostał od niego jakiegoś
uczulenia.
- Muszę cię jakoś nazwać – stwierdziłem po chwili,
opierając brodę na skraju wanny. – Może być Lulu? – palnąłem pierwszy pomysł,
jaki przyszedł mi do głowy.
Szczeniak spojrzał na mnie, przekrzywiając lekko łepek, po
czym stanął na tylnych łapkach i liznął czule moje usta swoim mokrym językiem.
Parsknąłem śmiechem i kiwnąłem głową na znak, że takie imię zostaje. Nie miałem
pomysłu na nic lepszego, a i tak nowy właściciel je zmieni, jeśli będzie
chciał.
Po kąpieli, owinąłem Lulu w duży ręcznik i razem z nim
udałem się do salonu. Nie wiem dlaczego, ale byłem wykończony. Szczeniak chyba
też, bo jak tylko usiadłem na kanapie, ułożył się wygodnie w ciepłym kokonie stworzonym
z ręcznika i zasnął. Widziałem jedynie wystający na zewnątrz czarny nosek,
który poruszał się raz na jakiś czas, zapewne wyczuwając coś ciekawego w
powietrzu. Ja natomiast, nie mając już na nic sił, włączyłem telewizor i
oddałem się całkowicie oglądaniu serialu, dochodząc do wniosku, że ogłoszenie o
oddaniu Lulu w dobre ręce napiszę jutro.
2
Od dnia, w którym znalazłem Lulu w śmierdzącym śmietniku
minęło już trochę czasu. Ogłoszenie umieściłem nazajutrz po uzyskaniu nowego
domownika, nie chcąc się za bardzo do niego przyzwyczaić. Starałem się na
każdym kroku traktować szczeniaka z jak największym dystansem, bojąc się, że
jeśli chociaż na chwilę stracę kontrolę nad sobą, to to małe stworzenie pożre w
całości moje nieodporne na urocze szczenięta serce. Od dziecka wykazywałem się
wyjątkową uległością wobec zwierząt i nie chodzi nawet o słodkie psy.
Potrafiłem przynieść do domu obślizgłą żabę, a nawet raz zabrałem z drogi
martwego kota, chcąc go pochować w ogródku. Rodzice urządzili mi niezłą
awanturę, a ojciec spuścił mi takie lanie, że przez dwa dni nie mogłem usiąść
na tyłku.
Dlatego teraz za wszelką cenę ograniczałem kontakty z Lulu
do minimum. Z jednej strony chciałem go zostawić u siebie, jednak z drugiej
wiedziałem doskonale, że nie byłbym idealnym właścicielem, chociaż oddałbym bez
namysłu całe swoje serce temu małemu stworzeniu. Problem polegał na tym, że nie
miałbym dla niego wystarczająco dużo czasu. Całe dnie spędzam na uczelni, przez
co Lulu musiałby siedzieć całkowicie sam. Już nieraz widziałem, co taki pies
potrafi zrobić z mieszkaniem, gdy nie zapewni mu się odpowiedniej rozrywki.
Wolałbym nie wrócić pewnego dnia do zdemolowanego domu tylko dlatego, że
szczeniakowi się nudziło, a nasikanie do moich butów wydawało mu się idealnym
zajęciem. Już i tak przez tych kilka dni zdążył pogryźć moje kapcie, obsikać
dywan i zniszczyć zeszyt z notatkami z jednego z najważniejszych przedmiotów.
- Lulu! – pisnąłem głośno, gdy szczeniak przebiegł z jednym
końcem papieru toaletowego w pysku, ciągnąc za sobą całą rolkę. – Ty mały… Ty
mały potworze! – krzyknąłem, podrywając się z kanapy i rzucając się w pościg za
uciekającym zwierzakiem.
Niestety nim udało mi się go złapać, ten obwiązał papierem
połowę salonu i w dodatku zrzucił ze stolika figurkę smoka, którą dostałem od
mamy na urodziny. Była naprawdę bardzo ładna, dlatego nieco się zdenerwowałem,
ale nie zamierzałem krzyczeć na szczeniaka. No cóż, każdy w życiu zrobił coś
głupiego. Pozbierałem z podłogi potłuczoną figurkę i wrzuciłem odłamki do
kosza, by przypadkiem Lulu się nie pokaleczył. Zadowolony szczeniak podążał za
mną krok w krok, co chwilę wesoło poszczekując, jakby cieszył się, że kolejny
raz coś popsuł. Czasami miałem wrażenie, że to diabeł wcielony, a z początku
wydawał się być taki spokojny.
Westchnąłem głośno i zerknąłem na wibrujący telefon, który
leżał na stoliku. Całe szczęście, że on także nie ucierpiał, bo wtedy naprawdę
bym się wściekł. Zerknąłem na wyświetlacz i uniosłem pytająco brwi, widząc
nieznajomy numer. Normalnie bym zignorował połączenie, jednak teraz co chwilę
dzwonił ktoś w sprawie ogłoszenia, które umieściłem na jednej ze stron
internetowych, a także na tablicy na terenie uczelni. Tamtędy codziennie
przechodziło pełno studentów, więc miałem nadzieję, że w końcu uda mi się trafić
na odpowiednią osobę, która miałaby ogromne serce dla zwierząt i mnóstwo czasu
na zajmowanie się Lulu.
- Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia. Czy jest ono nadal
aktualne? – zapytała, a może raczej wyrzuciła z siebie dziewczyna.
- Nie, przykro mi – powiedziałem i szybko się rozłączyłem.
Tak naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego skłamałem, ale
głos tej dziewczyny był tak irytujący, że nie chciałbym, by Lulu musiał go
codziennie słuchać. Ja sam po kilku sekundach miałem dość, a co dopiero, gdybym
porozmawiał z nią nieco dłużej. Mniej więcej właśnie tak wyglądała większość z
rozmów, jakie przeprowadziłem z potencjalnymi właścicielami Lulu. Z niektórymi
nawet się spotkałem, nie chcąc ich od razu oceniać po telefonicznej pogaduszce,
która trwała zaledwie kilka minut. Niestety żadna z tych osób nie spodobała mi
się na tyle, bym rozważał oddanie Lulu w jej ręce.
