środa, 21 sierpnia 2013

Dark side of the moon

14. (Nie)Winny. 

 

Ciszę panującą w salonie przerwało trzaśnięcie drzwi wejściowych. Pani Lu drgnęła nerwowo na kanapie i przez ramię spojrzała na stojącego w przedpokoju męża, który właśnie zdejmował buty. Widząc jego minę, zrozumiała, że nie udało mu się znaleźć Luhana. Oboje wiedzieli doskonale, że ich syn zna dość dobrze tę wyspę i jednocześnie każdy jej najmniejszy zakamarek, dlatego nawet nie liczyli na szybkie odnalezienie syna.
Kobieta westchnęła cicho i ukryła twarz w dłoniach, modląc się w duchu, by chłopakowi nic się nie stało. Nie wątpiła w jego wolę przetrwania i zdawała sobie sprawę z tego, że kto, jak kto, ale Luhan poradziłby sobie w nawet najtrudniejszych warunkach. Może na takiego nie wyglądał, ale zdążyli już nieraz przekonać się o tym, jaki zaradny jest ich syn. Często potrafił zwieść ludzi swoim niewinnym wyglądem, człowiek bez problemu dawał się nabierać na jego słodkie uśmieszki i chociaż z początku on tego nie dostrzegał, to z wiekiem zaczął wykorzystywać wszystkie te atuty na własną korzyść. Dlatego państwo Lu w ogóle nie dziwili się, że w tak szybkim czasie Luhan zyskał zaufanie mieszkańców Neun, a zwłaszcza Jongina. Tak samo nie zdziwili się, kiedy ten chłopak nie chciał uwierzyć w to, co powiedzieli mu o swoim synu. Pewnie każdemu byłoby ciężko to wszystko przyswoić.
Pani Lu wstała z kanapy i nie zwracając zbytniej uwagi na swojego męża, który właśnie wchodził do salonu, opuściła pomieszczenie i udała się schodami na piętro, gdzie znajdowała się sypialnia Luhana. Niepewnie nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi, które wydały z siebie ciche skrzypnięcie. Weszła do pogrążonego w ciszy pokoju i westchnęła cicho, zaciągając się delikatnym zapachem wanilii, jaki unosił się w pomieszczeniu.
Kiedy przymknęła powieki, oczami wyobraźni ujrzała siedzącego na łóżku Luhana, który, mimo jej narzekań, nie wypuszcza telefonu z dłoni i ciągle wystukuje coś na klawiaturze, pisząc zapewne wiadomość do Jongina. Dopiero po chwili blondwłosy chłopak orientuje się, że nie jest w pokoju sam i przenosi wzrok na stojącą w progu mamę. Na jej widok uśmiecha się promiennie i odkłada w końcu komórkę, poklepując miejsce obok siebie. Zachęcona tym gestem kobieta, podchodzi do mebla i siada na miękkim materacu.
Niechętnie uniosła powieki i ponownie rozejrzała się po pustym pokoju, w którym panował nieprzyjemny chłód. Powoli podeszła do łóżka i usiadła na materacu. Pamiętała doskonale, jak bardzo Luhan był niezadowolony, że trafił im się tak stary dom, jednak z czasem przyzwyczaił się do braku luksusów, które towarzyszyły mu przez całe życie. Może państwo Lu nie należeli do bogatych ludzi, ale nigdy nie potrafili odmówić synowi, gdy prosił o kolejny nowy telefon czy najnowszą konsolę do gier. Spełniali każdą jego zachciankę, jakby bojąc się, że w przeciwnym razie go stracą. Mimo to Luhan nie był rozpieszczonym dzieciakiem i bardzo różnił się od swoich rówieśników. Umiał zastopować i zrezygnować z własnych przyjemności, gdy widział, że rodzice nie mają w danym momencie wystarczająco dużo pieniędzy.
Ciemnowłosa kobieta przesunęła dłonią po aksamitnej pościeli i zatrzymała wzrok na leżącym obok poduszki miśku. Kupiła go w dniu, gdy Luhan się urodził, a oni oficjalnie stali się jego rodzicami. Biologiczna matka nawet nie chciała go widzieć, ale państwu Lu było to na rękę. Przez cały czas bali się, że ta młoda kobieta wycofa się ze swojego postanowienia i zabierze im Luhana. Mimo wszystko wieść o tym, że niedługo po urodzeniu popełniła samobójstwo, wstrząsnęła panią Lu.
- Wszystko w porządku? – zapytał wchodzący do pokoju mężczyzna, bacznie przyglądając się swojej żonie.
- Nie zabrał swojego misia – powiedziała cicho, po czym spojrzała na męża i uśmiechnęła się lekko, powstrzymując z ledwością gromadzące się w oczach łzy. – Martwię się o niego – dodała szeptem.
Pan Lu podszedł do łóżka i usiadłszy obok kobiety, objął ją ramionami i przytulił do siebie. Dla niego to również była ciężka sytuacja. W końcu chodziło o ich jedynego syna i nic nie mogło zmienić ich bezgranicznej miłości do niego. Mimo problemów, pan Lu starał się nie okazywać słabości przed swoją żoną, chcąc ją wspierać w tych trudnych chwilach. Wyjeżdżając na Neun, liczyli, że wszystko w końcu się poukłada, że stan Luhana wróci do normy, ale teraz przeczuwali, że był to ich największy błąd. Przez ostatnie miesiące, jeszcze kiedy mieszkali w mieście, sytuacja zdawała się stabilizować, jednak po przybyciu na wyspę, wszystko wróciło. Nie spodziewali się tego, że Luhan po raz kolejny ucieknie się do takich rzeczy, jakimi były napady na niewinne osoby albo podpalenie baru.
- Boję się, że jeśli go w końcu znajdą, to nam go zabiorą – powiedziała roztrzęsiona pani Lu, zaciskając dłonie na koszuli męża. – Jeszcze ta sprawa z Taeminem… Jak mogliśmy tego nie dostrzec?
- Spokojnie – szepnął mężczyzna, gładząc dłońmi plecy kobiety. – Nawet nie wiemy, czy to on to zrobił.
- Chciałabym, żeby wrócił do domu – wyszeptała i odsunęła się od męża, ścierając wierzchem dłoni spływające po policzkach łzy. – Chciałabym chociaż wiedzieć, że nic mu nie jest – dodała i przytuliła do twarzy maskotkę Luhana.
Pan Lu westchnął cicho i pomógł jej wstać z łóżka. Wiedział, że przebywanie w pokoju ich syna nie jest najlepszym pomysłem, dlatego czym prędzej wyprowadził z niego małżonkę i zamknął za sobą drzwi, tym samym uwalniając się od omamiającego zapachu wanilii. Sami dokładnie nie wiedzieli, skąd on się brał, ale zawsze towarzyszył Luhanowi. Nieważne, czy po kąpieli spryskał się mocnymi perfumami, czy użył mdląco kokosowego balsamu do ciała, to zapach wanilii zawsze się przez nie przebijał i stawał się dominujący. Dodatkowo potrafił tak bardzo wpływać na innych ludzi, że po chwili czuli oni dziwne zawroty głowy, a ich zmysły zaczynały pracować ze zdwojoną siłą, skupiając się jedynie na woni wanilii i otoczonym nią Luhannie.
Kiedy mężczyzna wyszedł z salonu, pani Lu podniosła się z kanapy, na którą chwilę wcześniej została posadzona przez męża, i po cichu wyszła z domu. Stojąc na werandzie, rozejrzała się dookoła siebie i westchnęła głośno, gdy nie dostrzegła choćby niewielkiego śladu niedawnej obecności syna. Zacisnęła mocniej dłoń na maskotce, po czym posadziła ją na drewnianych schodkach werandy i weszła z powrotem do domu.
Po godzinie kobieta wyjrzała przez okienko w drzwiach, ale maskotki już nie było. Uśmiechnęła się do samej siebie i wróciła do salonu, gdzie siedział jej mąż.

