12. Wyklęci.
Jongin
przeczesał palcami włosy leżącego obok niego Luhana i uśmiechnął się promiennie,
gdy chłopak jeszcze mocniej wtulił się w jego bok. Wokół nich panowała idealna
cisza, a w powietrzu unosiła się przyjemna woń polnych kwiatów i słodkiej
wanilii. Brunet przymknął powieki i westchnął cicho, zaciągając się zapachem
pochodzącym od śpiącego blondyna.
Uwielbiał
takie chwile jak te, gdy mogą pobyć tylko we dwóch, ciesząc się swoją obecnością.
Jonginowi z początku ciężko było się przyznać do tego, jak bardzo uzależnił się
od tego chłopaka, jednak z czasem zaczęło mu się to nawet podobać. Wiedział, że
każdy dzień będzie lepszy od poprzedniego, a wszystko dzięki Luhanowi, który
chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zmienił swojego
chłopaka. I może nie tylko jego.
Ciszę
przerwał głośny trzask łamanej gałęzi, która pękła z pewnością pod czyimś
naporem. Przestraszony Jongin poderwał się na kocu i rozejrzał dookoła siebie,
szukając wzrokiem niechcianego intruza. Zdołał jedynie ujrzeć poruszające się
gałęzie pobliskich krzaków i zaraz ponownie zapanowała nieprzerwana żadnym szelestem
cisza.
Brunet
spojrzał na śpiącego w najlepsze Luhana i powoli wysunął spod niego swoje
zdrętwiałe ramię. Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle zdecydował się wstać,
jednak coś kazało mu się rozejrzeć po okolicy. Upewniwszy się, że blondyn wciąż
śpi, odszedł w stronę miejsca, gdzie chwilę wcześniej ktoś najwyraźniej stał. Z
każdym kolejnym krokiem serce chłopaka coraz szybciej biło, a w głowie zaczęło
rodzić się dziwne uczucie lęku, chociaż doskonale wiedział, że nie ma się czego
bać. Pewnie tyle zamieszania narobiła niewielka wiewiórka albo inne
przechodzące tamtędy zwierzę.
Jongin już
miał odpuścić dalsze przeczesywanie niewielkiego skrawka lasu, gdy usłyszał
nagle groźne warczenie dobiegające ze znajdujących się obok krzaków. Chłopak
napiął ze strachu mięśnie, spojrzał w stronę zarośli i zrobił krok w tył,
widząc wyłaniającego się z nich czarnego wilka. Serce Jongina momentalnie
zamarło, a ciało zesztywniało, nie pozwalając mu wykonać choćby najmniejszego
ruchu. Jedyne, o czym wtedy myślał Kai, to czy Luhan jest bezpieczny. Bał się,
że jemu także może grozić niebezpieczeństwo, bo przecież niedaleko znajdował
się koc i śpiący na nim blondyn.
Jongin
zaczął się powoli cofać, ciągle obserwując wilka. Jego ciemne ślepia
połyskiwały w promieniach słońca, które przedzierały się przez korony wysokich
drzew. W pewnym momencie stopa bruneta zahaczyła o wystający korzeń, przez co
upadł na twardą ziemię. Wilk podszedł do chłopaka i stanął nad nim, ciemnymi
ślepiami wpatrując się w jego twarz, na której malowało się przerażenie.
Zwierzę kłapnęło pyskiem i wyszczerzyło ostre kły, zbliżając je do karku
Jongina, gdzie znajdowała tętnica, w której od nadmiaru adrenaliny z
niesamowitą szybkością pulsowała krew. Chłopak zacisnął powieki i wstrzymał
oddech, czekając na najgorsze.
- Kai!
Kai! Obudź się!
Brunet
otworzył oczy i spojrzał na pochylającego się nad nim wilka. Wrzasnął z
przerażenia i poderwał się na posłaniu, dopiero po chwili uświadamiając sobie,
że to nie wilk się nad nim pochylał, ale przestraszony Luhan. Blondyn wpatrywał
się w swojego chłopaka szeroko otwartymi oczami, nie bardzo wiedząc, co się właśnie
stało.
- Ale
miałem dziwny sen - wyszeptał przejęty Kai, wciąż nie mogąc zapanować nad
szybkim biciem serca. Rozejrzał się dookoła siebie i odetchnął z ulgą, gdy ujrzał
znajome ściany swojego pokoju. - Śniłeś mi się ty i... Szatan.
- Szatan?
- podchwycił natychmiast Luhan, odgarniając z czoła chłopaka kosmyki wilgotnych
od potu włosów. - To był tylko sen. Już wszystko w porządku - wyszeptał, kładąc
Jongina z powrotem na łóżko. Przytulił się do niego mocno i złożył na ustach
chłopaka czuły pocałunek. - Prześpij się jeszcze. Dopiero piąta.
Kai
zamruczał coś niezrozumiale pod nosem i wtulił się w gorące ciało Luhana.
Jeszcze przed tym jak ponownie zasnął, spojrzał blondynowi w oczy i na chwilę
zamarł, dostrzegając w jego oczach znajom błysk. Zaraz po tym przymknął powieki
i nim się obejrzał, ponownie został ukołysany zapachem wanilii.