W ten oto sposób wciąż tkwiłem w martwym punkcie, a Lulu
zaczynał się coraz bardziej panoszyć w moim mieszkaniu i sercu. Czułem, że
jeśli szybko nie znajdę odpowiedniej osoby, to ostatecznie szczeniak zostanie
ze mną, a mnie prędzej czy później wykończą wyrzuty sumienia wywołane brakiem
odpowiedniej ilości czasu dla Lulu.
- I co ja mam z tobą zrobić, co? – zapytałem siedzącego
naprzeciwko mnie szczeniaka, który na te słowa przekrzywił nieco łepek i
uważnie mi się przyjrzał.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową, nie mogąc
uwierzyć, że wystarczy jedno spojrzenie jego ślicznych oczu, bym totalnie
uległ. Załamany ukryłem twarz w dłoniach i westchnąłem ciężko, dając upust
narastającej we mnie frustracji. Nawet nie zauważyłem kiedy Lulu wskoczył na
kanapę, na której siedziałem i wdrapał się na moje nogi. Spojrzałem na niego
niepewnie, zastanawiając się czego chce i nie musiałem długo czekać, bo po chwili
poczułem jego ciepły język na moich ustach.
- Fe! Tylko bez takich! – powiedziałem rozbawiony,
wycierając rękawem bluzy wargi.
Widząc, jak wielką radość szczeniakowi sprawił ten gest,
parsknąłem śmiechem i podrapałem go za uszami. Lulu przymknął powieki i ziewnął
przeciągle, sprawiając, że znów zachciało mi się śmiać. Jak tak dalej pójdzie,
to naprawdę wymięknę.
3
Trzy tygodnie – dokładnie tyle czasu zajęło mi znalezienie
odpowiednich osób, które mogłyby zaopiekować się Lulu. Niestety po raz kolejny wykazałem
się wyjątkowym niezdecydowaniem i zamiast od razu podjąć decyzję, ja się
zawahałem i w ten oto sposób zostało dwóch chłopaków, którzy idealnie nadawali
się na właściciela tego małego potworka, który przez ten czas doprowadził moje
mieszkanie do ruiny. Właśnie tego najbardziej się obawiałem. Chociaż przed
zajęciami zabierałem go na długi spacer, a później od razu wracałem do domu, to
on i tak znajdował czas na psucie wszystkiego, co tylko znalazło się w jego
zasięgu. Kto by przypuszczał, że taki mały pies może narobić tyle szkód.
W taki oto sposób poznałem paręnaście osób, jednak to
właśnie Byun Baekhyun i Kim Jongin okazali się być najlepsi. Dobrze, może
„najlepsi” to za duże określenie, ale spośród wszystkich potencjalnych
właścicieli, to właśnie oni najbardziej do mnie przemówili. Każdy z nich był
inny, można powiedzieć, że stanowili swoje przeciwieństwa. Właśnie dlatego tak
ciężko było mi wybierać pomiędzy nimi. Obu ich polubiłem, co tylko sprawiło, że
postawiłem samego siebie w beznadziejnej sytuacji.
- Lulu! – krzyknąłem na całe mieszkanie, nie mogąc nigdzie
znaleźć szczeniaka.
Musiałem przyznać, że przez te ostatnie tygodnie
niesamowicie urósł i powoli przestawał mieścić się w posłaniu, które
własnoręcznie mu zrobiłem z kilku ręczników i kocyka. Jednego wieczora
zasypiasz z maleńkim szczeniaczkiem, a następnego dnia budzi cię stojąca na
twoim brzuchu bestia. Może trochę przesadziłem z tą bestią, ale musiałem
przyznać, że Lulu przybrał na wadze, więc już nie pozwalałem mu wdrapywać się
na mnie, bo chyba umarłbym na bezdech, gdyby tak zasnął na mojej klatce
piersiowej.
- Chodź, bo się spóźnimy! – powiedziałem zniecierpliwiony,
tupiąc nogą, jak to zawsze miałem w zwyczaju robić, gdy na coś lub kogoś za
długo czekałem.
Po chwili ujrzałem wbiegającego do przedpokoju samojeda,
więc przypiąłem smycz do jego obroży i otworzyłem drzwi na oścież. Lulu od razu
wyszedł na korytarz i merdając wesoło ogonem, poczekał aż zamknę mieszkanie.
Razem zbiegliśmy po schodach na parter bloku i udaliśmy się w umówione miejsce,
gdzie mieliśmy się spotkać z Baekhyunem.
Sam nie wiem, jak i kiedy, ale naprawdę polubiłem tego
chłopaka. Może nie mieliśmy ze sobą wiele wspólnego, jednak znalazło się parę
rzeczy, które nas połączyły. Obaj uwielbiamy zwierzęta i mamy ogromną słabość
do Bubble Tea. To właśnie w jednej z
kawiarni podającej mój ulubiony przysmak spotkaliśmy się po raz pierwszy,
jednak mogliśmy jedynie zamówić po napoju i od razu musieliśmy się przenieść do
parku, gdyż siedzenie z psem w kawiarni było zabronione. Spędziliśmy razem cały
dzień, podczas którego starałem się poznać tego chłopaka jak najlepiej. Ku
mojej uciesze nie pił ani nie palił i nie był także zwolennikiem szalonych
imprez. Może to wcale nie miałoby takiego znaczenia dla innej osoby, jednak ja
podchodziłem bardzo poważnie do adopcji Lulu. Nie chciałem oddawać go w ręce
nieodpowiedzialnego człowieka, który po jakimś czasie by się nim znudził i
wyrzucił szczeniaka do śmietnika, jak jego poprzedni właściciel.
- Hyung!
Obejrzałem się za siebie i uśmiechnąłem promiennie na widok
biegnącego w moją stronę Baekhyuna. Jego purpurowe włosy idealnie połyskiwały w
promieniach popołudniowego słońca, a szeroki uśmiech widniejący na
zarumienionej twarzy sprawiał, że moje serce biło nieco szybciej. Reagowałem tak
samo za każdym razem, gdy się z nim spotykałem, co powoli zaczynało mnie
przerażać.
- Cześć, Baekkie – przywitałem się z chłopakiem, gdy
nareszcie znalazł się obok. – Myślałem, że mamy spotkać się w kawiarni.