*

Gayoon postawiła tacę z kubkami na niskim stoliku i na chwilę zatrzymała wzrok na trójce chłopaków, którzy siedzieli na kanapie, nie odzywając się słowem. Z jednej strony wcale im się nie dziwiła, jednak z drugiej była na nich wściekła, bo w obecnej sytuacji mogliby chociaż udawać, że między nimi wciąż jest wszystko w porządku. Oczywiście wiedziała, że żaden z nich pierwszy na zgodę ręki nie wyciągnie, zwłaszcza Jongin, którego najbardziej dotknęły kierowane pod adresem Luhana oskarżenia Kibuma.
Dziewczyna westchnęła cicho i usiadła na dywanie, sięgając po jeden z kubków. Podała go zamyślonemu Jonginowi i uśmiechnęła się lekko, kiedy w końcu zwrócił na nią uwagę. Chyba każdego na wyspie dotknęło to, co przytrafiło się Taeminowi, jednak najbardziej odczuł to właśnie Kai. W końcu to właśnie on najdłużej z nich wszystkich przyjaźnił się z młodym Lee i chociaż od śmierci pani Kim, chłopcy oddalili się nieco od siebie, to wciąż widać było tę łączącą ich niezwykłą więź.
- Powiecie coś czy będziemy tak siedzieć do usranej śmierci? – spytała w końcu Gayoon, nie mogąc dłużej znieść tej przeklętej ciszy. Spojrzała po kolei na chłopaków, podając im przy okazji kubki z gorącą herbatą, a potem westchnęła ciężko, wykręcając teatralnie oczami. – Jak chcecie.
Gayoon wstała z podłogi i odłożywszy na stolik swój kubek, podeszła do segmentu. Z jednej z szafek wyjęła kilka albumów ze zdjęciami i wróciła na miejsce. Czuła na sobie baczne spojrzenia przyjaciół, jednak skutecznie je ignorowała, oglądając kolejne fotografie. Na widok roześmianej paczki dzieciaków, uśmiechnęła się pod nosem i przejechała opuszkami palców po ich twarzach, zatrzymując się na Taeminnie, który jeszcze wtedy miał naturalny kolor włosów. Doskonale pamiętała, jak po jednej z wizyt na wybrzeżu u swojej cioci, wrócił na wyspę z rudymi kosmykami. Gayoon wydawało się wtedy, że Kibum ze złości go rozszarpie, jednak po jakimś czasie doszedł do wniosku, że nawet ładnie mu w takim kolorze i niedługo po tym sam zmienił kolor włosów na jasny brąz.
- Pamiętacie naszą wycieczkę na wybrzeże? – odezwał się w pewnym momencie Kibum, przeglądając jeden z albumów.
Gayoon uniosła głowę i uśmiechnęła się promiennie, widząc, że każdy z chłopaków miał inny album i ogląda ich wspólne zdjęcia.
- Chodzi ci o ten wyjazd, kiedy ty i Jonghyun zostaliście oficjalnie parą? – zapytała dziewczyna, patrząc z niemałym rozbawieniem na chłopaków. Kibum momentalnie spłonął żywym rumieńcem, a Jonghyun uśmiechnął się szeroko, przenosząc wzrok na swojego zawstydzonego chłopaka. – Tak, doskonale to pamiętamy – zaśmiała się Gayoon, przewracając stronę w swoim albumie. – Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że umiesz tak głośno piszczeć.
- Bardzo śmieszne – mruknął Kibum, mrużąc groźnie oczy. Wytknął przyjaciółce język, jednak zaraz się rozpromienił, spoglądając maślanymi oczami na swojego chłopaka, który opierając brodę na jego ramieniu, przyglądał się zdjęciom. – Po prostu byłem szczęśliwy – wyjaśnił zawstydzony, przywołując na myśl dzień, w którym Jonghyun nareszcie zdobył się na odwagę i wyznał mu miłość.
Teraz, kiedy to wspominał, chciało mu się śmiać, gdyż żaden z nich nie był romantykiem, a wszystko to wydarzyło się przy zachodzie słońca na plaży. Niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć Kibumowi takiego chłopaka, który jest w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet skoczyć na bungee. Dla niego Jonghyun był ideałem i chociaż czasami doprowadzał go do szału, to i tak kochał go ponad wszystko.
- Kai… - szepnął po dłuższej chwili Kibum, obdarzając siedzącego obok bruneta pełnym smutku spojrzeniem. – Co się dzieje z Luhanem?
- A co? Stęskniłeś się za nim? – Kai spojrzał z ukosa na chłopaka i uśmiechnął się ironicznie, od niechcenia przerzucając stronę w albumie. – Jakoś ostatnio nie pałałeś do niego sympatią. Masz wyrzuty sumienia, że go bezpodstawnie oskarżyłeś? – prychnął i spojrzał na Kibuma, który zmrużył kocie oczy i zagryzł nerwowo dolną wargę, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Jonghyun westchnął ciężko, spodziewając się wybuchu kolejnej kłótni pomiędzy tymi dwoma. Jakby chociaż raz nie mogli odpuścić albo dać sobie po mordzie, podać rękę na zgodę i zapomnieć o tym, co się ostatnio stało. Ich przyjaciel leżał w ciężkim stanie w szpitalu, a oni wciąż tylko warczeli na siebie i obrzucali się nieprzyjemnymi spojrzeniami. Zachowywali się, jak dwójka dzieciaków, które obrażają się na siebie o połamane grabki czy zabrany samochodzik.
- Wciąż uważam, że maczał w tym palce – zamruczał Kibum, wbijając wzrok w fotografię, która przedstawiała jego samego i umorusaną błotem Gayoon. Gdyby nie zaistniała sytuacja, pewnie zacząłby się śmiać, wspominając, jak przypadkiem wepchnął przyjaciółkę do bagna. Oczywiście dziewczyna była okropnie na niego wściekła, jednak później jej złość minęła i nawet zgodziła się uwiecznić całe zajście na zdjęciu.