*
Od pożaru
baru minęło kilka dni, podczas których mieszkańcy starali się doprowadzić tamto
miejsce do porządku, o ile była w ogóle ku temu konieczność. Po drewnianym
budynku pozostało jedynie pogorzelisko i kilka stojących samotnie pali, które i
tak później rozsypały się, gdy kilku mężczyzn chciało je usunąć. Nikt nie
wiedział, kto mógł to zrobić. Nie rzucali bezmyślnie oskarżeń, co chyba
wynikało z faktu, że żaden z mieszkańców nie miał tak naprawdę odwagi, by to
zrobić. Stanowili społeczność i nawet taki wypadek nie był w stanie tego
zmienić. Co prawda niekiedy można było usłyszeć nieśmiałe rozmowy pomiędzy
mieszkańcami, z których wynikało, że o wszystko podejrzewają młodego Yasuo, ale
wszystko to kończyło się właśnie tylko na rozmowach i niczym więcej. Nikt nie
powiedział tego na głos, nie miał nawet dowodów na to, że to właśnie ten
chłopak podłożył ogień, który doszczętnie strawił bar.
Jongin
stał przy Luhannie i szklistymi oczami wpatrywał się w pozostałości po
drewnianym budynku. Nie chciał nawet myśleć o tym, jak zareaguje stary Lee, gdy
w końcu wróci na wyspę i zobaczy, że jego bar spłonął. Wiedział tylko tyle, że
nie chce być wtedy w pobliżu tego mężczyzny, który w gniewie jest w stanie
pobić niewinną osobę.
Czując na
dłoni delikatny uścisk, spojrzał na Luhana i lekko się do niego uśmiechnął, a
raczej chciał, bo zamiast uśmiechu na jego twarzy pojawił się niewyraźny
grymas.
- Idziemy
się przejść? – zaproponował Lu, wzmacniając uścisk wokół dłoni Jongina. Ten w
odpowiedzi skinął głową i westchnął cicho, pozwalając poprowadzić się
blondynowi w obranym przez niego kierunku. – Dlaczego jesteś taki smutny?
Chodzi o bar?
- Też. Po
prostu ostatnio wszystko się chrzani – wyjaśnił Kai, wzruszając ramionami.
Czując na sobie wzrok Luhana, spojrzał na niego i momentalnie pożałował swoich
wcześniejszych słów, gdy zobaczył smutną minę swojego chłopaka. – Lulu, nie
miałem na myśli nas – sprostował od razu i zaszedł blondynowi drogę, przez co
ten wpadł na niego, uderzając nosem w szczękę bruneta. – Chodzi o to wszystko,
co się ostatnio stało. Najpierw stary Lee przepadł bez wieści, potem ktoś
napadł Gayoon, nawet Taemin nie odzywa się od momentu, w którym dostałem tego
esemesa, a to do niego niepodobne. Jeszcze Sulli i teraz ten bar… - powiedział
ściszonym głosem, rozmasowując dłonią obolałą szczękę. – Jedyne, co jest w tym
wszystkim pozytywne, to fakt, że mam ciebie – dodał i uśmiechnął się uroczo, po
czym dał Luhanowi pstryczka w nos.
- Dwa razy
bym tego nie powiedział.
Słysząc za
sobą znajomy głos, Kai obejrzał się za siebie i posłał przyjaciołom promienny
uśmiech.
- Dawno
się nie widzieliśmy – przyznał Jongin, podchodząc do chłopaków, którzy
automatycznie się cofnęli, jakby obawiając się bruneta. – Co jest? Obraziliście
się na mnie?
- Niech
twój chłoptaś ci to wyjaśni – burknął Kibum, patrząc morderczym wzrokiem na
stojącego tuż za brunetem Luhana, który na te słowa otworzył szeroko oczy i
rozdziawił lekko usta, nie bardzo wiedząc, do czego ten chłopak zmierza. – Co
się tak patrzysz? Doskonale wiemy, że to ty za tym wszystkim stoisz! –
wykrzyczał w końcu, nie mogąc już dłużej dusić tego w sobie.
- Co? O
czym ty, do jasnej cholery, mówisz?! – odezwał się zaskoczony Jongin,
automatycznie osłaniając Luhana swoim ciałem, jakby w obawie, że zaraz Kibum z
Jonghyunem zaczną rzucać w niego kamieniami. – Jak możesz go oskarżać? Przecież
doskonale wiesz, że Luhan by tego nie zrobił!
- Nie? –
prychnął Kibum, wyrywając się swojemu chłopakowi z uścisku, którym w ten sposób
powstrzymywał go przed rzuceniem się na chłopaków. Roztrzęsiony podszedł do
Jongina i spojrzał mu prosto w oczy. – A jak wyjaśnisz fakt, że wszystko to
zaczęło się dziać niedługo po tym, jak Luhan sprowadził się na wyspę, co? Jak
wyjaśnisz fakt, że Gayoon wtedy w lesie widziała chłopaka o jasnych włosach? A
zniknięcie Taemina? Przecież jesteście ze sobą wyjątkowo blisko i Luhan
doskonale o tym wie! Nie widzisz tego, że twój chłopak pozbywa się wszystkich
twoich bliskich? – Kibum zerknął przez ramię Jongina i zatrzymał wzrok na
twarzy przerażonego Luhana.
- Yah!
Przestań! – krzyknął Kai, odpychając od siebie zaskoczonego Kibuma. – Jesteście
nienormalni! Gdybyście znali Luhana, wiedzielibyście, że nigdy by czegoś
takiego nie zrobił!
-
Najwyraźniej to ty go nie znasz – wyszeptał Kibum, odsuwając się od bruneta. –
Może i wygląda jak niewinne dziecko, ale nie powiesz mi, że nie widzisz tego,
że…
- Bummie,
przystopuj – poprosił Jonghyun, domyślając się, do czego zmierza chłopak.
- Nie
widzę czego, co? – spytał Jongin, zakładając ręce na torsie. Spojrzał z góry na
przyjaciół i uniósł brew, niedowierzając, że w ogóle prowadzi z nimi tę
rozmowę. Nie mógł uwierzyć, że osoby, które zna od dziecka, teraz odwracają się od niego i w dodatku niesłusznie oskarżają jego chłopaka. – No, powiedz!