- Właśnie tam szedłem, gdy was zobaczyłem – powiedział
zadowolony, odgarniając z czoła kosmyki włosów. Spojrzał na Lulu i ciesząc się,
jak małe dziecko z otrzymanego prezentu urodzinowego, kucnął przy szczeniaku i
zaczął się z nim witać. – Wydaje mi się, że ostatnim razem, gdy cię widziałem,
byłeś o wiele mniejszy – zaśmiał się, drapiąc Lulu za uszami.
- Mnie to mówisz? – prychnąłem, wsuwając wolną dłoń do
kieszeni spodni. – Nie dość, że niesamowicie szybko rośnie, to na dodatek je
więcej ode mnie.
- Da się jeść więcej od ciebie, hyung? – Baekhyun wstał na równe nogi i uśmiechnął się do mnie
zadziornie, na co ja zmrużyłem groźnie oczy i wbiłem w chłopaka mordercze
spojrzenie. – Żartuję! – parsknął śmiechem, widząc moją pseudo groźną minę.
Założyłem ręce na torsie, jednak nie umiałem się gniewać na
niego dłużej niż kilka sekund. Poza tym śmiać mi się chciało, gdy przypomniałem
sobie nasz ostatni wspólny wypad na miasto, kiedy to po długim włóczeniu się po
okolicy, postanowiliśmy pójść coś zjeść. Skończyło się na tym, że o mały włos
nie wyjadłem całego zapasu jedzenia w jednej z restauracji. Nie moja wina, że
miałem dobrą przemianę materii i czasami mogłem jeść bez jakichkolwiek
zahamować.
- Idziemy na Bubble
Tea? – zapytał Baekhyun, zabierając ode mnie smycz Lulu.
W odpowiedzi skinąłem głową i ruszyłem za młodszym
chłopakiem w stronę naszej kawiarni. Powoli moje myślenie zaczynało mnie
przerażać. Bałem się, że Baekhyun może niespodziewanie stać się dla mnie kimś o
wiele ważniejszym, a nie wiedziałem do końca, czy naprawdę tego chcę. Nie
lubiłem przywiązywać się do ludzi, bo oni i tak prędzej czy później odchodzili.
Może z Baekhyunem wcale by tak nie było, jednak nie zamierzałem ryzykować.
- O czym tyle myślisz, hyung?
– odezwał się chłopak, zatrzymując się przed wejściem do kawiarni. – Ten
sam smak, co zawsze?
- Tak – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko, odbierając
od Baekhyuna smycz Lulu.
Szczeniak momentalnie pociągnął mnie w stronę wejścia do
kawiarni, przez które właśnie przechodził Byun. Czułem dziwną zazdrość, że Lulu
tak panicznie reaguje na chwilowe zniknięcie tego chłopaka, jednak zdawałem
sobie sprawę z tego, że kiedy ja wychodzę z mieszkania, zachowuje się znacznie
gorzej. Dowodem na to były poniszczone przedmioty, które znajdowałem po powrocie
do domu.
- Proszę. – Baekhyun podał mi kubek z napojem i uśmiechnął
się promiennie. – Idziemy do parku czy tym razem wybieramy inne miejsce?
- Obojętnie. – Wzruszyłem ramionami i wziąłem porządny łyk
schłodzonej Bubble Tea.
Byłem wdzięczny temu chłopakowi, że jest tak bardzo
cierpliwy i nie naciska na mnie, bym w końcu wybrał, komu oddam Lulu. Byłem mu
także wdzięczny za to, że nie pytał o powód mojego niezdecydowania. Wolałbym
nie mówić, że po prostu lubię spędzać z nim czas i właśnie dlatego tak bardzo
zwlekam z podjęciem decyzji.
4
Narzuciłem na siebie kurtkę i otworzywszy drzwi na oścież,
wypuściłem Lulu na korytarz. W pośpiechu zamknąłem mieszkanie i czym prędzej
zbiegłem za szczeniakiem po schodach, wiedząc doskonale, że jesteśmy już
spóźnieni na spotkanie z Jonginem. Nienawidziłem się spóźniać i naprawdę rzadko
mi się to zdarzało, chociaż odkąd posiadałem Lulu coraz częściej przytrafiały
mi się takie wpadki. Bo to albo Lulu nie chciał wyjść spod łóżka, albo po
drodze musiał obwąchać każdy mijany krzaczek, albo jak na złość musiał schować
mi buty w mało dostępnych miejscach, do których normalnie nie zaglądam. Tak,
pomimo tej uroczej aury, która otaczała Lulu, skrywał w sobie prawdziwą bestię,
więc nie dziwiłem się, że i na spotkanie z Jonginem biegłem, jak nienormalny.
Nigdy nie lubiłem się spóźniać, bo sam także nienawidziłem
czekać na drugą osobę. Doprowadzało mnie to do istnej furii, dlatego starałem
się zawsze być punktualnym. Niestety ociągający się Lulu skutecznie
uniemożliwiał mi zmniejszenie spóźnienia, co powoli zaczynało być irytujące.
Kiedy zatrzymał się przy kolejnym krzaczku, warknąłem głośno i tupnąłem ze
złości nogą, co musiało wyglądać wyjątkowo zabawnie.
- Błagam cię! Jak już spotkamy się z Jonginem, to będziesz
mógł wąchać każde źdźbło trawy, ale teraz się pospieszmy! – poprosiłem
zniecierpliwiony, przebierając nogami w miejscu.
Spojrzałem błagalnym wzrokiem na szczeniaka, który leniwie
uniósł nogę, zaznaczył kilkoma kropelkami gałązki krzaku i zadowolony podreptał
przed siebie, powodując, że poziom mojej frustracji jeszcze bardziej się
zwiększył. Przynajmniej mogliśmy w końcu udać się do parku, gdzie umówiłem się
z Jonginem.
Na widok siedzącego na ławce chłopaka, uśmiechnąłem się
szeroko i przyspieszyłem kroku, chcąc znaleźć się jak najszybciej obok niego.
Zdyszany, jak po przebiegnięciu maratonu, zatrzymałem się przed szatynem i
pomachałem mu dłonią przed twarzą. Zaskoczony chłopak otworzył szeroko oczy i
spojrzał na mnie ze strachem. Uśmiechnąłem się promiennie i przysiadłem obok
niego na ławce.