Kai przez chwilę milczał, starając się uspokoić. Wpatrywał się pustym wzrokiem w nieokreślony punkt znajdujący się na przeciwległej ścianie, skupiając się przy tym na szybkich uderzeniach swojego serca. Czuł na sobie spojrzenia przyjaciół, zwłaszcza Kibuma, który pewnie próbował zabić go samym wzrokiem, jednak starał się je ignorować. Powoli zaczynał żałować, że przyjął zaproszenie Gayoon i przyszedł na to cholerne spotkanie, podczas którego mieli po prostu porozmawiać, jak za dawnych czasów. Łudził się, że jego przyjaciele przestaną obwiniać o wszystko Luhana, ale najwyraźniej kolejny raz wyszedł na naiwnego chłopczyka. Nadal traktowali jego chłopaka, jak swojego największego wroga, więc tak naprawdę Kai nie miał powodu, by w dalszym ciągu z nimi siedzieć.
- Nie powinienem był tutaj przychodzić – stwierdził Jongin, podnosząc się z kanapy.
- Oppa, zaczekaj – westchnęła Gayoon, gdy chłopak zniknął w przedpokoju. Posłała Kibumowi karcące spojrzenie i szybko podążyła za brunetem. – Nie idź jeszcze.
- A na co ja tutaj? – spytał Kai, patrząc z góry na drobną dziewczynę. Narzucił na ramiona kurtkę i poprawił stojący kołnierz, który wprawił go w tamtej chwili w niemałą irytację. – Zresztą, nie udawaj. Ty także oskarżasz Luhana o to wszystko, co się ostatnio dzieje na wyspie. Może jest inaczej, co? – Spojrzał uważnie na Gayoon, która jedynie zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok na swoje stopy. – Tak myślałem.
Po wyjściu Jongina, dziewczyna zamknęła za nim drzwi i oparła się o nie plecami, biorąc kilka głębokich wdechów. Miała ochotę zatłuc Kibuma albo chociaż tak go uszkodzić, żeby popamiętał tę chwilę do końca życia. Zdenerwowana w końcu weszła do salonu i uderzyła starszego chłopaka z otwartej dłoni w tył głowy. Kiedy spojrzał na nią z wyrzutem, zmrużyła groźnie oczy i rzuciła w niego poduszką.
- Po cholerę pytałeś o Luhana?! – krzyknęła nagle, sprawiając, że przestraszony Jonghyun oblał się ciepłą herbatą. Na widok nieporadności przyjaciela, szybko poszła do kuchni po ścierkę i wróciła do salonu. – Przecież doskonale wiesz, że teraz to jest bardzo drażliwy temat – zamruczała pod nosem, ścierając z koszulki Jonghyuna resztki napoju. Zrezygnowana usiadła na dywanie i ukryła twarz w dłoniach, czując, że do oczu zaczynają napływać jej łzy. – Taemin leży w szpitalu, a wy zamiast się wspierać, to jeszcze się kłócicie – wyszeptała drżącym głosem.
Jonghyun zsunął się z kanapy i przytulił do siebie roztrzęsioną przyjaciółkę, posyłając swojemu chłopakowi wymowne spojrzenie. Kibum jedynie wywrócił oczami, w duchu niechętnie przyznając dziewczynie rację. Niepotrzebnie poruszył temat Luhana, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak Kai na to zareaguje. W ogóle nie powinien był się odzywać, pozwalając Gayoon komentować ich wspólne zdjęcia.
- A co jeśli Taemin z tego nie wyjdzie? – spytała po chwili, unosząc ciężką głowę. Popatrzyła zapłakanymi oczami na przyjaciół i pociągnęła głośno nosem, ponownie wtulając się w Jonghyuna. – Tak bardzo się o niego boję.
- My również – przyznał Kibum, przybliżając się do Gayoon. Nieśmiało przejechał dłonią po jej plecach i jakież było jego zdziwienie, gdy dziewczyna oswobodziła się z uścisku szatyna i przylgnęła całym ciałem właśnie do niego. Kibum objął ją ramionami, które może nie były tak silne, jak te Jonghyuna, ale również zapewniały bezpieczeństwo i były doskonałym obiektem do wylewania w nie łez. – Minnie to silny chłopak i na pewno z tego wyjdzie. Zresztą słyszałaś lekarza. Powiedział, że nie jest z nim tak źle.
- Właśnie, paręnaście siniaków, to przecież nic takiego – zauważył Jonghyun, za co został obdarzony litościwym spojrzeniem przez swojego chłopaka. – No co? – spytał, wzruszając ramionami.
- Nic, ale lepiej się już nie odzywaj – westchnął Kibum, tuląc do siebie płaczącą dziewczynę. – No, już… Nie płacz. Taeminowi to nie pomoże, a na pewno nie chciałby, żebyś płakała z jego powodu – wyszeptał, gładząc dłońmi plecy przyjaciółki. – Musimy być cierpliwi. Nim się obejrzymy, Taemin odzyska przytomność i wróci na wyspę.
- Oppa, ty naprawdę myślisz, że Luhan za tym wszystkim stoi? – Gayoon odsunęła się od przyjaciela i spojrzała na jego twarz, próbując cokolwiek z niej odczytać, jednak na marne.
- Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby to nie był on – powiedział Kibum, uciekając wzrokiem w każdą możliwą stronę. – Wiem, jak bardzo Kai go kocha, ale nic nie poradzę na to, że wszystko wskazuje właśnie na niego. Nie wierzę w przypadki.
- Tylko, że ja nie jestem do końca pewna, czy to właśnie on napadł mnie w lesie.