- Nie
widzisz podobieństwa między nim a Szatanem? – powiedział w końcu Kibum, a
Jonghyun westchnął ciężko, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie widzisz jego
oczu? Przecież doskonale znasz Szatana! Pamiętasz jego oczy!
- Czy ty
siebie słyszysz?! – krzyknął Jongin, gestykulując żwawo rękoma. Podszedł do
przyjaciela i spojrzał na niego z góry. – Chcesz mi wmówić, że Luhan jest…
wilkołakiem? – parsknął w końcu śmiechem i przeniósł wzrok na stojącego obok
Jonghyuna. – Idźcie się leczyć lepiej – dodał już poważnym tonem głosu i
odwrócił się przodem do Luhana, który z tego wszystkiego znieruchomiał, jedynie
przysłuchując się tej kłótni.
Kai złapał
swojego chłopaka za rękę i razem odeszli w stronę domu bruneta, nie chcąc
dłużej przebywać w towarzystwie Kibuma i Jonghyuna. Jongin miał do nich ogromny
żal i wciąż ciężko było mu uwierzyć, że oskarżyli Luhana o wszystko to, co do
tej pory wydarzyło się na wyspie. Oczywiście Kai nie był głupi i już dawno
dostrzegł fakt, że zaczęło się to dziać niedługo po przybyciu rodziny Lu,
jednak ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że Luhan mógłby stać za atakiem na
Gayoon, a tym bardziej za śmiercią Sulli.
Wciąż
mocno skonfundowany Kai spojrzał na idącego obok niego blondyna i widząc
spływające po jego policzkach pojedyncze łzy, momentalnie się zatrzymał i stanął
przed nim, zamykając go w szczelnym uścisku silnych ramion.
- Ty… Ty
im nie wierzysz, prawda? – wyszlochał Luhan, zaciskając dłonie na koszulce
swojego chłopaka. – Ja naprawdę nic złego nie zrobiłem.
- Wiem –
szepnął Kai, gładząc delikatnie plecy trzęsącego się blondyna. – Nie mam
pojęcia, co strzeliło im do tych durnych łbów, ale ja im nie wierzę. Obiecałem
ci, że nigdy w ciebie nie zwątpię i zamierzam dotrzymać obietnicy. Poza tym –
odsunął się od Luhana i uśmiechając się do niego pocieszająco, starł z jego
policzków łzy – coś takiego jak wilkołaki nie istnieje – dokończył i pocałował
chłopaka w czoło, sprawiając tym błahym gestem, że Luhan nareszcie się
uśmiechnął.
-
Dziękuję. Myślałem, że po tym, co usłyszałeś, nie będziesz chciał mieć ze mną
nic wspólnego – powiedział blondyn, wpatrując się w oczy Jongina.
- Nawet
nie wiesz, jak wiele chcę mieć z tobą wspólnego – zamruczał Kai, przysuwając
się do Lu. Uśmiechnął się krótko, a później złączył ich usta w czułym
pocałunku. Minęła dłuższa chwila, nim odsunął się od chłopaka i palcami
odgarnął z jego czoła jasne kosmyki włosów.
- Co
takiego chcesz mieć ze mną wspólnego? – podjął Luhan, idąc za brunetem w stronę
jego domu. Wzmocnił uścisk wokół dłoni chłopaka i spojrzał uważnie na jego
profil, niecierpliwie oczekując odpowiedzi.
-
Przyszłość – rzucił beztrosko Kai i uśmiechnął się promiennie, gdy podchwycił
wzrok swojego partnera. – Zostań dzisiaj u mnie na noc – poprosił, czując, że
teraz nie powinien spuszczać Luhana z oka.
Bał się,
że Kibumowi coś jeszcze odbije, a powszechnie wiadomo, że gdy ten chłopak coś
sobie ubzdura, to gotów jest się posunąć do wszystkiego. Co prawda Kai wciąż
liczył na to, że Jonghyun na niego jakoś wpłynie, jednak wiedział, że on jest
wyjątkowo podatny na urok Kibuma i w końcu sam zacznie wierzyć w to, że Luhan
jest największym ucieleśnieniem zła na tym świecie.
- Dobrze,
ale muszę powiedzieć o tym rodzicom i zabrać kilka swoich rzeczy – powiedział
blondyn, opierając głowę na ramieniu swojego chłopaka. – Idź do siebie, a ja
szybko pójdę do domu i przyjdę później do ciebie – zaproponował, stając przed
Jonginem, który zrobił nietęgą minę, jeszcze raz dokładnie analizując
propozycję. – Proszę. Przecież nic mi się nie stanie. Szybko się uwinę i nim
się obejrzysz, będę w twoim domu.
- W porządku – rzucił niechętnie Kai,
przeczesując palcami aksamitne włosy Luhana. Wtedy w głowie bruneta pojawiła
się dziwna myśl, że w dotyku kosmyki blondyna są podobne, do sierści Sulli,
jednak zaraz odgnił od siebie to skojarzenie, dochodząc do wniosku, że to
śmieszne. – Tylko, gdyby coś się działo, to masz do mnie dzwonić, dobrze?
- Przecież
chyba Kibum nie spali mnie na stosie, prawda? – zaśmiał się Luhan, wpatrując
się z rozbawieniem w swojego chłopaka.
- Z nim to
wszystko jest możliwe. Później z nim porozmawiam i wybiję mu z głowy te durne
pomysły – westchnął i pocałował Luhana czule w usta. – Zmykaj do domu i jak
najszybciej przychodź do mnie – poprosił i jeszcze na sam koniec przytulił do
siebie chłopaka, po czym popchnął go w stronę, gdzie znajdował się dom rodziny
Lu.
*
Nieco
zdyszany przekroczył nareszcie próg posiadłości i zdjąwszy w przedpokoju buty,
od razu udał się do swojego pokoju, by spakować kilka potrzebnych rzeczy. Nawet
nie zwrócił uwagi na siedzących w salonie rodziców, którzy byli tak pochłonięci
oglądanym właśnie filmem, że chyba nie zauważyli pojawienia się Luhana.
Zresztą, nie miał czasu na ucinanie sobie z nimi pogaduszek, bo też nie było
tematu, na który mogliby porozmawiać. Wszyscy w kółko mówili tylko o podpaleniu
baru i chłopak powoli miał już tego dość. Wiedział, że jeśli tego wieczoru Kai
choć słówkiem o tym wspomni, to w końcu nie wytrzyma i wykrzyczy mu w twarz, że
naprawdę ma gdzieś to, co stało się z tym cholernym barem i jeszcze doda, że
zajmowanie się nim było jedynie stratą czasu, a stary Lee powinien być
wdzięczny podpalaczowi, że puścił z dymem tę starą ruderę.
Nie, tego
nie mógłby powiedzieć własnemu chłopakowi, ale był pewien, że mocno się
zdenerwuje, gdy Kai zacznie o tym mówić, a w złości można rzec różne rzeczy,
których później się żałuje.
Wrzuciwszy
do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, omiótł uważnym spojrzeniem pokój i
upewniwszy się, że wszystko zabrał, wyszedł z pomieszczenia, przymykając za
sobą drzwi. Na dworze powoli zapadał zmrok, co trochę zaniepokoiło Luhana.
Wiedział, że musi do domu Jongina dostać się jak najszybciej i nawet był
skłonny poprosić swojego tatę, by go odwiózł, jednak nim wszedł do salonu, by
poinformować rodziców o nocowaniu u chłopaka, do jego uszu dotarł fragment ich
rozmowy.
- Myślisz,
że to on? – zapytał pan Lu, nie zdając sobie sprawy z tego, że tuż za ścianą
stoi Luhan i wszystkiemu się przysłuchuje.
- A jak
inaczej to wyjaśnisz? – Głos pani Lu wyraźnie drżał. Spojrzała szklistymi
oczami na swojego męża i cicho westchnęła. – To się powtarza, rozumiesz?
Napaści na niewinne osoby, podpalenie… Jeszcze ten pies. Myślę, że to on…
- Obyś nie
miała racji, bo jeśli tak, to stracimy go na zawsze – powiedział mężczyzna i
przytulił do siebie roztrzęsioną żonę, nawet nie zauważając przemykającego
przez przedpokój Luhana, który w pośpiechu założył jedynie buty i wyszedł po
cichu z domu, nie pozostawiając najmniejszego śladu po swojej obecności.
Luhan nie
mógł w to wszystko uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć. Biegł przed siebie ile
sił w nogach, byle jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznych ramionach
Jongina. W głowie chłopaka wciąż echem odbijały się słowa rodziców, które
usłyszał kilka minut wcześniej. Dudniło mu w uszach, a serce biło jak oszalałe.
Powoli zaczynało brakować mu tchu, jednak nie zamierzał zwalniać. Od domu
Jongina dzieliło go zaledwie kilkanaście metrów, które chciał pokonać w jak
najszybszym czasie.
Nagle noga
blondyna zahaczyła o leżące na ziemi gałązki i nie dość, że chłopak upadł na
twarde podłoże, to jeszcze poharatał skórę wystającymi i niesamowicie ostrymi
kolcami rośliny. Luhan jęknął przeciągle, spoglądając załzawionymi oczami na
zranioną nogę, z której sączyła się szkarłatna ciecz. Z ledwością podniósł się
z ziemi i rozejrzał dookoła siebie, próbując odnaleźć się w terenie, co
przyszło mu z niemałym trudem. Już miał ponownie ruszyć w stronę znajdującego
się niedaleko domu Jongina, gdy na jego drodze pojawił się czarny wilk.
-
Wystraszyłeś mnie! – krzyknął Luhan, oddychając ciężko. Spojrzał na Szatana i
wziął głęboki wdech, chcąc uspokoić walące w piersi serce.
Nie widząc
żadnej reakcji ze strony zwierzęcia, podszedł bliżej, chcąc go wyminąć, jednak
ten nie dawał za wygraną i ponownie zaszedł chłopakowi drogę, uniemożliwiając
mu dalszy marsz.
- Nie mam
czasu na to – powiedział zirytowany Luhan, wpatrując się w ciemne oczy wilka. –
Czego chcesz? – spytał i w tym momencie Szatan skoczył na niego, powalając bez
problemu na ziemię.
Zwierzę
stanęło pewnie na blondynie i spojrzało na niego z góry, bacznie obserwując
jego twarz. Luhan przełknął nerwowo ślinę i zamrugał kilkukrotnie powiekami,
starając się za wszelką cenę unikać kontaktu wzrokowego z Szatanem. Gdy ten
warknął przeciągle, zwrócił ku niemu oczy i zatrzymał je na ostrych kłach
zwierzęcia, które idealnie się odróżniały na tle czarnego pyska.
Po chwili
chłopak poczuł, jak zaczyna mu się kręcić w głowie, a obraz staje się dziwnie
rozmazany. Mimo że starał się zachować świadomość, to i tak powoli zaczynał
odpływać do innego wymiaru. Szatan stał w dalszym ciągu na Luhannie i wpatrywał
się w jego twarz ciemnymi ślepiami. Gdy głowa blondyna bezwładnie opadła na
ziemię, zwierzę zeskoczyło z niego i położyło się obok, jakby chcąc dopilnować,
że nic mu się nie stanie.
*
Luhan
rozejrzał się dookoła siebie, kompletnie nie rozpoznając miejsca, w którym się
znajdował. Potarł piekące oczy i gdy ponownie je otworzył, ujrzał biegnącą
pośród drzew kobietę. Tuż za nią podążał czarny wilk, który zwinnie
przeskakiwał kolejne przeszkody w postaci powalonych konarów drzew lub pojedynczych
głazów. Miał kobietę dosłownie na wyciągnięcie pyska, jednak Luhan nie uważał,
by chciał jej zrobić krzywdę. Chociaż z boku wyglądało to raczej tak, jakby ona
przed nim uciekała, to chłopak miał dziwne przeczucie, że jest całkiem inaczej.
Nie chcąc niczego
przegapić, blondyn od razu za nimi podążył, co przyszło mu z niemałym trudem,
gdyż nogi miał jak z waty i ledwo mógł wykonywać kolejne ruchy. Chwilami
wydawało mu się, jakby brnął przez gęste bagno, które niesamowicie go
spowalniało. Na szczęście ani na chwilę nie stracił z oczu kobiety i
podążającego za nią czarnego wilka. Luhan ostatnie metry pokonał z ogromnym
wysiłkiem i stanął na skraju lasu, z niewielkiej odległości przyglądając się
rozgrywającej się niedaleko scenie.
Kobieta
stała na skraju urwiska plecami zwrócona do wilka, który żałośnie ujadał,
próbując się do niej zbliżyć. Z każdym jego kolejnym krokiem, ona jeszcze
bardziej się odsuwała i w końcu jedna z jej stóp osunęła się ze skarpy, jednak
kobieta w ostatniej chwili zdołała zachować równowagę.
- Zostaw
mnie! – krzyknęła płaczliwym głosem, wyciągając do zwierzęcia drżące ręce. – Ja
już tak dłużej nie mogę! On to zrozumie! Będzie musiał zrozumieć! – mówiła
podniesionym głosem, wciąż patrząc na wilka, który stał nieruchomo, dokładnie
jej się przyglądając.
Zwierzę
zbliżyło się do kobiety i kłapnęło pyskiem tuż przy końcach jej płaszcza, jakby
chcąc je złapać i w ten sposób powstrzymać ją przed skokiem z urwiska. Raz mu
się udało, jednak kobieta odtrąciła jego łeb i zrobiła krok w tył, zatrzymując
się przed przepaścią.
-
Przepraszam – szepnęła jeszcze, a później odchyliła się maksymalnie i w tym
momencie zniknęła Luhanowi z oczu.
Wilk
podszedł do skraju klifu i zawył głośno, gdy ujrzał znikające pod falami ciało
martwej kobiety. Usiadł na ziemi i zaczął żałośnie ujadać, opuszczając łeb w
geście szacunku.
Luhan
przyglądał się całej tej sytuacji, czując jak serce coraz szybciej bije w jego
piersi. Dopiero krzyki nadbiegających ludzi wybudziły go z chwilowego letargu i
sprawiły, że przestraszony wilk uciekł w głąb lasu, znikając przybyszom z oczu.
Chłopak spojrzał na przybyłe nad urwisko osoby i przełknął głośno ślinę, bez
problemu rozpoznając ich twarze. Mimo chęci nie mógł przebić się przez ich
krzyki, by chociaż usłyszeć niewielki fragment rozmów. Przekrzykiwali się
nawzajem, wskazując co chwilę na przepaść, w której wcześniej zniknęła
czarnowłosa kobieta.
Nagle
Luhan poczuł tępe uderzenie w tył głowy, a później przed jego oczami zapanowała
ciemność.
*
Blondyn
zachłysnął się powietrzem i odwróciwszy się na bok, zaczął głośno kaszleć. Czuł
okropny ból głowy, jednak minął on jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
gdy leżący obok niego wilk zaczął lizać go po dłoni. Luhan otworzył szeroko
oczy i spojrzał na Szatana, który w tym momencie wstał z ziemi i pochylił łeb,
chcąc ukorzyć się przed chłopakiem.
- To nie
ty ją zabiłeś – wychrypiał Lu, wpatrując się w ciemne oczy zwierzęcia.
Dostrzegł w nich tak doskonale znany błysk, co pozwoliło mu się nieco
uspokoić. Serce przestało bić jak oszalałe, a oddech stał się o wiele
spokojniejszy. – Ty próbowałeś ją uratować – dodał Luhan, podrywając się z
ziemi. – Muszę powiedzieć o tym Jonginowi!
Jeszcze
raz spojrzał na wilka, a później pognał ile sił w nogach w stronę domu swojego
chłopaka. Wieczór zapadł na dobre, wokół panowała idealna ciemność i
nieprzerywana niczym cisza. Luhanowi wydawało się, że świat zamarł w bezruchu.
Liście na drzewach w ogóle się nie poruszały, zwierzęta zniknęły w mroku lasu i
nawet nie słychać było irytującego grania świerszczy.
Blondyn
pokonał ostatnie metry, jakie dzieliły go od domu chłopaka i znalazłszy się na
werandzie, zaczął pukać do drzwi, które jak na złość okazały się być zamknięte.
Minęła chwila, nim ujrzał roześmianą twarz Jongina. Brunet na powitanie pocałował
Luhana w usta i wprost wciągnął go do środka, od razu zabierając od niego
plecak.
- Coś ty
taki brudny, co? – zaśmiał się Kai, patrząc na umorusanego ziemią blondyna.
Zaraz jednak machnął na to ręką i złapawszy chłopaka za policzki, namiętnie
wpił się w jego usta, chcąc zakosztować tej omamiającej słodyczy. – Zaraz
weźmiemy prysznic i obejrzymy jakiś film. Co ty na to? – zaproponował,
wpatrując się w oczy blondyna.
- Kai, ja…
- zaczął Luhan, nie bardzo wiedząc, jak to wszystko ubrać w słowa, by nie zabrzmiało
to idiotycznie. – Twojej mamy nie zabił Szatan – wyrzucił w końcu z siebie,
obserwując, jak oblicze bruneta momentalnie się zmienia.
- O czym
ty mówisz? – spytał zaskoczony Kai, odsuwając się od partnera. Spojrzał na
niego uważnie i pokręcił głową z niedowierzaniem. – To on ją zabił. Zrzucił
moją mamę z urwiska – wysyczał przez zaciśnięte zęby, nieświadomie zaciskając
dłonie w pięści.
- Nie! Tak
powiedzieli ci mieszkańcy, którzy nie widzieli całego zajścia! – powiedział
Luhan, już nie panując nad rozsadzającymi go emocjami. – Twoja mama chciała
popełnić samobójstwo, a Szatan tam był, bo chciał ją przed tym powstrzymać!
Kai, spójrz na mnie – poprosił już nieco spokojniejszym głosem, łapiąc chłopaka
za policzki.
- Kłamiesz
– warknął Jongin, odpychając od siebie blondyna, który w ostatniej chwili
złapał się szafki, bo inaczej kolejny raz zaliczyłby bolesny upadek. – Niby
skąd ty możesz o tym wiedzieć, skoro cię tam nie było?!
- Szatan…
On mi to pokazał – wyszeptał Luhan, domyślając się, jak bardzo żałośnie musiało
to zabrzmieć. – Ja szedłem do ciebie i on… Ja to widziałem, rozumiesz?
- Chcesz
mi powiedzieć, że oskarżasz moją mamę o popełnienie samobójstwa na podstawie
idiotycznego snu?! – wrzasnął Kai, łapiąc blondyna za ramię. – Po każdym bym
się tego spodziewał, ale nie po tobie – powiedział łamiącym się głosem i
otworzył na oścież drzwi. – Wyjdź.
- Ale… Nie
możecie wiecznie obwiniać o to Szatana! On jest niewinny! – Luhan z całych sił
zaparł się w progu domu, zaciskając dłoń na framudze drzwi. – Kai, musisz mi
uwierzyć! Proszę…
- Idź już!
– krzyknął Jongin, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko
starł wolną dłonią. Rzucił Luhanowi jego plecak i gdy chłopak znalazł się na
werandzie, zatrzasnął mu drzwi przed nosem i przekręcił klucz w zamku.
- Obiecaj
mi tylko, że chociaż poszukasz jakichś dowodów. Twoja mama musiała coś po sobie
zostawić – poprosił ściszonym głosem Luhan, wpatrując się w drewniane drzwi.
Odczekał chwilę, a nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Jongina,
odszedł w stronę pogrążonego w mroku lasu.
Kai
siedział przez dłuższą chwilę pod drzwiami, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. O
ile wierzył Luhanowi bezgranicznie, o tyle w tamtej chwili nie przyjmował do
wiadomości tego, co mu powiedział. Przecież jego mama nie mogła popełnić
samobójstwa. Przez ostatnie miesiące winą za jej śmierć obarczał Szatana, który
zepchnął ją z urwiska, a teraz Luhan mówi mu, że ten wilk tak naprawdę chciał
ją przed tym powstrzymać? Nie, to było niedorzeczne.
Jongin ze
złości kopnął stojącą obok niego szafkę i zawył głośno, zalewając się rzewnymi
łzami. W głowie chłopaka panował totalny chaos, a on już sam nie wiedział, co
jest prawdą, a co kłamstwem. Już nawet nie wiedział, kim on jest, a przede
wszystkim, kim, do jasnej cholery, tak naprawdę jest Luhan.
Ja tak jak Jongin do jasnej cholery nie wiem kim jest Lu ><, a już nic nie wiem >><< kompletnie. Już nic nie wymyślam tylko czekam na dalszy rozwój akcji i strasznie jestem ciekawa jak będzie wyglądała moja mina jak wszystko się wyjaśnij. Czekam, czekam i jeszcze raz czekam. Hwaiting!
OdpowiedzUsuńŁooo matko ale się dzieję
OdpowiedzUsuńWszystko jest teraz tak nabuzowane emocjami i niepewnością i ciekawością... ^^
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
To opowiadanie jest genialne ^^
Już sama nie wiem, co mam myśleć, a zwłaszcza o Luhanie. Raz wydaje mi się niebezpieczny, a po chwili mam ochotę go przytulić, bo sprawia wrażenie niewinnego i bezbronnego. Atak Kibuma nieprzyjemnie mnie zaskoczył; rozumiem jego zachowanie, w końcu tak wiele rzeczy się wydarzyło, odkąd rodzina Lulu przybyła na wyspę, jednak ze względu na Jongina powinien się powstrzymać. Szkoda, że Jonghyun nie dał rady zapanować nad partnerem.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że rodzice Lu nie rozmawiali o nim, tylko o jego zaginionym bracie bliźniaku. Cały czas powraca do mnie myśl, że to on jest sprawcą tego wszystkiego.
Ta cała scena z Szatanem najbardziej mną wstrząsnęła. Nawet jeżeli Luhan nie jest jakąś piekielną istotą, coś musi być z nim nie tak, skoro to jemu wilk pokazał tamto wydarzenie. Kai na razie nie chce o tym wszystkim myśleć - zresztą jego reakcja jest w pełni zrozumiała - ale sądzę, że ziarno niepewności i tak zostało zasiane. Może faktycznie jego mama popełniła samobójstwo? Ale dlaczego?
Wciąż bardzo tajemniczo, a równocześnie ciekawie. Czekam na ciąg dalszy <3
Szatan jako mysloodsiewnia, hahaha~ ^^ Jak zwykle, rozdzial genialny, tajemniczy i wszystko najlepsze razem wziete! ♥
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdzialu jeszcze raz obalilam i dla upewnienia spalilam na stosie moja teorie, ze to Yasuo jest blizniakiem Lulu. Za to stworzylam nowa - skoro blizniak Hana dawno temu zniknal, a Szatan z tego co zrozumialam "polubil" Luhana.. Mhrok, mhrok i jeszcze raz mhrok. ^^
No cóż...po raz pierwszy muszę skomentować. No muszę bo nie wytrzymam! Piszesz genialnie. Twój styl pisania i charakter opowiadania jest genialny! A ten rozdział...no przeszłaś samą siebie! No jak można!? No normalnie nie mogę się doczekać następnego tygodnia....aż mam plan cie dopaść i siłą zabrać kolejny rozdział xD Albo grozić i torturować żebyś wstawiła go wcześniej. W poprzednie notce napisałaś że zastanawiasz się miedzy SJ a EXO. Jeśli moja porada ci w czymś pomoże to EXO. Uwielbiam garściami SJ, jako, że to jeden z 2 ulubionych przezemnie zespołów koreańskich i dwóch jakie słucham ale nie wyobrażam ich sobie w wersji YAOI. Tak więc dodawaj szyyyyybciej rozdziały bo ci sie przyśnie a wtedy się policzymy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Zero_
Kurde, od dwóch rozdziałów próbuję dodać komentarz i za każdym razem, kiedy to robię, coś się psuje i nie mogę tego zrobić, mam nadzieję, że w końcu mi się teraz uda..
OdpowiedzUsuńWiem, czy od dwóch rozdziałów, czy nie, tp i tak komentuję późno. Nie będę Cię zasypywac toną usprawiedliwień, bo musiałabym napisać drugą Biblię, żeby opowiedzieć co, jak, dlaczego.
Jeśli mam być szczera, to moim zdaniem jest to najlepsze z Twoich opowiadań, które miałam okazję przeczytać. Pewnie pisałam to pod którymś z poprzednich, ale to, że wspominam o tym również tutaj, świadczy tylko i wyłącznie o tym, że TY jesteś CORAZ LEPSZA. Śmiało mogę powiedzieć, że swoim poziomem nie odstajesz od zawodowych pisarzy i gdybyś tylko wydała jakąś książkę, pierwsza byłabym w księgarni i ją kupiła - poważnie.
Jakbym chciała pisać tutaj całe moje odczucia po przeczytaniu, to nie wystarczyłoby mi chyba miejsca, ale na prawdę nie pozwoliłaś mi się nudzić, bo ciągle cos się działo. Swoich teorii miałam miliardy, niemal wszystkie upadaly wraz z kolejnymi częściami, ale jedną z ostatnich było to, że to Yasuo stoi za tym wszystkim, że Luhan to może być jego brat. Ale teraz znow stwierdziłam, że skoro Luhan ma tak specyficzny kontakt z Szatanem, ma takie same oczy jak on to może Szatan jakimś cudem jest jego bratem? Nie wiem jeszcze w jaki sposob mógłby stać sie wilkiem, ale no :D
Szkoda mi w tym wszystkim trochę Kaia i mam pewne obawy, co do jego zaufania wobec Luhana.. Ciekawe, czy po tej nowinie podejmie teorię Kibuma i reszty znajomych.
Przeczytałam rozdział już wczoraj, ale dopiero teraz znalazłam czas na komentarz, więc przepraszam za to opóźnienie ^^
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić, ja będę się nudnawo powtarzać, że uwielbiam fabułę tego opowiadania bo... naprawdę nie wiem, co tu się dzieje! Szatan rzucił światło na śmierć mamy Kaia, ale wciąż pozostaje pytanie dlaczego ona chciała popełnić samobójstwo? Co strasznego pchnęło ją na krawędź życia, że była gotowa na zawsze się z nim pożegnać? Czy nie myślała wtedy o tym, że zostawia swojego syna? Naprawdę musiał szarpnąć nią jakiś okropny powód ; c
Kumple Kaia dali niezły popis, gdzieś tam rozumiem ich obawy i powody do okazywania tych niechęci, jednakże wobec obecnego braku dowodów ich opinie są bez pokrycia, chociaż sensowne :)
Co teraz będzie z Kaiem i Lulu? Po czymś takim nic już nie będzie normalne. Luhan jasno dał do zrozumienia, że nie jest do końca taki zwyczajny.
Ach, niecierpliwie czekam na rozwiązanie tych wszystkich zagadek!
No nieźle. Kurczę kim jest Luhan i jaki ma związek z Szatanem ? O co w tym chodzi ? Jesteś naprawdę niesamowita. Koniec zbliża się wielkimi krokami, a ja wciąż nie mogę odgadnąć co się tam dzieję. No i matka Kai'a ! Dlaczego chciała popełnić samobójstwo ?
OdpowiedzUsuńKibum to jednak trochę przesadził. Mógł się powstrzymać.
Ciekawe co teraz z Kai'em i Luhanem będzie. Rozdział naprawdę genialny ;D Z niecierpliwością czekam na następny,
Pozdrawiam ! :)
Znalazłam, nareszcie !
OdpowiedzUsuńKiedyś całkiem przypadkowo trafiłam na tego bloga, spodobała mi się pierwsza część, ale oczywiście umknęło mi zapisać bloga no i szukałam, szukałam... kurczę, troszkę mi zeszło zważając na to iż od tego czasu pojawiło się już 12 rozdziałów XD ale to lepiej dla mnie, nie musiałam czekać w napięciu na dalsze części do teraz bo... jest taka przykra sprawa, otóż.....
Przeczytałam wszystkie i chcę więcej *u*
Niech żyją słodkie osoby które tak naprawdę są złeee o tak >D dziękuje Ci za to opowiadanie, już się nie mogę doczekać kolejnej części, hwaiting !
~Kyomini.
Cześć, tutaj admin fanpage EXO, na którym ostatnio powstał spis fanfików. Jako, że jestem twoją czytelniczką, to pozwoliłam sobie wkleić link do twojego bloga, ale jeśli jesteś temu przeciwna, to daj mi znać tutaj https://www.facebook.com/pages/ONLY-EXO/137092796469990
OdpowiedzUsuńPozdrawiam C:
O Kaituś... mam podobny mętlik w głowie co ty ._.
OdpowiedzUsuńTe wizje, podobne oczy fakt, że szatan tak dobrze sie z nim dogaduje... Lulu, kim ty jesteś? No i rozmowa rodziców LuHana utwierdza mnie w fakcie, że to nasz kochany aniołek za wszystkim stoi. Jednak jest tak niewinny, że trudno mi uwierzyć. Mam ochote go przytulić i pocieszyć, zwłaszcza po przeczytaniu końcówki ;< Mimo to nadal się obawiam, ze to on jest tym złym. W końcu jak patrzył na Key w barze nie było w jego wzroku tej niewinności.
No i co do Key to teraz sie o niego boje. W końcu po tej akcji kiedy oskarżał LuHana może teraz zdarzyć mu się wszystko. Oby nie skończył jak Taemin. Swoją droga ciekawe co z Minniem. W końcu ten kto go porwał powiedział mu, ze go wypuści bo ma jakąś rolę do wypełnienia ._.
Szkoda mi też Jongina. Tyle mu się zwala na głowę, jeszcze stracił zaufanie do przyjaciół i LuHana.
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni, Lulu okaże sie tym dobrym i będzie happy end i nikt nie zginie ;x [ no moze poza tym dupkiem, który pobil Kaia. ]
Ja wiem... nie powinno się takich komentarzy pisać, bo to śmieci, ale... PRZEŚLICZNY SZABLON *.* Lu <3
OdpowiedzUsuńMam totalny mętlik w głowie. Nie wiem, kto jest kim... Luhaś zaprzyjaźnia się z Szatanem, czyli wilk nie może być jego bratem ani Lulu nie może nim być. To dlaczego oni mają takie same oczy? Ugh ;___; Jeszcze atak Key'a... Oj, Kibummie. A Jonghyun powininen go powstrzymać czy coś. Nie wiem, co się dzieje z Taeminem i Gayoon. I jeszcze Yasuo. Nie wiem o, co chodzi. Wszystko jest takie skomplikowane. A na dodatek matka Kaia. Czemu chciała się zabić? Dlaczego Szatan chciał ją powstrzymać?
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział!
Hwaiting :3
I to jest najlepsze, w ogóle nie wiem czego mogę się spodziewać 8D
OdpowiedzUsuń~ Kyomini
Jaki cudny szablon *.*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zbliżamy się do końca, bo już naprawdę jestem niesamowicie ciekawa o co tu chodzi, ale z drugiej strony tak mi będzie szkoda jak się ono skończy :c Chciałabym żeby trwało i trwało, i jednocześnie chciałabym znać zakończenie. Czemu tak nie można? xd
Och, Kai... najpierw mu Kibum wykrzyczał tyle rzeczy o Lu, a później i od Lu usłyszał coś czego pewnie nie chciałby słyszeć. Nie wiem, ale wydaje mi się, że Luhan nie musiał od razu tak lecieć z tą informacją do Jongina. No bo chyba to, że on mu nie uwierzy było oczywiste. Chyba łatwiej nawet było mu myśleć, że Szatan zabił jego matkę niż że ona chciała popełnić samobójstwo. Nie lubię tego słowa, zawsze mnie przeraża myśl, że można coś takiego sobie zrobić, i teraz zastanawia mnie co sprawiło, że jego matka to postanowiła. "on zrozumie" no nie jestem taka pewna... uch, namieszałaś po raz kolejny. W ogóle to byłam bardzo zaskoczona tym dziwnym spotkaniem Lu i Szatana. I że wilk nie jest zły? To kto w końcu jest? Spowrotem myślę, że jednak Lu chyba zły nie jest, chociaż cały czas mam wątpliwości. A rozmowa rodziców Luhana... Może o tym bracie bliźniaku rozmawiali? To by mogło się zgadzać. "stracimy go na zawsze" to też mi pasuje do brata Lu.
A co z Taeminem? Kiedy ten ktoś go wypuści? I kto go trzyma? I biedny stary Lee, ciekawe czy wróci, a nawet jak wróci to nic dobrego go tu nie czeka.
Generalnie jest z cb mistrzyni mieszania ludziom w głowach xd już nwm co mam o kim myśleć >.<
OdpowiedzUsuńDobrze, że czeka na mnie kolejny rozdział ^^
Awwww... Kocham takie sceny. Już nie mam pojęcia, o co może chodzić - zakręciło mi w głowie to co powiedziała mama Kaia zanim spadła. To tak jakby ona też była jakoś powiązana z Szatanem. I jeszcze to: "Ja już tak dłużej nie mogę! On to zrozumie! Będzie musiał zrozumieć!" W.T.F??!!!
OdpowiedzUsuńNo trudno - przynajmniej nie będę musiała długo czekać na kolejną część.