- Długo czekasz? – spytałem, wciąż próbując uspokoić oddech
i kołaczące w piersi serce. Jongin niemrawo skinął głową i uśmiechnął się pod
nosem, wyciągając rękę do Lulu, który od razu zaczął ją lizać. – Jakoś nie
mogliśmy się dzisiaj wybrać z domu.
- Nic się nie stało – stwierdził Jongin, sadzając sobie
Lulu na kolanach. Szczeniak od razu oparł się łapkami o tors szatyna i zaczął
lizać go po twarzy. – Całuśny jesteś – zaśmiał się dźwięcznie.
Uśmiechnąłem się automatycznie, jednak nie wiedziałem
dokładnie, czy było to spowodowane jego słowami, czy faktem, że powoli
uzależniałem się od jego głosu i od wszystkiego, co go dotyczyło. Już sam nie
wiedziałem, co się ze mną dzieje, ale wcale mi się to nie podobało. W mojej
głowie panował istny chaos, a ja nie potrafiłem nad nim zapanować. Lubiłem
Jongina, naprawdę go lubiłem. Być może zauroczyłem się w nim już podczas
naszego pierwszego spotkania, jednak nie chciałem, by to zamieniło się w coś
więcej. Wolałem pozostawić nasze relacje na etapie koleżeństwa, ewentualnie
przyjaźni.
- Chciałbym ci coś pokazać – powiedział w pewnym momencie
Jongin, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia. Spojrzałem na niego pytająco,
na co on uśmiechnął się tajemniczo i wstał z ławki, wyciągając w moją stronę
dłoń. – Po prostu ze mną chodź.
Nie mając wyjścia, podniosłem się z siedzenia i złapałem
chłopaka za rękę, jakby bojąc się, że ten zaraz gdzieś zniknie, a ja zostanę
sam. Tego bym nie chciał. Naprawdę.
Westchnąłem cicho, podążając wiernie za szatynem, który pod
pachą trzymał Lulu. Po tych kilku naszych spotkaniach poznał już tego
szczeniaka i wiedział, jaki uparty niekiedy potrafi być, do tego dochodzą
ciągłe obwąchiwania mijanych krzaków i oznaczanie wszystkiego, co tylko wyda
się Lulu ciekawe. Tak, do tego psa trzeba mieć wyjątkową cierpliwość. Na
szczęście Jongin był usposobieniem spokoju i niezwykłej harmonii. W
przeciwieństwie do Baekhyuna, który tryskał energią i zarażał wszystkich
dookoła swoim optymizmem. Najzabawniejsze w tej całej sytuacji było to, że
Jongin i Baekhyun byli swoimi totalnymi przeciwieństwami, ale jednocześnie
dzięki temu w każdym z nich mogłem odnaleźć cząstkę siebie. Zdecydowanie
znalazłem się pomiędzy młotem a kowadłem.
- Gdzie mnie prowadzisz? – zapytałem już nieco zdyszany,
wzmacniając uścisk dłoni, by ręka szatyna mi się nie wyślizgnęła. – Yah! Nie
bądź taki tajemniczy!
- Zaczekaj, zaraz będziemy na miejscu – powiedział
rozbawiony, przyciągając mnie do siebie tak, że teraz szliśmy obok krok w krok.
Uśmiechnąłem się do chłopaka i pokręciłem głową z
rozbawieniem, zerkając przy okazji na Lulu, którego głowa podrygiwała wraz z
każdym krokiem szatyna. Śmiać mi się chciało, bo wyglądał jak te specjalne
pieski do samochodów, które tak zabawnie kiwają głowami, gdy się jedzie.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przed niewielkim
budynkiem, który okazał się być schroniskiem dla psów. Spojrzałem szeroko
otwartymi oczami na Jongina i rozdziawiłem usta, nie bardzo wiedząc, o co
chodzi.
- To schronisko należące do moich rodziców – wyjaśnił, widząc
moją zapewne bardzo głupią minę. – Chcesz wejść do środka?
Kiwnąłem głową na zgodę, nie mogąc nawet wydusić z siebie
słowa. Chłopak wcześniej słówkiem nie wspomniał o tym, czym tak naprawdę się
zajmuje. Przynajmniej teraz wiedziałem, skąd wzięła się u niego tak wielka
miłość do zwierząt, zwłaszcza psów.
- I jak? – zapytał Jongin, stawiając Lulu na ziemi. Samojed
od razu zaczął obwąchiwać drzwiczki boksów, w których mieszkały psy
przeznaczone do adopcji. – To jest mój ulubieniec – powiedział, wskazując
uroczego i nad wyraz pobudzonego spaniela.
- Długo już macie to schronisko? – Rozejrzałem się dookoła
siebie, przeskakując wzrokiem z klatki na klatkę.
Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się żal tych wszystkich
psów. Wiedziałem doskonale, że ktoś taki, jak Jongin, na pewno zapewnia im
odpowiednią opiekę i dba o nie, jak o własne psy, ale sam fakt, że muszą
mieszkać w schronisku sprawiał, że moje serce łamało się na pół. Za każdym
razem, gdy przychodzili do tego miejsca jacyś ludzie, każdy z tych psów miał
nadzieję, że to będzie jego szczęśliwy dzień i może tym razem odnajdzie swojego
właściciela, który zabierze go do przytulnego domu i codziennie będzie go
przytulał i dawał smakołyki. Niestety większość z nich, zwłaszcza te starsze,
skazana była na mieszkanie w schronisku, a przecież nawet najlepiej wyposażone
nie mogło zastąpić prawdziwego domu.
- Wszystko w porządku? – Jongin przejechał dłonią po moim
ramieniu i spojrzał na mnie uważnie. Skinąłem niepewnie głową i popatrzyłem
smutnym wzrokiem na uroczego spaniela, który opierał się przednimi łapkami o
drzwi boksu i uważnie mi się przyglądał. – Czemu jesteś smutny?
- Żal mi tych psiaków – westchnąłem, czując zbierające się
w moich oczach łzy. Przeniosłem wzrok na chłopaka i wygiąłem usta w podkówkę,
bojąc się, że zaraz się rozkleję, potwierdzając słowa mojego ojca, że jestem
emocjonalną papką, która nie będzie umiała sobie poradzić w życiu. – Nie
przejmuj się mną. Ja tak zawsze.
- Może się przejdziemy? – zaproponował, a ja odetchnąłem z
ulgą i z chęcią się zgodziłem.
Ostatni raz spojrzałem na te wszystkie biedne psy i
wyszedłem za Jonginem z budynku. Przez dłuższy czas milczałem, próbując dojść
do siebie po tym, co zobaczyłem w schronisku. Musiałem przyznać, że warunki
były naprawdę bardzo dobrze, ale to w niemałym stopniu poprawiało mi humor.
Gdyby mógł, to zabrałbym te wszystkie psy do siebie i zajął się nimi, jak
należy. Nawet oddałbym im swoje łóżko, byleby tylko wynagrodzić im te wszystkie
dni oczekiwania na odpowiedniego właściciela.
- Hej, co się stało? – Jongin trącił mnie łokciem w bok i
uśmiechnął lekko, gdy na niego spojrzałem. – To przez schronisko? Nie musisz
się martwić. Tym psom naprawdę niczego nie brakuje.
- Przecież wiem – rzuciłem pod nosem, zerkając na
drepczącego przed nami Lulu. – Zawsze tak mam, jak odwiedzam schroniska dla
psów, dlatego rzadko to robię. Kiedyś byłem wolontariuszem, ale moja psychika
nie była aż tak odporna, jak mi się zdawało i musiałem odpuścić.
- Gdybyś kiedyś miał ochotę, to możesz wpaść i mi pomóc.
Najczęściej to właśnie ja zajmuję się tymi psami. Rodzice nie mają teraz za
dużo czasu, ale nie chcą zamykać schroniska, bo takich miejsc nigdy za mało –
powiedział Jongin, a ja uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową na zgodę.
- Dzięki, Jongin – powiedziałem, zatrzymując się przed moim
blokiem. – Za dzisiaj i… ogólnie za wszystko.
Szatyn skinął głową i uśmiechając się promiennie, odszedł w
swoją stronę. Odczekałem jeszcze chwilę i gdy zniknął mi z oczu, wszedłem razem
z Lulu do bloku. Albo mi się zdawało, albo nawet szczeniak nie chciał rozstawać
się z Jonginem, jednak czy mogłem się temu dziwić? Ten chłopak w mgnieniu oka
zdobył serce Lulu i być może nie tylko jego.
5
Poprawiłem przed lustrem jasne włosy i westchnąłem głośno,
zerkając pod nogi, przy których siedział Lulu. Przyjrzałem się szczeniakowi i
gdy ten podchwycił moje spojrzenie, uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem go na
ręce. Przytuliłem psa mocno do siebie, zaciągając się jego przyjemnym zapachem
bławatkowego szamponu dla psów i przymknąłem powieki, chcąc się jeszcze
nacieszyć obecnością szczeniaka.
Nadszedł dzień naszego rozstania i chociaż wiedziałem, że
będę mógł się z nim spotykać, to i tak odczuwałem dziwną pustkę spowodowaną tym
faktem. Nie chciałem go oddawać, nawet wiedząc, że trafi do odpowiednich rąk.
Ciężko było mi się przyznać, ale przywiązałem się do tego szczeniaka, dlatego
tym ciężej było mi się z nim rozstawać.
- Zaraz powinni tutaj być – powiedziałem do Lulu, kładąc go
na kanapie. – Gotowy?
Szczeniak spojrzał na mnie wielkimi oczyskami i przekrzywił
lekko łepek, zapewne zastanawiając się, o czym ja mówię. Sam dokładnie nie
wiedziałem, co wygaduję, więc nie mogłem mieć pretensji do Lulu, że się tak
dziwnie na mnie patrzy. Kucnąłem przed szczeniakiem i podrapałem go za uszami,
nie mogąc uwierzyć, że już tego wieczora będę zasypiał w pustym łóżku. Jutro
nikt mnie nie przywita, kiedy wrócę z uczelni, nikt nie będzie żebrał o kawałek
mięsa przy obiedzie, a tym bardziej nikt nie zaszczeka, gdy sąsiadka z
naprzeciwka znów upuści po drodze pęk kluczy.
Nie chcąc się za bardzo rozczulać, odsunąłem się od Lulu i
poszedłem do kuchni. Chciało mi się płakać. Naprawdę miałem ochotę usiąść w
kącie pokoju i się rozpłakać. Czułem się tak, jakbym miał oddać własne dziecko
obcym ludziom i poniekąd tak też było. Może nawet z Lulu ciężej było mi się
rozstać, bo do dzieciaków nigdy nie miałem cierpliwości i nigdy też nie
planowałem mieć własnego. Psy zawsze odgrywały znaczącą rolę w moim życiu, więc
nie dziwiłem się sobie, że tak szybko pokochałem Lulu.
Dzwonek do drzwi przerwał moje rozżalanie się nad sobą i
zmusił do wyjścia z kuchni. W przedpokoju natknąłem się na Lulu, który merdał
wesoło ogonem i przytykał nosek do szpary pod drzwiami, chcąc wywęszyć, kto też
do nas przyszedł. Wiedziałem, że to któryś z chłopaków, dlatego nawet nie
sprawdzałem i od razu otworzyłem. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem
zarówno Jongina, jak i Baekhyuna. Przywitałem się z nimi i wpuściłem ich do
środka, kierując się od razu do salonu.
Czułem się, jak przed najważniejszym egzaminem w życiu, a
fakt, że musiałem wybrać pomiędzy tymi dwoma chłopakami, tylko pogarszał mój i
tak już zły humor. Nie chciałem decydować, bo wiedziałem doskonale, że obaj
pokochali Lulu i idealnie nadają się na jego właścicieli.
Spojrzałem na szczeniaka, który siedział obok mnie i wciąż
merdając ogonem, spoglądał to na moją osobę, to znów na stojących przed nami
chłopaków. Wziąłem głęboki wdech i zebrawszy w sobie wszelkie pokłady odwagi,
wypuściłem powoli powietrze przez rozchylone usta.