*

Gwałtownie wybudzony z głębokiego snu, otworzył szeroko oczy i poderwał się na ziemi, rozglądając się gorączkowo dookoła siebie. Oddychając głęboko, ponownie opadł na twarde podłoże i spojrzał na kamieniste sklepienie jaskini, w której przebywał od dłuższego czasu. Luhan drżącą dłonią odgarnął z czoła posklejane od potu kosmyki włosów i nagle znieruchomiał, gdy do jego uszu dotarł niepokojący odgłos czyichś kroków. Uniósł się na łokciach i zaczął w skupieniu nasłuchiwać, czując, jak serce coraz szybciej bije. Po niedługiej chwili ujrzał u wejścia do jaskini ciemnowłosego chłopaka, na którego widok poderwał się z ziemi, jednak nie miał w sobie na tyle odwagi, by do niego podejść.
- Luhan… - szepnął Kai, postępując kilka kroków w stronę jasnowłosego. – Tak bardzo się o ciebie martwiłem. Twoi rodzice odchodzą od zmysłów – powiedział ściszonym i mocno zachrypniętym głosem.
Luhan stał nieruchomo, dokładnie śledząc wzrokiem każdy ruch Jongina. Kiedy ten był zaledwie na wyciągnięcie, blondyn zacisnął wargi w wąską linię i nie mogąc już dłużej zwlekać, po prostu rzucił się chłopakowi na szyję i mocno go przytulił.
- Aigoo, Lulu, nigdy więcej mnie tak nie strasz – wyszeptał z niemałą ulgą brunet, tuląc do siebie roztrzęsionego kochanka. – Dobrze, że nic ci nie jest.
Minęła dłuższa chwila, nim Kai zdecydował się w końcu wypuścić blondyna ze swych silnych ramion. Trzymając go blisko siebie, dokładnie mu się przyjrzał i uśmiechając się lekko, odgarnął z jego czoła kosmyki jasnych włosów, które przyklejały się do spoconej skóry. Nie mógł się nadziwić, że wokół chłopaka wciąż unosiła się słodka woń wanilii, a po nim nie było widać jakiegokolwiek zmęczenia. Nadal wyglądał tak niewinnie i uroczo, jak wtedy, gdy Kai pierwszy raz zobaczył go na przystani.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz – załkał Luhan, już nawet nie powstrzymując gromadzących się w oczach łez. Gdy kilka kropel spłynęło po jego bladych policzkach, Kai szybko starł je kciukami i uśmiechnął się delikatnie. – Moi rodzice… Oni myślą, że to ja zrobiłem, prawda?
- Rozmawiałem z nimi o tobie i twojej chorobie – wyjawił Kai, obserwując dokładnie reakcję chłopaka. Widząc malującą się na jego twarzy złość, zaczął żałować, że poruszył ten temat. – Luhan, ja to rozumiem…
- Nie! Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął blondyn, odpychając od siebie Jongina. – Nie jestem na nic chory! To oni wszystkim dookoła wmawiają, że jestem chory! To wszystko wina mojego brata bliźniaka!
- Nie ma żadnego bliźniaka! Luhan, on siedzi w twojej głowie i dopóki tego nie zrozumiesz, nie będziesz mógł normalnie funkcjonować! – Kai nieświadomie podniósł ton głosu, tym samym jeszcze bardziej denerwując chłopaka. – Zrozum…
- Idź stąd – mruknął Luhan, siadając na swoim poprzednim miejscu. Podkurczył nogi pod brodę i objął je rękoma, ukrywając twarz w przestrzeni pomiędzy klatką piersiową a udami. – Kai, idź już stąd – wyszlochał, nie panując nad spływającymi po jego policzkach łzami.
- Wróć do domu, proszę. – Kai mimo wszystko kucnął przed chłopakiem i położył dłoń na jego ramieniu, na co on drgnął nerwowo i pociągnął głośno nosem. – Lulu, wróć do mnie – poprosił ledwo dosłyszalnie, jednak blondyn najwyraźniej usłyszał wszystko, gdyż uniósł głowę i spojrzał zapłakanymi oczami na Jongina. – Wierzę, że to nie ty to zrobiłeś, dlatego nie możesz się ukrywać. Tym samym pokazujesz innym, że jesteś winny.
- Ale ja jestem niewinny…
- Lulu, ja o tym doskonale wiem – przyznał Kai i przytulił do siebie chłopaka. – Kocham cię. Zawsze będę cię kochał. Bez względu na to, co się stanie.  
- Dlaczego mówisz to tak, jakbyśmy się mieli już nigdy więcej nie spotkać? – spytał drżącym głosem Luhan, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Ciemnowłosy podniósł się z ziemi i zaczął iść w stronę wyjścia z jaskini. Roztrzęsiony i totalnie rozbity Luhan poderwał się na równe nogi, jednak te odmówiły mu posłuszeństwa, przez co ponownie upadł na twarde podłoże, uderzając plecami o kamienną ścianę.
- Kai! Nie odchodź! – krzyknął płaczliwym głosem blondyn, uderzając dłońmi o ziemię. – Kai! Proszę!
Rozpaczliwe wołanie chłopaka zostało zagłuszone przez nieśmiałe skomlenie leżącego obok niego wilka. Luhan otworzył oczy i spanikowany rozejrzał się dookoła siebie, po chwili uświadamiając sobie, że wszystko to było tylko snem. Pozwalając łzom spływać po ubrudzonych ziemią policzkach, przytulił twarz do maskotki i głośno zaszlochał, nie mogąc już dłużej tłumić w sobie narastających emocji. Spojrzał spod przymrużonych powiek na leżącego obok Szatana i zatopił drżące palce w jego czarnej sierści.
- Nawet w moim śnie mnie zostawił – wyszeptał i zagryzł usta w wąską linię, powstrzymując tym samym kolejny wybuch płaczu.

