Siedzący za kierownicą brunet
uśmiechnął się do samego siebie i kątem oka spojrzał na swojego chłopaka, który
potakiwał głową w rytm płynącej z radia melodii. Jongin nie wiedział, co
takiego wprawiło jego partnera w tak doskonały humor, gdyż zwykle był on
powściągliwy i rzadko dawał się ponosić emocjom, jednak taka zmiana wcale mu
nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie: czuł, że tej nocy wydarzy się coś, co obaj
zapamiętają na bardzo długo.
Jongin wolną dłonią przeczesał
swoje ciemne włosy i zaśmiał się głośno, gdy przypadkiem Luhan uderzył głową w
szybę. Zaskoczony tym incydentem chłopak, spojrzał na przeszkodę, jakby dopiero
wtedy ją zauważając. Niezadowolony pomasował obolałe miejsce i przeniósł wzrok
na swojego partnera, który z ledwością powstrzymywał kolejny wybuch śmiechu.
Luhan zmrużył groźnie oczy i ściągnął usta w dzióbek, przybliżając się bardziej
do rozbawionego bruneta.
- Co cię tak bawi, hm? –
zamruczał niskim głosem różowowłosy, owiewając ciepłym oddechem policzek i
szyję młodszego chłopaka, który momentalnie się spiął i zacisnął mocniej dłonie
na kierownicy, wstrzymując na chwilę oddech. – Czyżbyś śmiał się ze mnie?
- Rozpraszasz mnie – powiedział
Jongin, czując wielką gulę rosnącą w gardle. Z ledwością przełknął ślinę i
zerknął kątem oka na Luhana, który był zdecydowanie za blisko. Oczywiście w
normalnych okolicznościach wcale by mu to nie przeszkadzało, ale prowadząc
samochód, wolał jednak, żeby jego chłopak trzymał swoje ręce przy sobie i
siedział na miejscu, przypięty pasem bezpieczeństwa. – Lu, błagam cię – szepnął
ledwo słyszalnie Jongin, gdy dłoń starszego chłopak znalazła się na jego udzie.
- No ale… - Luhan zrobił smutną
minkę, wpatrując się w profil bruneta.
- Usiądź na miejscu – poprosił
Jongin, odzyskując panowanie nad własnym ciałem i umysłem. – Proszę. Zaraz
będziemy na miejscu, a chciałbym dowieźć nas w jednym kawałku. – Uśmiechnął się
do naburmuszonego chłopaka, który posłusznie wrócił na swoje miejsce, i chcąc
go choć trochę udobruchać, złapał go za dłoń i złożył na niej czuły pocałunek.
- Nie myśl sobie, że to cokolwiek
da – prychnął Luhan, mimowolnie się uśmiechając. Gdy wyczuł na sobie wzrok
chłopaka, od razu spoważniał i wyrwał dłoń z jego uścisku. Przejechał opuszkami
palców po nieskazitelnej skórze, na której wciąż czuł gorące wargi bruneta, i
ponownie się uśmiechnął, już nawet nie próbując udawać obrażonego. – Zostaniesz
na noc? – spytał po chwili, wyglądając przez szybę samochodu, o którą jakiś
czas wcześniej huknął głową, przyprawiając się o chwilowe zamroczenie.
- Jeśli chcesz – westchnął
Jongin, udając niezainteresowanego propozycją partnera.
- Jakbym nie chciał, to bym nie
pytał – zauważył Luhan, wywracając teatralnie oczami. – Zresztą, niewiele masz
do gadania – dodał nieco ciszej, jednak te słowa nie umknęły uwadze Jongina,
który zmarszczył pytająco czoło i zatrzymawszy samochód na czerwonym świetle,
spojrzał uważnie na starszego chłopaka.
- Co znaczy, że nie mam nic do
gadania? – spytał zaskoczony, wpatrując się w twarz Luhana.
- To znaczy tylko tyle, że nie
masz nic do gadania – wyjaśnił i uśmiechnął się szeroko, jakby to wszystko było
takie oczywiste. – Jestem starszy, więc to chyba normalne, że ja rządzę w
związku.
- Ty? – parsknął Jongin i ruszył
z miejsca, gdy światło zmieniło się na zielone. – Tak, rządzisz w związku.
Zwłaszcza z tymi różowymi włosami – dodał i zaśmiał się dźwięcznie, spoglądając
z politowaniem na chłopaka, który w złości nadął policzki i zmrużył zabawnie oczy.
– Widzisz? Przez te włosy w ogóle nie wyglądasz groźnie. Przykro mi, Lu, ale
muszę cię rozczarować, bo nie rządzisz w naszym związku.
- Bo niby ty to robisz? - prychnął obruszony, krzyżując ręce na
torsie.
- Czy naprawdę ktoś musi rządzić?
– Jongin westchnął głośno i zatrzymał samochód przed blokiem, w którym mieszkał
jego chłopak. Wyjął ze stacyjki kluczyki i spojrzał na Luhana, uśmiechając się
lekko. – Podoba mi się tak, jak jest teraz. Zawsze mi się to podobało i nie
zamierzam czegokolwiek zmieniać. Ale jeśli powodem naszych kłótni ma być sprawa
„przywódcy” w związku, to możesz nim zostać – powiedział i wysiadł z pojazdu,
pozostawiając zdezorientowanego Luhana w środku.
- Zaczekaj! – Różowowłosy wypadł
szybko z auta i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, dogonił czym prędzej oddalającego
się Jongina. – Nie o to mi chodziło. Po prostu mam dość tego, że wszyscy
dookoła traktują mnie ja dzieciaka. Nikt nie bierze mnie na poważnie. Czasami
mam wrażenie, że ty także – wyszeptał i speszony spuścił wzrok na swoje
trampki.
Brunet wpatrywał się w postać
nieco niższego chłopaka, jeszcze raz analizując jego słowa. Uśmiechając się pod
nosem do samego siebie, objął ramionami Luhana i przytulił go do siebie,
składając na jego czole czuły pocałunek. Z jednej strony rozumiał chłopaka, ale
z drugiej śmiać mu się chciało, gdy przywoływał na myśl ich wcześniejszą
sprzeczkę na temat „dowództwa” w związku. Jeśli to miało uszczęśliwić Luhana,
to dlaczego miałby się nie zgodzić na to, by to właśnie on był głową?
- Chodźmy lepiej do środka –
powiedział Jongin, wciąż uśmiechając się pod nosem. Zaraz jednak spoważniał,
nie chcąc jeszcze bardziej zawstydzać swojego chłopaka, którego policzki i tak
płonęły żywym rumieńcem.
- Zamieszkaj ze mną – odezwał się
po chwili Luhan, gdy zatrzymali się przed bramą wejściową.
Oczekując na reakcję bruneta,
drżącymi dłońmi zaczął przeszukiwać kieszenie wąskich spodni, jednak jak na
złość nie mógł znaleźć kluczy. Niepewnie zerknął kątem oka na Jongina i
przełknął nerwowo ślinę, wciąż szukając tych przeklętych kluczy. Miał ochotę
zapaść się pod ziemię ze wstydu, bo niby dlaczego Kim chciałby z nim
zamieszkać? Co prawda znali się już dość długo, ale parą byli od zaledwie
trzech miesięcy. Jongin niekiedy zostawał u niego na noc, jednak to nie były zobowiązujące
sytuacje. Zdecydowanie powinien był trzymać język za zębami.
- Mówisz poważnie? – spytał
szeptem Jongin, przeczesując różowe włosy partnera, który na ten gest
znieruchomiał na chwilę i niepewnie uniósł na niego wzrok. – Naprawdę chcesz,
żebym z tobą zamieszkał?
- Wiem, to śmieszne. Możemy
uznać, że tego pytania nie było – powiedział i kiedy nareszcie znalazł klucze,
otworzył bramę i szybko wszedł do budynku, pragnąc chociaż na chwilę znaleźć
się jak najdalej od Jongina.
- Hannie, zaczekaj – poprosił
brunet, doganiając chłopaka w połowie pierwszego piętra. Złapał go za rękę i
zatrzymał na półpiętrze, odwracając przodem do siebie. – Jeśli tego chcesz…
- Tu nie chodzi o to, czy tego
chcę. Nie zamierzam cię do niczego zmuszać – stwierdził Luhan, patrząc w ciemne
oczy partnera. – To ma być nasza wspólna decyzja. Może trochę się pospieszyłem
z tą propozycją – westchnął i uśmiechnął się blado, nie chcąc, by Kim miał
jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
- A co jeśli ja tego także chcę?
– spytał szeptem Jongin, ponownie zatrzymując przy sobie Luhana, który na te
słowa zmarszczył pytająco czoło i rozdziawił usta, nie bardzo wiedząc, co
odpowiedzieć. – Możemy… spróbować, prawda?
Starszy chłopak uśmiechnął się
promiennie i przytaknął głową, nie będąc nawet w stanie wydusić z siebie choćby
słowa. Wpatrywał się w twarz partnera, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie się
dzieje. Nie minęła chwila, gdy Jongin przybliżył się do Luhana i złączył ich
usta w namiętnym pocałunku. Nie odrywając się od siebie nawet na ułamek sekundy,
na oślep pokonywali kolejne stopnie schodów, jedynie sporadycznie uchylając
powieki, by sprawdzić, na którym piętrze się znajdują.
Luhan już dawno nie czuł się tak
dobrze. Fakt, że Jongin zgodził się z nim zamieszkać, sprawiał, że jego serce
biło znacznie szybciej, a w głowie rodziły się optymistyczne myśli dotyczące
ich wspólnej przyszłości. Może to było naiwne, ale wierzył, że razem uda im się
pokonać każdą przeszkodę, nawet tę największą.
Będąc już na odpowiednim piętrze,
niechętnie odsunął się do bruneta i obejrzał się za siebie, momentalnie
zamierając na widok stojących przed drzwiami jego mieszkania rodziców. Luhan
otworzył szeroko oczy i rozdziawił usta, szukając w głowie odpowiednich słów,
jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Przełknął ślinę i zamrugał
kilkakrotnie powiekami, spoglądając na Jongina, który również był zaskoczony
niespodziewaną wizytą rodziców jego chłopaka.
- Luhannie, czy możesz nam to
wyjaśnić? – poprosiła wyraźnie zdenerwowana kobieta, wpatrując się z odrazą w
stojącego u boku jej syna bruneta. Zjechała wzrokiem niżej i zatrzymała go na
splecionych dłoniach chłopaków, co sprawiło, że poczuła, jak kręci jej się w
głowie.
- Może wejdziemy do środka –
zaproponował cicho Luhan, wskazując wolną ręką drzwi mieszkania. Szybko do nich
dopadł i otworzył na oścież, zapraszając rodziców gestem ręki. Gdy przekroczyli
próg lokum, odwrócił się przodem do Jongina. – Chodź.
- Nie, może lepiej już pójdę –
powiedział cicho chłopak, jednak i tak jego słowa nie umknęły uwadze gości.
- Teraz zamieszasz stchórzyć? –
zapytał mężczyzna, patrząc morderczym wzrokiem na bruneta, który w odpowiedzi
pokręcił głową i niepewnie wszedł do mieszkania. – Nie kłopocz się, bo i tak
nie zagrzejesz tutaj miejsca na dłużej – dodał, widząc, że chłopak zamierza
zdjąć buty.
- Tato – jęknął płaczliwym głosem
Luhan, domyślając się, że teraz czeka ich najgorsze.
Czuł się, jakby ktoś z całej siły
walnął go kijem baseballowym w brzuch, tym samym pozbawiając wszelki złudzeń,
że życie może być takie, jakim sobie je wymarzy. Powinien się już przyzwyczaić
do tego, że nigdy nic nie jest takie, jakie by chciał, by było. Zawsze coś
stanie mu na drodze, uniemożliwiając spełnienie najskrytszych marzeń. Od dawna
przestał marzyć, ale kiedy poznał Jongina, coś się w nim zmieniło. Przede
wszystkim on się zmienił i zaczął wierzyć, że może jednak świat nie jest taki
zły i istnieją ludzie, którym warto zaufać. Tak wiele zawdzięczał temu
chłopakowi, a teraz przyjdzie mu się z nim rozstać, bo nie wierzył, by rodzice
zaakceptowali fakt, iż ich syn był odmiennej orientacji. W tej jednej chwili
zburzył dotychczasowy światopogląd starszego małżeństwa i zniszczył marzenia
odnośnie posiadania gromadki wnuków. Dla Luhana takie gadanie zawsze wydawało
się być śmieszne, ale nigdy nie miał odwagi powiedzieć rodzicom, że nie
doczekają się wnucząt, że nie zestarzeją się w otoczeniu tuzina małych
brzdąców, bo on najnormalniej w świecie tego nie chce i nigdy nie chciał.
Jedyne, czego chciał, to spędzić resztę swojego życia u boku chłopaka, którego
kochał całym swym sercem, jednak po tym wszystkim wątpił, by rodzice
kiedykolwiek zaakceptowali Jongina. Nie po tym, co zobaczyli na klatce
schodowej.
- Powinieneś już iść – mruknął
mężczyzna, patrząc z wyższością na stojącego przy drzwiach bruneta.
- Ale… - Luhan spojrzał
załzawionymi oczami na swojego chłopaka, który posłusznie otworzył drzwi i bez
słowa wyszedł na korytarz. – Dlaczego nie możecie zaakceptować, że jesteśmy
razem? – zapytał rozżalony, patrząc z wyrzutem na swoich rodziców. Chciał wyjść
za Jonginem, jednak ojciec przekręcił klucz w zamku i spojrzał uważnie na
Luhana, który pod wpływem tego wzroku skulił się w sobie i posłusznie spuścił
głowę, wbijając oczy w swoje trampki.
- Taki wstyd – syknął mężczyzna,
łapiąc syna za ramię. Z całej siły popchnął go w stronę salonu i rzucił na
kanapę. Luhan automatycznie skulił się na sofie i zakrył głowę rękami,
spodziewając się padających ze strony ojca cisów. – To my z matką przyjeżdżamy
do ciebie, bo niedługo masz urodziny, a ty tak nas witasz?! Ile to już trwa?!
Odpowiedz! – krzyczał, wymierzając kolejne uderzenia w stronę skulonego Luhana,
który z bezsilności zaczął płakać, modląc się jedynie, by ojciec w końcu
przestał albo uderzył go tak mocno, żeby od razu stracił przytomność. – Wracasz
z nami do Pekinu.
- Co? – Luhan poderwał się na
kanapie i spojrzał czerwonymi od płaczu oczami na stojącego nad nim ojca. – Nie
możecie mi tego zrobić! Jestem pełnoletni i mam prawo decydować o swoim życiu!
- Pozwoliliśmy ci wyjechać do
Seulu, bo wiedzieliśmy, że tutaj czeka cię lepsze życie! Miałeś skończyć studia
z wyróżnieniem, a potem przejąć po mnie firmę! Jedyne, co zrobiłeś, to
zhańbiłeś dobre imię naszej rodziny! – wykrzyczał mężczyzna i z całej siły
uderzył chłopaka w twarz. – Brzydzę się tobą – mruknął, jakby z ledwością
powstrzymywał odruch wymiotny.
- Skoro się mną brzydzisz, to
dlaczego każesz mi wracać do domu? – spytał Luhan, podnosząc się z kanapy, na
którą upadł chwilę wcześniej, gdy mężczyzna go uderzył. Popatrzył ojcu w oczy,
a później przeniósł wzrok na jego zaciskającą się w pięść dłoń. – Myślisz, że
to cokolwiek zmieni? Mylisz się! Choćbyś mnie zamknął w piwnicy, to i tak nie
zmienisz faktu, że kocham Jongina! – wyrzucił w końcu z siebie i przymknął
powieki, spodziewając się kolejnego uderzenia, które jednak nie nadeszło.
Otworzył oczy i zaskoczony spojrzał na siadającego na kanapie ojca.
- Spakuj się. Jutro wracamy do
Pekinu.
*
Od wyjazdu Luhana do Chin minęło
pięć tygodni. Dokładnie trzydzieści pięć dni Jongin nie widział swojego chłopaka,
a przynajmniej nie osobiście, bo rozmowy przez kamerkę internetową nie mogą
zastąpić prawdziwych spotkań. Z początku Kim nie mógł uwierzyć, że Luhan
pozwolił rodzicom zaciągnąć się z powrotem do rodzinnego miasta, jednak później
zaczął to wszystko rozumieć. Sam nie wiedział, jakby zachował się na jego
miejscu i znając życie, pewnie też by uległ i pozwolił rodzicom zadecydować o
swoim życiu. Nie zmieniało to jednak faktu, że miał ogromny żal, że Luhan
wyjechał, chociaż starał się tego nie okazywać. Im obu było niezmiernie ciężko,
dlatego Jongin nie zamierzał dorzucać jeszcze swoich humorków.
Chłopak spojrzał smutnym wzrokiem
na niewielkiego misia, którego Luhan wręczył mu w dniu swojego wyjazdu do
Pekinu, by ten miał przy sobie choć cząstkę jego samego. Jongin wciąż czuł na
maskotce perfumy partnera, co pozwalało mu przetrwać ostatnie tygodnie, które
nie należały do najłatwiejszych. Na dodatek wciąż nie był do końca pewny, czy
Luhan jednak zdecyduje się wrócić do Seulu, o czym wspomniał podczas jednej z
rozmów. Co prawda niedługo po niej wysłał Jonginowi wiadomość z dokładnymi
danymi lotu, ale znając rodziców Luhana, pewnie znaleźli milion powodów, dla
których nie mógł opuścić rodzinnego Pekinu. Głównym z nich byłby na pewno fakt,
że Luhan nie może kochać chłopaka, bo jak to będzie wyglądać w oczach innych
osób? Jako przyszły właściciel firmy swojego ojca musi dawać przykład
pracownikom, a w taki sposób tylko ośmieszy dobre imię rodziny. Tylko że Luhan
wcale nie chciał pracować w firmie korporacyjnej. Gdyby jego ojciec choć w
połowie znał go tak dobrze, jak Jongin, to wiedziałby, że ten wcale nie chce
całych dni przesiadywać za biurkiem ubrany w nienagannie czysty garnitur. Luhan
zawsze marzył o zwiedzaniu świata, poznawaniu nowych ludzi, a dzięki spadkowi,
jaki otrzymał po śmierci dziadka, miał ku temu możliwości. We wszystkich swoich
planach, nawet takich, które mogły w ogóle nie dojść do skutku, uwzględniał
tylko jedną osobę: Jongina, z którym chciał dzielić wszelkie smutki i radości.
Brunet uniósł wzrok na tablicę z
informacjami dotyczącymi przylotów i westchnął cicho, wciąż nie widząc żadnej
notki o locie z Pekinu. Mocniej zacisnął dłonie na maskotce i przycisnął ją do
twarzy, zaciągając się mocno przyjemnym zapachem perfum Luhana. Wiedział, że
jeśli za chwilę nie ujrzy swojego chłopaka, to do końca się posypie i nie
przejmując się tymi wszystkimi ludźmi, którzy otaczali go z każdej strony, po
prostu się rozpłacze, wyrzucając z siebie to, jak bardzo nienawidzi tego
świata, a zwłaszcza rodziców Luhana.
Charakterystyczny dźwięk
wydobywający się z głośników sprawił, że Jongin podskoczył na krześle i szybko
przeniósł wzrok na tablicę. Serce chłopaka zabiło szybciej, gdy ujrzał
informację o przylocie samolotu z Pekinu. Powoli wstał z krzesła i rozejrzał się
dookoła siebie, wiedząc jednak doskonale, że nim pasażerowie opuszczą pokład i
odbiorą swoje bagaże, minie trochę czasu. Chciał po prostu być gotów na
przywitanie Luhana. Musiał szybko wziąć się w garść, by chłopak nie widział
jego załzawionych oczu i miny zbitego psa, która nie schodziła z jego twarzy od
wyjazdu Luhana.
Jongin rozejrzał się dookoła
siebie i zagryzł usta w wąską linię, dokładnie obserwując wychodzących przez
rozsuwane drzwi ludzi. Nerwy powoli zaczynały brać górę nad innymi emocjami i
nim chłopak się zorientował, po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Szybko
starł ją wierzchem dłoni, starając się nie tracić nadziei w to, że zaraz ujrzy
swojego chłopaka.
Widząc różową czuprynę wystającą
ponad głowy innych ludzi, wstrzymał na chwilę oddech i uśmiechnął się szeroko,
tylko czekając, aż ujrzy twarz swojego chłopaka. Zaraz jednak spochmurniał, gdy
okazało się, że to nie Luhan zmierzał w jego stronę, ale ubrana we wszystkie
kolory tęczy dziewczyna z różową peruką na głowie. Jongin przeklął ją w myślach
i zrezygnowany opadł z powrotem na plastikowe krzesło, ze złości zaciskając
dłoń na miśku. Zaczynał powoli wątpić w to, że Luhan przyleciał do Seulu.
Pewnie jego ojciec zamknął go w piwnicy i nie wypuści z niej, dopóki chłopak
nie zmieni swojej orientacji.
Dochodząc do wniosku, że nie ma
sensu siedzieć dalej na lotnisku, podniósł się z krzesła i ruszył ku wyjściu z
budynku. Coś jednak kazało mu się obejrzeć za siebie. Sam nie wiedział co; być
może szybsze bicie serca, które cudem wyczuło obecność osoby, dla której od tak
dawna biło i za którą tęskniło przez ostatnie tygodnie. Jongin przebiegł
wzrokiem po twarzach ludzi i momentalnie zatrzymał go na zmierzającym w jego
stronę Luhannie, który zmienił kolor włosów na jasny blond. Brunet uśmiechnął się
promiennie i ruszył biegiem do swojego chłopaka.
Znalazłszy się przy Luhannie,
objął go w pasie i przytulił mocno do siebie, odzyskując momentalnie nadzieję
na lepsze jutro. Blondwłosy chłopak uśmiechnął się przez łzy i mocniej wtulił
się w ciało Jongina, nareszcie oddychając swoim własnym tlenem, którego tak
bardzo mu brakowało przez ostatnie trzydzieści pięć dni.
Jeśli ktoś w tamtym momencie
zapytałby ich, jaki kolor ma miłość, zgodnie odpowiedzieliby, że
fluorescencyjny, bo nieważne, jak duży jest tłum ludzi, osoba którą kochasz
będzie się wyróżniać.
Piękne <33
OdpowiedzUsuńoch, jak słodko! nie przepadam za takimi do bólu uroczymi historyjkami. ale mogę Ci dziś wybaczyć. chociaż walentynek też nie lubię. i za lukaiem też nie przepadam. dobra, nie ważne.
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że dobrze się skończy, ale i tak czekałam do końca aż to przeczytam. A ostatnie zdanie to moje ulubione z tego oneshota, serio, pięknie napisane *.*
A rodzice Lu są straszni, ale cóż, rzadko się zdarzają tolerancyjni rodzice. Ale z biciem to facet trochę przesadził. :| dobrze, że jednak udało się Lu przyjechać do Jongina. taka historia nie mogłaby się źle zakończyć ^^
miłego dnia :3
Nie rozumiem rodziców, którzy nie potrafią zaakceptować tego, że ich dziecko jest odmiennej orientacji. Tacy się urodzili i - nieważne, jak ktokolwiek będzie się starał - nie zmienią się. Mam nadzieję, że z biegiem lat, tolerancja na świecie się poszerzy i nikt nie będzie bał się wyznać swoim rodzicom prawdy o tym, kim tak naprawdę jest.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo mi się podobało. Mimo iż nie lubię walentynek i w ogóle, cieszę się, że wrzuciłaś tutaj coś na tę okazję. Już przez jakiś czas miałam ochotę na słodkie opowiadanie, chociaż z mojego punktu widzenia za mało fluffu :<
O, bardzo słodkie, a równocześnie smutne - bo ukazuje jak tak naprawdę wygląda homoseksualizm w Korei. Mam nadzieję, że kiedyś zdecydujesz się na napisanie czegoś dłuższego w tym tonie ^^
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - prześliczna okładka tej miniaturki :)
OdpowiedzUsuńPo drugie - naprawdę słodko. Chociaż te momenty z rodzicami Luhana idealnie pokazują podejście ludzi do odmiennej orientacji, to wszystko kończy się dobrze i jakoś mnie to wprawiło w ten walentynkowy nastrój.
Dużo weny!
Niesamowity one shot <3 Niestety sytuacja z rodzicami Luhana pokazuje prawdę. To naprawdę smutne, że niektórzy rodzice nie potrafią zaakceptować dziecka takim jakim jest.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że historia zakończyła się dobrze i Luhanowi udało się przyjechać do Jongina. ;)
Pozdrawiam!
Spodobał mi się ten one shot, głównie dlatego, że jest taki prosty i życiowy. Naprawdę fajnie jest coś takiego przeczytać.
OdpowiedzUsuńKim Jongin i Luhan to taka świetna para *-* Naprawdę nigdy nie interesowałam się k-popem ani niczym, co jest z tym związane, ale zawsze sobie wyobrażam Twoich bohaterów XD Lu totalnie mnie rozbroił propozycją wspólnego zamieszkania, zwłaszcza że potem tak uroczo próbował udawać, że nie było żadnego pytania :D Myślałam, że po ostatecznej zgodzie Jongina - byłam zresztą pewna, że ucieszy się na samą myśl o wprowadzeniu się do chłopaka - będzie jeszcze bardziej różowo, czyli że wpadną do mieszkania i totalnie zajmą się sobą, a tu taka przykra niespodzianka. Ten ojciec zachował się jak totalny kretyn, choć niestety tego się spodziewałam. Jeszcze wywiózł Luhana do Pekinu! Cóż, przynajmniej jego związek z Kimem przetrwał, to mnie akurat cieszy.
Pozdrawiam <3
Bardzo miłe zakończenie oneshota, dobrze, że zakochani spotkali się w końcu mimo, iż rodzice Luhana mieli wobec ich związku obiekcje. Przez chwilę myślałam, że Kai będzie czekał na lotnisku na darmo, ale okazało się, że jest inaczej <3 Hura! No i piękne słowa końcowe, miłość ma przecież wiele kolorów, zgadzam się z tym całkowicie!
OdpowiedzUsuńOjciec Luhana przegiął pałę! Nie miał prawa tak traktować syna. Jak można uderzyć dziecko z takiego powodu? To chore! Denerwuje mnie taka nietolerancja. Ale to się nigdy niestety nie zmieni... Biedny Luhan. Dla nich obojgu ten miesiąc,nawet ponad, musiał być ciężki. I co dało ojcu Luhana to, że zabrał go do Pekinu? Nic! Nie zmieniło to orientacji jego syna. Ta końcówka była taka urocza. Miodzio <33
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale w pewien sposób lubię ten typ opowiadań, gdzie rodzina nie akcepruje homoseksualizmu syna~ taki trochę dramatyzm huhuhu~
OdpowiedzUsuńOneshot fajny i przyjemny i nawet nie wiem co napisać, bo wszystkie wątki zamknięte xd powiem tylko tyle, że spaliłabym się ze wstydu gdyby mnie tak z facetem rodzice przyłapali :p
xoxo
Nietolerancja wśród ludzi jest ogromna! A co dopiero, gdy ojciec się dowie, że jego syn jest gejem... To jest dla niego poniżenie, cios w jego godność. Nienawidzę takich ludzi, dlatego ojciec Luhana jest dla mnie skończonym gnojem! Co on myślał, że Luhan w Pekinie zmieni swoją orientację? Nagle zrozumie, że jednak bycie homo było kaprysem i przerzuci się na dziewczyny? Jak mnie drażni takie myślenie! Siekiera i uciąć mu głowę, natychmiast!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że miłość Luhana i Kaia przezwyciężyła te wszystkie przeszkody i zakochani znów się spotkali <3. Przepiękny one shot, kochana! <3.
Mądre slowa na końcu ^^. Na prawde super napisane opo :)
OdpowiedzUsuńPiękny fanfic. Udał Ci się.
OdpowiedzUsuńSerio. Czytałam z zapartym tchem. Z jednej strony fluff, a z drugiej - prawdziwe odbieranie homo/bi przez Azjatów.
Cieszę się, że znalazłam Twojego bloga ♥
OdpowiedzUsuńJak zwykle przeczytałam z opóźnieniem, bo inaczej nie byłabym sobą ;-;
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie było takie urocze, nie sprawdzałam czy to fluff czy angst i przez moment bałam się, że samolot będzie miał jakiś wypadek, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.