- To naprawdę był ciężki wybór i wiem, że wcale nie
powinienem był robić tego „castingu” – powiedziałem, nerwowo skubiąc skórkę
przy kciuki. – Wiem, że obaj pokochaliście Lulu, dlatego tym ciężej było mi
podjąć decyzję – kontynuowałem, patrząc to na Jongina, to na Baekhyuna, którzy
cierpliwie czekali na to, aż wyjawię im „wyniki plebiscytu”.
Spojrzałem na Lulu i to był mój błąd, gdyż kiedy zobaczyłem
jego wielkie oczy i zwisający z boku pyska język, a także ten uśmiech, do końca
pękłem, jednak to także pomogło mi podjąć decyzję, a raczej ją zmienić.
- Przepraszam, ale nie mogę go oddać – powiedziałem,
przenosząc wzrok na chłopaków, którzy nawet nie próbowali ukryć zaskoczenia.
Otworzyli szeroko oczy i rozdziawili buzie, wpatrując się we mnie uważnie. –
Wiem, niepotrzebnie urządzałem to całe przedstawienie, ale przywiązałem się do
Lulu i nie jestem w stanie go oddać.
Chciałem dodać, że jedynym plusem w tej całej sytuacji było
to, że ich poznałem, ale uznałem, że to mogłoby zabrzmieć bardzo żałośnie.
Dlatego też jedynie uśmiechnąłem się do nich przepraszająco i kiedy już
pożegnali się z Lulu, odprowadziłem ich do drzwi i jeszcze raz przeprosiłem za
całe zamieszanie.
- To może dasz się zaprosić na kawę? – zapytał Jongin,
kierując te słowa do idącego obok niego Baekhyuna.
Uśmiechnąłem się pod nosem i nim zdołałem usłyszeć
odpowiedź chłopaka, zamknąłem drzwi i wróciłem do salonu, gdzie czekał na mnie
Lulu. Z okrzykiem radości wziąłem szczeniaka na ręce i przytuliwszy go do
siebie, zacząłem okręcać się z nim wokół własnej osi. Trzymając Lulu w
ramionach, podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie na znajdującą się przed
blokiem ulicę. Po chwili pojawili się na niej Jongin i Baekhyun. Ciekaw
dalszego rozwoju wydarzeń, postanowiłem poczekać jeszcze chwilę i naprawdę było
warto. Na widok idących w tę samą stronę chłopaków, uśmiechnąłem się promiennie
i podrzuciłem lekko szczeniaka, ciesząc się, jak małe dziecko, że kilka dni
wcześniej zapoznałem ze sobą Jongina i Baekhyuna.
6
Zacisnąłem mocniej dłoń na smyczy i pociągnąłem Lulu za sobą.
Odkąd ostatni raz widziałem się z Jonginem i Baekhyunem, minęły dwa tygodnie.
Jakoś nie miałem odwagi, by do któregoś z nich zadzwonić i poprosić o
spotkanie. Czułem się podle, że najpierw obiecywałem im oddanie Lulu, a potem
tak bezczelnie zostawiłem go sobie. Próbowałem tłumaczyć to, że przecież miałem
prawo zmienić zdanie, bo nie byłem z nimi związany żadną umową, ale wyrzuty
sumienia robiły swoje. Dlatego właśnie postanowiłem się przemóc i złożyć
niezapowiedzianą wizytę Jonginowi, licząc na to, że ten nie wyrzuci mnie ze
schroniska, do którego właśnie zmierzałem. Miałem nadzieję, że chociaż chwilę
porozmawiam z chłopakiem i jakimś cudem wyjaśnię, co takiego ostatnio właściwie
się stało.
Tylko czy naprawdę musiałem się przed nimi tłumaczyć? Na
ich miejscu pewnie też bym się zdenerwował, ale potem zrozumiałbym tę osobę, bo
przecież człowiek potrafi w szybkim czasie się do kogoś przywiązać, zwłaszcza
takiego kogoś, jak Lulu.
Musiałem przyznać przed samym sobą, że popełniłbym ogromny
błąd, gdybym oddał tego szczeniaka innej osobie. Stanowiliśmy zgrany duet i
Lulu nawet przestał demolować mi mieszkanie, co oznaczało, że powoli zaczął
wkraczać w bardziej dojrzały etap życia. Może jeszcze czasami zdarzało mu się
ukraść mi buta, ale robił to zwykle wtedy, gdy musiałem wychodzić na uczelnię,
co tylko potwierdzało fakt, że niesamowicie się do mnie przywiązał. Lulu
niespodziewanie stał się moim najlepszym przyjacielem, z którym potrafiłem
rozmawiać nawet kilka godzin nim poszedłem spać. Oczywiście był to bardziej
jednostronny monolog, jednak zdarzyło mu się przerwać mi głośnym szczeknięciem
czy zabawnym pomrukiem, gdy opowiadałem, jak to przypadkiem wpadłem na studenta
z pierwszego roku i wylałem na niego sok z czarnych porzeczek.
Zatrzymałem się w końcu przed schroniskiem i niepewnie
zajrzałem z bezpiecznej odległości do środka. Drzwi były otwarte na oścież,
więc bez problemu mogłem dojrzeć to, co dzieje się wewnątrz budynku. Na widok
Jongina uśmiechnąłem się promiennie i wziąłem Lulu na ręce, chcąc wejść na teren
posiadłości. Nim to jednak uczyniłem, obok szatyna pojawił się roześmiany
Baekhyun, który chyba próbował zrobić chłopakowi zdjęcie, bo wymachiwał swoim
telefonem na wszystkie strony. W końcu został zamknięty w szczelnym uścisku
ramion Jongina, który przytulił go od tyłu i opierając brodę na jego ramieniu,
wyrwał mu z dłoni komórkę. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych, więc nie
zamierzałem im przeszkadzać i wciąż trzymając Lulu w ramionach, odszedłem w
swoją stronę.
- Bo widzisz Lulu, najważniejsze to odnaleźć własne
szczęście – powiedziałem do szczeniaka, na co on wyciągnął maksymalnie szyję i
polizał językiem mój policzek.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się uśmiechnąć i
mieć nadzieję, że związek Jongina i Baekhyuna przetrwa wszystko, nawet najboleśniejszy
upadek.