*

Gayoon rozejrzała się dookoła siebie i warknęła pod nosem, gdy po raz kolejny straciła orientację w terenie. Już kompletnie nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje, a zmierzch zbliżał się coraz szybciej. Wolała nie spacerować po lesie, gdy zrobi się ciemno. Czując chłodny powiew wiatru, opatuliła się szczelniej swetrem, momentalnie żałując, że nie zgodziła się zostać na noc u Kibuma. Mogła chociaż nie proponować, że ich odprowadzi do domu. Śmiać jej się chciało, że znając doskonale wyspę, na której mieszkała od dziecka, nie potrafiła znaleźć drogi powrotnej do swojego lokum. Czuła się, jakby pierwszy raz przemierzała przecież tak dobrze znane jej tereny. Chwilami miała wrażenie, że chodzi w kółko albo że ktoś zrobił głupi żart i przeniósł dom w inne miejsce, co oczywiście było niemożliwe.
Zaledwie wczoraj wracała tą samą trasą i bez problemu trafiła do siebie, a tym razem nagle się zgubiła? Przecież to było niedorzeczne!
- Co do… - Gayoon zmarszczyła nos, zaciągając się chłodnym powietrzem, w którym bez trudu wyczuła domieszkę wanilii. – Luhan – szepnęła, przypominając sobie, jak Kai kiedyś wspominał o tym dziwnym zjawisku, o ile tak mogła nazwać fakt, że za każdym razem ten chłopak pachniał wanilią.
Słysząc głośny szelest liści, gwałtownie obejrzała się za siebie i momentalnie znieruchomiała, gdy ujrzała wychodzącego spomiędzy krzaków Szatana. Jeszcze jego brakowało, pomyślała, wycofując się w bardziej bezpieczne miejsce, chociaż wątpiła, by w tym lesie takowe się znajdowało. Szatan znał te tereny o wiele lepiej od niej, dlatego wiedziała, że przed nim nigdzie się nie ukryje.
Wilk powoli zbliżał się do dziewczyny, jednak nie wykazywał żadnych oznak chęci zaatakowania jej, co nieco ją uspokoiło. Gayoon rozluźniła mięśnie i dokładnie przyjrzała się zwierzęciu, które ciągle wpatrywało się w nią ciemnymi ślepiami. Były tak bardzo podobne do oczu Luhana, że nawet zaczęła wierzyć, że Szatan i ten chłopak są ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Zaraz jednak odgoniła od siebie tę myśl, dochodząc szybko do wniosku, że to śmieszne i wręcz niedorzeczne. Coś takiego, jak wilkołaki nie istniało, ale oczywiście dla kogoś, kto naoglądał się tylu horrorów wszystko było możliwe. 
Czując szarpnięcie za nogawkę spodni, przerażona spojrzała na Szatana i wstrzymała na chwilę oddech, zastanawiając się, czego on od niej chce. Spojrzała wilkowi prosto w oczy i pisnęła głośno, chociaż dokładnie nie wiedziała, dlaczego. Wiadomo, że ludzie w pierwszym odruchu uciekają przed dzikimi zwierzętami, a ona stała z nim oko w oko i w dodatku została pozbawiona jakiejkolwiek drogi ucieczki. Wiedziała, że jeśli zdecydowałaby się uciec, to on i tak szybko by ją dogonił, a wolała go nie drażnić.
- Aigoo, czego ty chcesz? – warknęła na niego, zaciskając dłonie w pięści.
Szatan, jakby rozumiejąc jej pytanie, pociągnął ją w tylko sobie znanym kierunku, a gdy dziewczyna w końcu zdecydowała się ruszyć, przyspieszył kroku, jednak co chwilę przystawał, by sprawdzić, gdzie jest Gayoon.
- Przecież ci nie ucieknę – prychnęła już nieco pewniejszym tonem głosu, podążając krok w krok za wilkiem. – Jestem nienormalna.
Na chwilę przystanęła, żeby wziąć kilka głębszych wdechów, a gdy Szatan podszedł do niej i złapał ją za nogawkę spodni, westchnęła głośno i wyprostowała się, nabierając w płuca świeżego powietrza. Znów ta wanilia, pomyślała, rozglądając się dookoła siebie. Po tym domyśliła się, że Szatan prowadzi ją do Luhana, więc nie zwlekając dłużej, machnęła ręką, dając znak wilkowi, że ma ruszać dalej.
Ciężko było jej w to wszystko uwierzyć i po dłuższej chwili nieustannego biegu, zaczęła podejrzewać, że Szatan chciał ją wywieść w pole, a potem rozszarpać jej gardło na kawałki. Mimo wszystko ten mroczny scenariusz nie zniechęcił dziewczyny, a nawet sprawił, że przyspieszyła kroku i po chwili zrównała się z Szatanem.
Kiedy wilk przystanął przed jaskinią, dziewczyna zatrzymała się tuż za nim i rozejrzała dookoła siebie. Zmrok zapadł już na dobre, jednak miejsce to oświetlało białe światło pochodzące od księżyca w pełni, który tej nocy znajdował się wyjątkowo nisko nad ziemią. Gayoon była pełna obaw, jednak zdecydowała się wejść do środka, bo w końcu nie przebiegła tak dużego dystansu, by teraz nie sprawdzić, po co tak naprawdę Szatan przyprowadził ją w to miejsce.
- Luhan? – szepnęła, widząc leżącego na ziemi chłopaka. Jasne światło księżyca padało idealnie na jego skuloną sylwetkę, więc dziewczyna bez zastanowienia podbiegła do blondyna i zaczęła go cucić, obawiając się, że coś mu się stało. – Luhan! – krzyknęła spanikowana, uderzając wierzchem dłoni w jego policzki.
Kiedy chłopak uniósł powoli powieki, odetchnęła z wyraźną ulgą i opadła bezwładnie na ziemię. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła się, jakby ktoś zdjął z jej pleców ogromny ciężar. Może nie przepadała za tym chłopakiem, jednak wiedziała, ile znaczy dla Jongina, a dla niej najważniejsze było szczęście przyjaciela. Nawet ważniejsze od jej własnego.
- Co ty tutaj robisz? – spytał zachrypniętym głosem Luhan, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Zapytaj o to swojego przyjaciela. – Gayoon uśmiechnęła się lekko do chłopaka i dokładnie mu się przyjrzała. – Wszyscy się o ciebie martwią. Kai odchodzi od zmysłów. Twoi rodzice zresztą też – powiedziała, przysuwając się do blondyna, który automatycznie się cofnął, jakby obawiając się, że dziewczyna zrobi mu krzywdę.
- Nieprawda. Kai mnie nienawidzi. Rodzice też – wyszeptał łamiącym się głosem Luhan i pociągnął cicho nosem.
- Lu… Mogę ci zadać jedno pytanie? – odezwała się po chwili Gayoon, niepewnie zerkając na towarzysza, który w odpowiedzi skinął lekko głową i przymknął zmęczone powieki. – Czy to ty mnie wtedy napadłeś?
- Nie, przysięgam, że to nie ja to zrobiłem.
Dziewczyna przytaknęła głową i westchnęła cicho. Może i Luhan mówił prawdę, tylko czy powinna była mu zaufać?

21 komentarzy:

  1. Jak zawsze musiałaś tak prędko skończyć... Eh, no cóż, ale dobrze, że chociaż dowiedziałam się trochę więcej. Co do rozdziału, a dokładnie Gayoon. Wykazała się wielką odwagą podążając za Szatan'em. Z tego co kojarzę, Kai nie powiedział jej, że ten wilk nie jest tym kim cała wyspa myślała, że jest, prawda? Ja już pewnie jakby mnie szarpnął za nogawkę, padłabym na zawał i tysiąc innych śmiertelnych ataków. Taka moja natura panikary xD
    Tak czy owak, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam http://following-liars.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze... Z jednej strony dzieje się wiele, ale to wcale mnie nie zaspokaja. Jestem strasznie ciekawa co się dalej wydarzy, co w końcu z tym Lulu i jak się ma Taemin^^
    No i Szatan... myślę że on też odegra w tym wszystkim jakąś role. Pisz szybciutko i Hwaiting! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosze.. Po przeczytaniu tej końcówki stwierdziłam, że zgubiłam się w akcji. Nie mam już zielonego pojęcia, czy Luhan jednak ma tego bliźniaka czy nie .__. Ale wprowadziłaś zamieszanie xD
    Teraz będzie ostatni rozdział, tak ? ;;
    Co do tego rozdziału, to jakoś szybciej mi się go czytało XD
    Jesteś taką okropną osobą, że trzymasz w napięciu dosłownie do końca >< Wprowadzasz w głowie zamęt i człowiek aż nie wie, czy ma dobre przypuszczenia, czy może jednak się mylił xD
    Mam nadzieję, że dodasz szybciutko kolejny rozdział, bo w końcu chcę wiedzieć jak to jest z tym Lu :D Ale nie dodawaj za szybko, bo nie będzie tej chwili grozy XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli czekamy teraz na ostatni rozdział? Szkoooooooda... Ale myślałem, że w tym się troche juz coś wyjaśni....ech xD Ale ostatni będzie dłuuuuuuuuuuuuuuuugi? Prawda * szczenięce oczka* :) Dzięki!
    Zero_