To było.. piękne. Naprawdę, bardzo mi się podobało :> Od początku do końca miło się czytało, błędów żadnych nie wyłapałam, piszesz piękne opisy.. No i oczywiście wielki plus za unikalny paring ;3 Oby więcej takich fanficków, weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńWiesz co? siedzę już kilka minut i szczerzę się jak debil, nawet nie wiedząc jak zacząć komentarz. To było g e n i a l n e. Zacznę tak od końca - znów mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się, że tak to się skończy, że Lulu zostanie u Luhana, a Jongin będzie z Baekhyunem! Ale to chyba był najlepszy pomysł, bo przez cały czas miałam w głowie jak to szkoda będzie tego drugiego chłopaka, tego który nie dostanie Lulu. I też tak myślałam, że może to Luhan będzie z którymś z chłopaków i znów to samo odczucie. A tak wyszło idealnie, nie ma nikogo poszkodowanego. Byłam zaskoczona końcową decyzją, ale jednak nie ma co się dziwić, przez tyle czasu naprawdę można się do kogoś bardzo przywiązać. Samo to, że to on go uratował, nie chcę nawet myśleć, co by się mogło z tym psiakiem stać, gdyby nie Luhan. Nie wiem co za bestie żyją na tym świecie, że mogą robić takie rzeczy, nigdy nie zrozumiem jak można skrzywdzić takie bezbronne istoty.
OdpowiedzUsuńA jednak Lulu się okazał małym psotnikiem. Chociaż się chłopakowi nie nudziło. Miał po kim sprzątać :D Najbardziej to się cieszę, że wszystko się dobrze zakończyło. Polubiłam takie zakończenia ^^ Oh i Baekhyun z Jonginem. Nie spodziewali się, że zgłaszając się po szczeniaka znajdą miłość.
No i w taki sposób kolejny Twój oneshot wylądował bardzo wysoko na mojej liście ulubionych. :3
Ja czytałam gdzieś, że funkcja obserwowania ma w ogóle zniknąć z blogspota o_O jak ja się wtedy będę z tym wszystkim ogarniać to nie wiem.
Twoje zakończenia zawsze mnie zaskakują, przysięgam. Co prawda od początku podejrzewałam, że Lulu jednak zostanie z tym drugim Lulu (chociaż myślałam też o tym, że może odda któremuś a z drugim będzie się spotykał), ale ta końcówka.. No do momentu wyjścia chłopaków z domu Hana to się nie spodziewałam. :D
OdpowiedzUsuńI mimo, że mam całkiem inny obraz Luhana w swojej głowie to jakoś przy Twoich opowiadaniach potrafię uwierzyć, ba, widzę w głowie jak przytula tego słodkiego psiaka czy jest na skraju płaczu, bo nie chce go oddać. :3
Wolę czytać opowiadania w trzeciej osobie, ale tutaj to mi kompletnie nie przeszkadzało. Wszystko takie lekkie i miłe, aż się przyjemnie robi.
Nagadałam się, standardowo (to i tak krótko jak na mnie, dlatego tak rzadko piszę komentarzę, chociaż ostatnimi czasy wiem, jak to autora cieszy, więc się staram :D )
Noo cóż, pozostaje mi życzyć dalszej weny i czekać na następne (;
Główny bohater to tak jak ja. Bardzo kocham psy i nienawidzę ludzi, którzy je krzywdzą. Bo jak tak można ? To tylko niewinne zwierzątka, które również potrzebują miłości :)
OdpowiedzUsuńLulu był naprawdę uroczy. Polubiłam tego psiaka i cieszę się, że Luhan go nie oddał. Zdążył się do niego przywiązać ;)
Śmiać mi się chciało jak ukradł tą rolkę papieru ;d
Ten oneshot jest jednym z moich ulubionych. Jest naprawdę wspaniały. Cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło.
Ach, uwielbiam cię za ten twój talent,
Pozdrawiam ! :)
Trochę mnie zaskoczyłaś, ale to dobrze, bo lubie niespodzianki. Byłam pewna, że tym razem paringiem też będzie Lukai, więc byłam niemal przygotowana, na słodką końcówkę z tą parą. Jednak w sumie dobrze się stało, bo na miejscu Luhana nie wiedziałabym kogo wybrać.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czułam, że główny bohater naprawdę jest mi bliski. Rzadko spotykam osobę, która naprawdę kocha zwierzęta, dlatego widok tak słodkiego Luhana i jego równie słodkiego towarzysza naprawdę mnie rozkleił (ale tak chyba mają wszystkie dziewczyny). U mnie może cała ta "miłość do zwierząt" dziwnie się przejawia, bo raz nawet szkoda mi było zabijać komarów w moim pokoju i chciałam je na zewnątrz transportować w słoiku. :D
Zakończyłaś to tak słodko, że nawet nie wiem co powiedzieć (właściwie napisać). Słowa Luhana na sam koniec jakoś trochę mnie przygnębiły, ale były takie słodkie i szczere, że nie umiem tego ująć słowami (ciągle wydaje mi się, że jednak Luhan coś czuje do Kaia - no bez powodu nie poszedł się z nim spotkać).
Mam nadzieje, że pojawią się u ciebie jeszcze takie słodkie oneshoty, bo uwielbiam takie czytać i poprawiają mi humor.
ŻYCZĘ WENY :*
Byłam prawie że pewna, że Luhan będzie z JongInem. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam :p W każdym bądź razie uwielbiam opowiadania z motywem zwierząt, więc jak najbardziej podoba mi się wiadomość, że będzie ich więcej:)
OdpowiedzUsuńKiedy Luhan przyniósł psiaka do domu pomyślałam, że będzie małym, milutkim zwierzątkiem do przytulania, a tu taka niespodzianka. Śmiałam się za każdym razem, gdy Lulu określany był mianem "bestii". Poza tym ja rozumiem, że można kochać zwierzęta, ale żeby przynieść do domu przejechanego kota? No chybabym Luhana z domu wywaliła za coś takiego haha
Ogólnie bardzo przyjemnie czyta się tego oneshota. Jest delikatny, uroczy i tak właściwie nie skupia się na miłości między ludźmi, tylko na miłości do pieska. Nawet w momencie gdy Luhan po raz pierwszy poszedł do schroniska, aż zachciało mi się płakać przez to, co czuł...
Oby więcej takich opowiadać :)
Motyw psiaka w fabule (czy jak to nazwać) jest zaletą tego opowiadania. Jako niezrównoważony psychicznie maniak zwierząt jestem po prostu zachwycona tym słodziakiem z kart historii <3
OdpowiedzUsuńShot mnie zaskoczył, nie spodziewałam się, że zakończenie będzie mieć taki charakter, lecz bynajmniej nie opisuje tego jako coś złego - wręcz przeciwnie! Oryginalnie! Miłość nie zawsze ma stereotypowe, przewidywane zakończenie, prawda? Wybacz, właśnie uświadamiam sobie, że nie umiem komentować jednoczęściowych opowiadań ; < Wybaczysz mi? I muszę dodać po raz kolejny, że Luhan w twoim wydaniu jest przebooooooski! Dobra, zamykam się, bo ten komentarz jest z każdym słowem coraz gorszy.
Acha, już dawno miałam cię powiadomić, ale ciągle zapominam:
zapraszam cię na nowego bloga, który założyłam: http://betsuno-romio.blogspot.com/
Mam nadzieje, że ci się spodoba :)
Zaskoczyłaś mnie tym obrotem sprawy ^^ Bardzo mi się podoba ;d /Rin
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję na LuKaia ale poza tym notka naprawdę świetna, nie przesłodzona i ogólnie bardzo mi się podobała xD właśnie to lubię w Twoich opowiadaniach :3
OdpowiedzUsuńOne shot przeczytałam wczoraj po północy, a że było już późno, to nie chciało mi się pisać wtedy komentarza xd Jestem zakochana w angstach, bo to właśnie one wywierają na mnie największe wrażenie, ale to opowiadanie również jest świetne ^^ Co do motywu zwierząt, to sama kiedyś myślałam o takim czymś, ale występowałyby koty, bo je uwielbiam, ale nie zdołałam nic wymyślić ;;
OdpowiedzUsuńOne shot jest przemiły, wiedziałam, że Bekon i Kai będą razem! I dobrze zrobił Luhan, że nie oddał pieska, w końcu jest on taki słooodki <3
Czekam z niecierpliwością na jakiegoś angsta od ciebie ;p
To, że poniekąd głównym bohaterem tego one shota stał się słodki szczeniak, dodał całości dodatkowego uroku <3 Oczywiście podoba mi się tak czy siak, ale to Lulu zdecydowanie królował ;) Prawdę powiedziawszy mam słabość do ludzi, którzy mają serce do zwierząt, dlatego wszystkich trzech chłopaków od razu polubiłam. Jeśli ktoś umie obchodzić się ze zwierzakiem, jest jednocześnie dobrym człowiekiem, nie ma innej opcji.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że Luhan zabrał ze sobą tego szczeniaka. Zupełnie nie ogarniam, jak ktoś mógł wyrzucić takie bezbronne stworzenie na śmieci?! Ja bym pewnie od razu zdecydowała, że Lulu ze mną zostaje, ale rozumiem chłopaka; bał się, że nie poświęci psu wystarczająco dużo czasu, a są przecież na świecie ludzie pragnący własnego pupila. Ostatecznie Lulu jednak został ze swoim wybawcą :D Powiem Ci, że po tytule spodziewałam się, że ten one shot będzie inny (bardziej erotyczny, szczerze mówiąc), ale przyjemnie nie zaskoczyłaś ;) Ani Jongin, ani Byun nie zostali właścicielami psiaka, ale przynajmniej się poznali i na pewno tworzą zgraną parę <3
KaiBaek ♥ Jak ja uwielbiam ten pairing - chociaż wolę Baekyeola, ale ci też są tacy kochani!
OdpowiedzUsuńCo prawda w tym opowiadaniu skupiłaś się na piesku - Lulu, przez co one shot wyszedł taki lekki i naprawdę fajny do czytania. Czasem dobrze właśnie napisać coś takiego lżejszego z ciekawą fabułą. Miłosny czworokąt naprawdę ci wyszedł, jest świetny i prawdopodobnie nieraz do niego jeszcze wrócę <3
omo jakie urocze ^^
OdpowiedzUsuńAwww, to takie urocze ^^ Przy każdym fragmencie uśmiechałam się jak głupia, bo wszystko w tym shocie było cudowne. Jestem na razie na etapienie tolerowania innych paringów EXO niż Hunhan, Baekyeol czy Taoris, więc dzięki twojemu shotowi jeszcze bardziej polubiłam BaeKai ^_^
OdpowiedzUsuńCo do Dark side of the moon powiem, że było po prostu genialne.
Wybacz, że tak krótko i z anonima, ale obecnie przebywam na jakimś odludziu, a internet zostawia wiele do życzenia ;_____;
Julie May.
Ayyy~~ dopiero zdążyłam przeczytać tego one shota, a tu Unni już dodaje coś nowego ayyy~~~
OdpowiedzUsuńWybacz mi, że się spóźniam z komentarzami :( Ale wiesz, że nie za często czytam opa o EXO, ale się staram :P (twój blog to chyba jedyny, gdzie o nich czytam :P)
Lulu był mega słodziaśny! Sama bym chciała takiego psiaka <3 Takie małe kochane omooo~~
I Kai na koniec z Baekhyunem ^^ mega <3 Ayy Unni zasłodziłaś mi poranek i jak ja teraz będę pisać swoje, hmm?
Może niedługo skusisz się na jakiegoś One shota SHINee? Dla mnie... *patrzy psim wzrokiem* Dobra, nie męczę >.<
Całuski :*
Awwww, świetny ff! Bardzo kochany i muszę przyznać, że trzyma w napięciu. Zastanawiało mnie, kogo w końcu wybierze Luhan i czy to mogłoby oznaczać, że da nawet szansę swojemu sercu, a tu takie coś! >.< Uśmiech nie schodził mi z twarzy podczas czytania, najlepsze były relacje między Luhanem a Lulu, widać, że to miłość.
OdpowiedzUsuńYah, a zakończenie? Jestem miło zaskoczona. Coś czuję, że będę często wracać do tego opowiadania, żeby osłodzić sobie dzień. :3