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam mętlik w głowie, ja już nie wiem co myśleć... A skoro teraz będzie ostatni rozdział, to myślę, że musi być długi. Czekam, czekam i jeszcze raz czekam! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  6. A tam Gayoon idź na całość i zaufaj Luhanowi! :p
    Wiesz co głównie siedzi mi w głowie jak czytam kolejne części? "Jak do cholery pachnie wanila?" Kompletnie nie mogę sobie przypomnieć tego zapachu xd totalna frustracja >.<
    Oprócz tego, że mam m3tlik i nie ogarniam... cóż z dwojga złego lepiej że Tae jest nieprzytomny niż, tak jak myślałam, nie żyje :)
    Zastanawiam się dlaczego to akurat Gayoon znalazła Luhana... tyle pytań, tak mało odpowiedzi...
    Ale w końcu się wyjaśni, więc dam radę ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Serio teraz będzie koniec DSOTM? Szkoda, buu ;c
    Rozdział czytałam wczoraj, ale oczywiście nie chciało mi się komentować XD ten chapter był trochę nudniejszy, niż reszta, szkoda, że więcej nie dowiedzieliśmy się o Taeminnie (bardzo ciekawa jestem teorii lekarzy na temat jego okropnego stanu!) ;D Czekam na moment, aż wreszcie Kai i Lulu zobaczą się, przytulą, pocałują i będą żyć długo i szczęśliwie, haha ;p *mam nadzieję, że będzie happy end, a nie, że wsadzą Luhana do więzienia XD*
    Do następnego! (i już nie mogę się doczekać nowego opowiadania "Pakt milczenia", omo omo! *.*) <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej, w końcu jestem bez spóźnienia xd
    Rodzice Luhana teraz będą sobie wypominać, że mogli nie wracać na wyspę, i że częściowo to może być ich wina, że nie zrobili nic. Z jednej strony się nie dziwię, w końcu chcieli by ich syn był normalny, próbowali wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale z drugiej strony to źle zrobili, bo gdyby jakoś zareagowali, gdyby nie wracali na wyspę, to Lu nie skrzywdziłby Taemina i nie podpalił baru. Czy może jednak się okaże, że to nie on? Jestem bardzo ciekawa, co to się okaże. I całe szczęście, że Taemin jednak żyje. Na pewno z tego wyjdzie.
    A ja już myślałam, że Kai znalazł Lu, a to sen. Dziwne, że takie sny ma akurat przy Szatanie. Ciekawe czy tu też jest coś do wyjaśnienia. Gayoon znalazła, a raczej została zaprowadzona do Lu. I czy Lu skłamał? Po tym co opowiedziała jego mama, jestem skłonna uznać, że kłamie, ale tak sobie myślę, że może stało się jeszcze coś, i może to nie on? Nie wiem... Och, właśnie z tego powodu ogromnie się cieszę, że to już koniec, bo jestem strasznie niecierpliwą osobą, nie potrafię tak długo czekać. Jakby to była książka to przeczytałabym ją jednej nocy i przeżywała potem, a niestety na blogach musi być odwrotnie. W sumie ma to swój urok. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz tak sobie myślę, że Szatan to brat bliźniak Luhana, tylko pod jakimś czarem. Czy ja już kiedyś snułam taką teorię? Coś mi się tam przypomina, albo mam rozdwojenie jaźni :D W każdym razie musisz nam wiele jeszcze wyjaśnić.
    Brakowało mi więcej informacji o Tae. Samo to, że trafił do szpitala w ciężkim stanie i jest nieprzytomny to dla mnie za mało. Bardzo się o niego martwiłam i naprawdę interesuje mnie to, czy np. jest odwodniony, ma coś uszkodzone etc. Liczę, że dodasz o nim coś więcej następnym poście :)
    A właśnie! Ciemna strona dochodzi do końca, prawda? Nawet nie wiesz, jak mi smutno z tego powodu :c Przywiązałam się do tego opowiadania bardziej, niż do innych i czuje się tak, jakbym straciła ulubiony serial czy świetną powieść. Obiecaj, że jeszcze napiszesz jakieś dłuższe historię! :)
    Wiem, że mało wypowiedziałam się na temat konkretnych wydarzeń, ale emocje wzięły nade mną górę. Teraz, kiedy Gayoon znalazła Lu to może wszystko zacznie się prostować? Z Szatanem i z jego domniemaną niewinnością :D Ach, nie mogę pisać o tym, co tu się działo, bo zaraz żal ściska serce, że to się zbliża ku końcowi!
    Musisz mi wybaczyć :):)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisze ten komentarz drugi raz przez własną nieuwagę... postaram się jeszcze raz napisać to samo co wcześniej ;<

    Jesteś niemożliwa... Kiedy już myślę, że wszystko wiem i nie będzie więcej tajemnic w mojej głowie roi się od kolejnych pytań. Począwszy od zapachu LuHana o którym wspomniałaś kilka razy. A to musi coś znaczyć, nieprawdaż?
    No i adopcja Lulu oraz fakt, że jego matka popełniła samobójstwo... wiem, że to pewnie głupie ale kiedy znowu wspomniałaś o podobieństwie LuHana do Szatana w mojej głowie wyklarowała się pewna myśl, czy raczej wizja. Otóż, Lulu jest synem matki Kaia, a jego ojcem jest Szatan! Tak wiem.. głupie. W końcu zakrawa o zoofilie, no ale jakby Szatan nie był tylko wilkiem, wtedy by to było możliwe, prawda? W końcu jest zbyt mądry jak na zwykłe zwierze, do tego takie które w teorii żyję na wolności. Lub tez miałby jakieś magiczne zdolności dzięki którym począłby LuHana... okey, to szalone, ale nie niemożliwe xD
    Co do Taemina to niezmiernie się cieszę, że go nie zabiłaś. W końcu wszystko jest lepsze niż zamordowanie mojego małego uroczego maknae T"T A że ma kilka siniaków to nic.. wyliże się z tego, bo to silny chłopak ;3
    Pomimo że rozdział ogólnie był dość smutny, to kilka razy wyrwało mi się ciche "aww" przy JongKey. Nawet nasz Jonghyun potrafi być romantyczny jak chce <3
    Licze też, ze jednak LuHan nie okaże się wszystkiemu winny.. jest w końcu taki uroczy i słodki, że szkoda by mi go było. Jednak po tobie mogę się wszystkiego spodziewać, już tyle razy mnie zaskakiwałaś, ze pewnie zrobisz to ponownie xD
    No nic, czekam na kolejny rozdział. Jest mi smutno, ze to prawie koniec, ale i cieszę się na przyszłe opowiadanie. Wiec weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ty naprawdę jesteś niesamowita. Już myślałam, że choć trochę się wyjaśniło,a ja znowu mam mętlik w głowie. Kolejne pytania, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć ;)
    Nie wiem czemu, ale czytając ten rozdział, miałam łzy w oczach. Jestem bardzo wrażliwa ;D
    Strasznie szkoda mi Kai'a, a już tym bardziej Luhana, bo mam wrażenie, że to nie jednak on stoi za tymi atakami. No i biedny Taemin. Jednak na całe szczęście żyje, bo już się bałam, że stało się coś gorszego.
    Wciąż gorączkowo się zastanawiam o relacje Luhana z Szatanem i nie potrafię sobie tego wyjaśnić. Będę cierpliwa i poczekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Już kompletnie nie rozumiem, co takiego się dzieje. Nieźle namieszałaś nam w głowie, kobieto!
    Wydarzyło się tak wiele, jednak nie potrafię wyjaśnić jednego zachowania drugim. Obłęd o.o
    Taemin, gdzie ty jesteś? Tak się o niego martwię, zresztą tak samo jak o Luhana. Co się z nimi dzieje?
    Tyle pytań, zero odpowiedzi.
    Chciałabym dodać, że naprawdę uwielbiam twój styl pisania. Nie tylko w tym opowiadaniu, ale też we wszystkich innych.
    Z niecierpliwością czekam na piętnasty rozdział.
    Pozdrawiam, machine.

    OdpowiedzUsuń
  13. Już prawie koniec, jestem załamana T^T jak zwykle świetne, czekam z niecierpliwością na 15 rozdział i życzę weny na jakieś kolejne świetne opowiadanie :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż, nie ukrywam, że państwo Lu popełnili błąd, przywożąc syna na tę wyspę. Ale co się stało, to się nie odstanie... Mam nadzieję, że Luhan szybko do nich wróci i pozwoli, żeby ktoś mu pomógł z jego chorobą.
    Nie potrafię się wściekać na Kibuma za to, że oskarża Luhana o te wszystkie straszne wydarzenia - w końcu sama go o to podejrzewam - ale faktycznie mógł trzymać język za zębami, przynajmniej przez ten czas, kiedy Taemin leży nieprzytomny w szpitalu. Tak się cieszę, że rudzielec jednak żyje, wierzę, że szybko wróci do zdrowia.
    Dopiero teraz widzę w Lulu objawy schizofrenii, wcześniej w ogóle tego nie dostrzegałam. Dlaczego zaszył się w tej cholernej jaskini? Co tak naprawdę łączy go z Szatanem? I czy rzeczywiście to nie on zaatakował Gayoon? Muszę przyznać, że mam mętlik w głowie...
    Ciekawa jestem, jak ta cała historia się skończy. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Kończąc te wszystkie rozdziały mam zaszczyt oficjalnie powiedzieć, że twój styl pisania jest niesamowicie dorosły.
    Rany mogłaby być z tego książka. <3
    Biedny Luhan, strasznie mu współczuje, to zdecydowanie mój ulubiony bohater ;(
    Czekam na 15 ;) i weny życzę ;*
    Zapraszam do siebie i również liczę na komentarz http://sherlitta.blogspot.com/
    Fan fiction xx
    Mam nadzieję, że Ci się spodoba
    ILY<3 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Napisałam momentarz nie pod tym rozdziałem, co chciałam;D

    Ten rozdział był pełen emocji Luhana. Bardzo mi się podobały wszystkie opisy jakie zastosowałaś. Staram się zrozumieć tego chłopaka, ale jest on tak złożoną postacią, że nie jest to takie proste jak się wydaje. Myślę, że to co przyczyniło się do tych wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce na wyspie, jest z nim jakoś powiązane. Tylko nie mogę uwierzyć, że on maczał w tym palce.
    Trochę mało było wspomniane o stanie Taemina, ale wierzę, że jeszcze to nadrobisz:)
    Nie podobało mi się, że Key zawchowuje się w stosunku do Kaia jak do wroga. Byli i SĄ w końcu przyjaciółmi. Miłość jednak (do niewłaściwej osoby) potrafi wszystko zniszczyć.
    Mam nadzieję, że wszystkie animozje zostaną wyjaśnione. Jak róznież, że Luhan zostanie oczyszczony z zarzutów jakie zostały wykorzystane przeciwko niemu.
    Poza tym wydaje mi się, że Szatan jest bliższy Lulu niż ktokolwiek zdaje sobie z tego sprawę...
    Dobra, bo wkraczam na dziwną ścieżkę;D

    Czekam na nn;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Po głowie krąży mi myśl, że matka Kaia była chora na schizofrenię, a Luhan był jej dzieckiem. Ta teoria mogłaby tłumaczyć także więź między Lulu a Szatanem. Ech, pewnie się mylę. Z jednej strony nie mogę się doczekać wyjaśnienia całego opowiadania, a z drugiej strony nie chcę się z nim rozstawać. Przywiązałam się do tej historii ;;; Ale zauważyłam, że dodałaś zakładkę "bohaterowie"! ^^ Szykuję się nowe opowiadanie, czyżby jednak z EXO? Naprawdę nie mogę się doczekać! *___* Weny! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda kolejne opowiadanie faktycznie będzie o EXO (BaekYeol), ale nie dlatego zrobiłam bohaterów :) to zakładka dla osób, które mogą nie kojarzyć poszczególnych postaci, a one najczęściej pojawiają się w oneshotach czy dłuższych opowiadaniach :)

      Usuń
  18. A myślałam, że Kai rzeczywiście go znalazł. To tylko sen... Dziwne, że w tym śnie Jongin opowiedział Luhanowi o rozmowie z jego rodzicami, która przecież miała miejsce naprawdę. Skąd Luhan miałby o tym wiedzieć? To trochę dziwne... Ale to sen, tak? Nie spodziewałam się, że znajdzie go właśnie Gayoon. Wydaje się pałać do niego mniejszą niechęcią niż wcześniej. W sumie to dobrze. Tak się zastanawiam, co się dzieje. Skoro to nie Luhan za wszystkim stoi, to kto? A może on nie wie, co robi, dlatego wydaje mu się, że jest niewinny. Chociaż... może to jego rodzice kłamią? Ale po co mieliby to robić? Pogubiłam się i nie wiem już, w co wierzyć. :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Jezuu nie mogę wywalić jednej rzeczy z głowy - od razu jak widzę, że matka Lulu była chora i się zabiła to mam przed oczami matkę Kaia. Czy to możliwe żeby oni byli spokrewnieni? Neee noo to by było zagmatwane! Twoje opowiadanie skłania do myślenia, a dla mnie to nie zawsze dobrze.
    Trochę szkoda mi Luhana, ale coś mi się wydaje, że on nie jest wszystkiemu winny. A i mówiłam kiedyś, że kocham tytuły jakie nadajesz rozdziałom ?? Są takie nakłaniające do czytania, ale wszystkiego nie zdradzają. xD
    Pędzę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń