piątek, 14 lutego 2014

The colour of love



Tytuł: The colour of love
Bohaterowie: Kim Jongin, Luhan
Rodzaj: romans, obyczaj


Siedzący za kierownicą brunet uśmiechnął się do samego siebie i kątem oka spojrzał na swojego chłopaka, który potakiwał głową w rytm płynącej z radia melodii. Jongin nie wiedział, co takiego wprawiło jego partnera w tak doskonały humor, gdyż zwykle był on powściągliwy i rzadko dawał się ponosić emocjom, jednak taka zmiana wcale mu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie: czuł, że tej nocy wydarzy się coś, co obaj zapamiętają na bardzo długo.
Jongin wolną dłonią przeczesał swoje ciemne włosy i zaśmiał się głośno, gdy przypadkiem Luhan uderzył głową w szybę. Zaskoczony tym incydentem chłopak, spojrzał na przeszkodę, jakby dopiero wtedy ją zauważając. Niezadowolony pomasował obolałe miejsce i przeniósł wzrok na swojego partnera, który z ledwością powstrzymywał kolejny wybuch śmiechu. Luhan zmrużył groźnie oczy i ściągnął usta w dzióbek, przybliżając się bardziej do rozbawionego bruneta.
- Co cię tak bawi, hm? – zamruczał niskim głosem różowowłosy, owiewając ciepłym oddechem policzek i szyję młodszego chłopaka, który momentalnie się spiął i zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, wstrzymując na chwilę oddech. – Czyżbyś śmiał się ze mnie?
- Rozpraszasz mnie – powiedział Jongin, czując wielką gulę rosnącą w gardle. Z ledwością przełknął ślinę i zerknął kątem oka na Luhana, który był zdecydowanie za blisko. Oczywiście w normalnych okolicznościach wcale by mu to nie przeszkadzało, ale prowadząc samochód, wolał jednak, żeby jego chłopak trzymał swoje ręce przy sobie i siedział na miejscu, przypięty pasem bezpieczeństwa. – Lu, błagam cię – szepnął ledwo słyszalnie Jongin, gdy dłoń starszego chłopak znalazła się na jego udzie.
- No ale… - Luhan zrobił smutną minkę, wpatrując się w profil bruneta.
- Usiądź na miejscu – poprosił Jongin, odzyskując panowanie nad własnym ciałem i umysłem. – Proszę. Zaraz będziemy na miejscu, a chciałbym dowieźć nas w jednym kawałku. – Uśmiechnął się do naburmuszonego chłopaka, który posłusznie wrócił na swoje miejsce, i chcąc go choć trochę udobruchać, złapał go za dłoń i złożył na niej czuły pocałunek.
- Nie myśl sobie, że to cokolwiek da – prychnął Luhan, mimowolnie się uśmiechając. Gdy wyczuł na sobie wzrok chłopaka, od razu spoważniał i wyrwał dłoń z jego uścisku. Przejechał opuszkami palców po nieskazitelnej skórze, na której wciąż czuł gorące wargi bruneta, i ponownie się uśmiechnął, już nawet nie próbując udawać obrażonego. – Zostaniesz na noc? – spytał po chwili, wyglądając przez szybę samochodu, o którą jakiś czas wcześniej huknął głową, przyprawiając się o chwilowe zamroczenie.
- Jeśli chcesz – westchnął Jongin, udając niezainteresowanego propozycją partnera.
- Jakbym nie chciał, to bym nie pytał – zauważył Luhan, wywracając teatralnie oczami. – Zresztą, niewiele masz do gadania – dodał nieco ciszej, jednak te słowa nie umknęły uwadze Jongina, który zmarszczył pytająco czoło i zatrzymawszy samochód na czerwonym świetle, spojrzał uważnie na starszego chłopaka.
- Co znaczy, że nie mam nic do gadania? – spytał zaskoczony, wpatrując się w twarz Luhana.
- To znaczy tylko tyle, że nie masz nic do gadania – wyjaśnił i uśmiechnął się szeroko, jakby to wszystko było takie oczywiste. – Jestem starszy, więc to chyba normalne, że ja rządzę w związku.
- Ty? – parsknął Jongin i ruszył z miejsca, gdy światło zmieniło się na zielone. – Tak, rządzisz w związku. Zwłaszcza z tymi różowymi włosami – dodał i zaśmiał się dźwięcznie, spoglądając z politowaniem na chłopaka, który w złości nadął policzki i zmrużył zabawnie oczy. – Widzisz? Przez te włosy w ogóle nie wyglądasz groźnie. Przykro mi, Lu, ale muszę cię rozczarować, bo nie rządzisz w naszym związku.
- Bo niby ty to robisz?  - prychnął obruszony, krzyżując ręce na torsie.
- Czy naprawdę ktoś musi rządzić? – Jongin westchnął głośno i zatrzymał samochód przed blokiem, w którym mieszkał jego chłopak. Wyjął ze stacyjki kluczyki i spojrzał na Luhana, uśmiechając się lekko. – Podoba mi się tak, jak jest teraz. Zawsze mi się to podobało i nie zamierzam czegokolwiek zmieniać. Ale jeśli powodem naszych kłótni ma być sprawa „przywódcy” w związku, to możesz nim zostać – powiedział i wysiadł z pojazdu, pozostawiając zdezorientowanego Luhana w środku.
- Zaczekaj! – Różowowłosy wypadł szybko z auta i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, dogonił czym prędzej oddalającego się Jongina. – Nie o to mi chodziło. Po prostu mam dość tego, że wszyscy dookoła traktują mnie ja dzieciaka. Nikt nie bierze mnie na poważnie. Czasami mam wrażenie, że ty także – wyszeptał i speszony spuścił wzrok na swoje trampki. 
Brunet wpatrywał się w postać nieco niższego chłopaka, jeszcze raz analizując jego słowa. Uśmiechając się pod nosem do samego siebie, objął ramionami Luhana i przytulił go do siebie, składając na jego czole czuły pocałunek. Z jednej strony rozumiał chłopaka, ale z drugiej śmiać mu się chciało, gdy przywoływał na myśl ich wcześniejszą sprzeczkę na temat „dowództwa” w związku. Jeśli to miało uszczęśliwić Luhana, to dlaczego miałby się nie zgodzić na to, by to właśnie on był głową?
- Chodźmy lepiej do środka – powiedział Jongin, wciąż uśmiechając się pod nosem. Zaraz jednak spoważniał, nie chcąc jeszcze bardziej zawstydzać swojego chłopaka, którego policzki i tak płonęły żywym rumieńcem.
- Zamieszkaj ze mną – odezwał się po chwili Luhan, gdy zatrzymali się przed bramą wejściową.
Oczekując na reakcję bruneta, drżącymi dłońmi zaczął przeszukiwać kieszenie wąskich spodni, jednak jak na złość nie mógł znaleźć kluczy. Niepewnie zerknął kątem oka na Jongina i przełknął nerwowo ślinę, wciąż szukając tych przeklętych kluczy. Miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu, bo niby dlaczego Kim chciałby z nim zamieszkać? Co prawda znali się już dość długo, ale parą byli od zaledwie trzech miesięcy. Jongin niekiedy zostawał u niego na noc, jednak to nie były zobowiązujące sytuacje. Zdecydowanie powinien był trzymać język za zębami.
- Mówisz poważnie? – spytał szeptem Jongin, przeczesując różowe włosy partnera, który na ten gest znieruchomiał na chwilę i niepewnie uniósł na niego wzrok. – Naprawdę chcesz, żebym z tobą zamieszkał?
- Wiem, to śmieszne. Możemy uznać, że tego pytania nie było – powiedział i kiedy nareszcie znalazł klucze, otworzył bramę i szybko wszedł do budynku, pragnąc chociaż na chwilę znaleźć się jak najdalej od Jongina.
- Hannie, zaczekaj – poprosił brunet, doganiając chłopaka w połowie pierwszego piętra. Złapał go za rękę i zatrzymał na półpiętrze, odwracając przodem do siebie. – Jeśli tego chcesz…
- Tu nie chodzi o to, czy tego chcę. Nie zamierzam cię do niczego zmuszać – stwierdził Luhan, patrząc w ciemne oczy partnera. – To ma być nasza wspólna decyzja. Może trochę się pospieszyłem z tą propozycją – westchnął i uśmiechnął się blado, nie chcąc, by Kim miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
- A co jeśli ja tego także chcę? – spytał szeptem Jongin, ponownie zatrzymując przy sobie Luhana, który na te słowa zmarszczył pytająco czoło i rozdziawił usta, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. – Możemy… spróbować, prawda?
Starszy chłopak uśmiechnął się promiennie i przytaknął głową, nie będąc nawet w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Wpatrywał się w twarz partnera, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie się dzieje. Nie minęła chwila, gdy Jongin przybliżył się do Luhana i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Nie odrywając się od siebie nawet na ułamek sekundy, na oślep pokonywali kolejne stopnie schodów, jedynie sporadycznie uchylając powieki, by sprawdzić, na którym piętrze się znajdują.
Luhan już dawno nie czuł się tak dobrze. Fakt, że Jongin zgodził się z nim zamieszkać, sprawiał, że jego serce biło znacznie szybciej, a w głowie rodziły się optymistyczne myśli dotyczące ich wspólnej przyszłości. Może to było naiwne, ale wierzył, że razem uda im się pokonać każdą przeszkodę, nawet tę największą.
Będąc już na odpowiednim piętrze, niechętnie odsunął się do bruneta i obejrzał się za siebie, momentalnie zamierając na widok stojących przed drzwiami jego mieszkania rodziców. Luhan otworzył szeroko oczy i rozdziawił usta, szukając w głowie odpowiednich słów, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Przełknął ślinę i zamrugał kilkakrotnie powiekami, spoglądając na Jongina, który również był zaskoczony niespodziewaną wizytą rodziców jego chłopaka.
- Luhannie, czy możesz nam to wyjaśnić? – poprosiła wyraźnie zdenerwowana kobieta, wpatrując się z odrazą w stojącego u boku jej syna bruneta. Zjechała wzrokiem niżej i zatrzymała go na splecionych dłoniach chłopaków, co sprawiło, że poczuła, jak kręci jej się w głowie.
- Może wejdziemy do środka – zaproponował cicho Luhan, wskazując wolną ręką drzwi mieszkania. Szybko do nich dopadł i otworzył na oścież, zapraszając rodziców gestem ręki. Gdy przekroczyli próg lokum, odwrócił się przodem do Jongina. – Chodź.
- Nie, może lepiej już pójdę – powiedział cicho chłopak, jednak i tak jego słowa nie umknęły uwadze gości.
- Teraz zamieszasz stchórzyć? – zapytał mężczyzna, patrząc morderczym wzrokiem na bruneta, który w odpowiedzi pokręcił głową i niepewnie wszedł do mieszkania. – Nie kłopocz się, bo i tak nie zagrzejesz tutaj miejsca na dłużej – dodał, widząc, że chłopak zamierza zdjąć buty.
- Tato – jęknął płaczliwym głosem Luhan, domyślając się, że teraz czeka ich najgorsze.
Czuł się, jakby ktoś z całej siły walnął go kijem baseballowym w brzuch, tym samym pozbawiając wszelki złudzeń, że życie może być takie, jakim sobie je wymarzy. Powinien się już przyzwyczaić do tego, że nigdy nic nie jest takie, jakie by chciał, by było. Zawsze coś stanie mu na drodze, uniemożliwiając spełnienie najskrytszych marzeń. Od dawna przestał marzyć, ale kiedy poznał Jongina, coś się w nim zmieniło. Przede wszystkim on się zmienił i zaczął wierzyć, że może jednak świat nie jest taki zły i istnieją ludzie, którym warto zaufać. Tak wiele zawdzięczał temu chłopakowi, a teraz przyjdzie mu się z nim rozstać, bo nie wierzył, by rodzice zaakceptowali fakt, iż ich syn był odmiennej orientacji. W tej jednej chwili zburzył dotychczasowy światopogląd starszego małżeństwa i zniszczył marzenia odnośnie posiadania gromadki wnuków. Dla Luhana takie gadanie zawsze wydawało się być śmieszne, ale nigdy nie miał odwagi powiedzieć rodzicom, że nie doczekają się wnucząt, że nie zestarzeją się w otoczeniu tuzina małych brzdąców, bo on najnormalniej w świecie tego nie chce i nigdy nie chciał. Jedyne, czego chciał, to spędzić resztę swojego życia u boku chłopaka, którego kochał całym swym sercem, jednak po tym wszystkim wątpił, by rodzice kiedykolwiek zaakceptowali Jongina. Nie po tym, co zobaczyli na klatce schodowej.
- Powinieneś już iść – mruknął mężczyzna, patrząc z wyższością na stojącego przy drzwiach bruneta.
- Ale… - Luhan spojrzał załzawionymi oczami na swojego chłopaka, który posłusznie otworzył drzwi i bez słowa wyszedł na korytarz. – Dlaczego nie możecie zaakceptować, że jesteśmy razem? – zapytał rozżalony, patrząc z wyrzutem na swoich rodziców. Chciał wyjść za Jonginem, jednak ojciec przekręcił klucz w zamku i spojrzał uważnie na Luhana, który pod wpływem tego wzroku skulił się w sobie i posłusznie spuścił głowę, wbijając oczy w swoje trampki.
- Taki wstyd – syknął mężczyzna, łapiąc syna za ramię. Z całej siły popchnął go w stronę salonu i rzucił na kanapę. Luhan automatycznie skulił się na sofie i zakrył głowę rękami, spodziewając się padających ze strony ojca cisów. – To my z matką przyjeżdżamy do ciebie, bo niedługo masz urodziny, a ty tak nas witasz?! Ile to już trwa?! Odpowiedz! – krzyczał, wymierzając kolejne uderzenia w stronę skulonego Luhana, który z bezsilności zaczął płakać, modląc się jedynie, by ojciec w końcu przestał albo uderzył go tak mocno, żeby od razu stracił przytomność. – Wracasz z nami do Pekinu.
- Co? – Luhan poderwał się na kanapie i spojrzał czerwonymi od płaczu oczami na stojącego nad nim ojca. – Nie możecie mi tego zrobić! Jestem pełnoletni i mam prawo decydować o swoim życiu!
- Pozwoliliśmy ci wyjechać do Seulu, bo wiedzieliśmy, że tutaj czeka cię lepsze życie! Miałeś skończyć studia z wyróżnieniem, a potem przejąć po mnie firmę! Jedyne, co zrobiłeś, to zhańbiłeś dobre imię naszej rodziny! – wykrzyczał mężczyzna i z całej siły uderzył chłopaka w twarz. – Brzydzę się tobą – mruknął, jakby z ledwością powstrzymywał odruch wymiotny.
- Skoro się mną brzydzisz, to dlaczego każesz mi wracać do domu? – spytał Luhan, podnosząc się z kanapy, na którą upadł chwilę wcześniej, gdy mężczyzna go uderzył. Popatrzył ojcu w oczy, a później przeniósł wzrok na jego zaciskającą się w pięść dłoń. – Myślisz, że to cokolwiek zmieni? Mylisz się! Choćbyś mnie zamknął w piwnicy, to i tak nie zmienisz faktu, że kocham Jongina! – wyrzucił w końcu z siebie i przymknął powieki, spodziewając się kolejnego uderzenia, które jednak nie nadeszło. Otworzył oczy i zaskoczony spojrzał na siadającego na kanapie ojca.
- Spakuj się. Jutro wracamy do Pekinu.

*

Od wyjazdu Luhana do Chin minęło pięć tygodni. Dokładnie trzydzieści pięć dni Jongin nie widział swojego chłopaka, a przynajmniej nie osobiście, bo rozmowy przez kamerkę internetową nie mogą zastąpić prawdziwych spotkań. Z początku Kim nie mógł uwierzyć, że Luhan pozwolił rodzicom zaciągnąć się z powrotem do rodzinnego miasta, jednak później zaczął to wszystko rozumieć. Sam nie wiedział, jakby zachował się na jego miejscu i znając życie, pewnie też by uległ i pozwolił rodzicom zadecydować o swoim życiu. Nie zmieniało to jednak faktu, że miał ogromny żal, że Luhan wyjechał, chociaż starał się tego nie okazywać. Im obu było niezmiernie ciężko, dlatego Jongin nie zamierzał dorzucać jeszcze swoich humorków.
Chłopak spojrzał smutnym wzrokiem na niewielkiego misia, którego Luhan wręczył mu w dniu swojego wyjazdu do Pekinu, by ten miał przy sobie choć cząstkę jego samego. Jongin wciąż czuł na maskotce perfumy partnera, co pozwalało mu przetrwać ostatnie tygodnie, które nie należały do najłatwiejszych. Na dodatek wciąż nie był do końca pewny, czy Luhan jednak zdecyduje się wrócić do Seulu, o czym wspomniał podczas jednej z rozmów. Co prawda niedługo po niej wysłał Jonginowi wiadomość z dokładnymi danymi lotu, ale znając rodziców Luhana, pewnie znaleźli milion powodów, dla których nie mógł opuścić rodzinnego Pekinu. Głównym z nich byłby na pewno fakt, że Luhan nie może kochać chłopaka, bo jak to będzie wyglądać w oczach innych osób? Jako przyszły właściciel firmy swojego ojca musi dawać przykład pracownikom, a w taki sposób tylko ośmieszy dobre imię rodziny. Tylko że Luhan wcale nie chciał pracować w firmie korporacyjnej. Gdyby jego ojciec choć w połowie znał go tak dobrze, jak Jongin, to wiedziałby, że ten wcale nie chce całych dni przesiadywać za biurkiem ubrany w nienagannie czysty garnitur. Luhan zawsze marzył o zwiedzaniu świata, poznawaniu nowych ludzi, a dzięki spadkowi, jaki otrzymał po śmierci dziadka, miał ku temu możliwości. We wszystkich swoich planach, nawet takich, które mogły w ogóle nie dojść do skutku, uwzględniał tylko jedną osobę: Jongina, z którym chciał dzielić wszelkie smutki i radości.
Brunet uniósł wzrok na tablicę z informacjami dotyczącymi przylotów i westchnął cicho, wciąż nie widząc żadnej notki o locie z Pekinu. Mocniej zacisnął dłonie na maskotce i przycisnął ją do twarzy, zaciągając się mocno przyjemnym zapachem perfum Luhana. Wiedział, że jeśli za chwilę nie ujrzy swojego chłopaka, to do końca się posypie i nie przejmując się tymi wszystkimi ludźmi, którzy otaczali go z każdej strony, po prostu się rozpłacze, wyrzucając z siebie to, jak bardzo nienawidzi tego świata, a zwłaszcza rodziców Luhana.
Charakterystyczny dźwięk wydobywający się z głośników sprawił, że Jongin podskoczył na krześle i szybko przeniósł wzrok na tablicę. Serce chłopaka zabiło szybciej, gdy ujrzał informację o przylocie samolotu z Pekinu. Powoli wstał z krzesła i rozejrzał się dookoła siebie, wiedząc jednak doskonale, że nim pasażerowie opuszczą pokład i odbiorą swoje bagaże, minie trochę czasu. Chciał po prostu być gotów na przywitanie Luhana. Musiał szybko wziąć się w garść, by chłopak nie widział jego załzawionych oczu i miny zbitego psa, która nie schodziła z jego twarzy od wyjazdu Luhana.
Jongin rozejrzał się dookoła siebie i zagryzł usta w wąską linię, dokładnie obserwując wychodzących przez rozsuwane drzwi ludzi. Nerwy powoli zaczynały brać górę nad innymi emocjami i nim chłopak się zorientował, po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Szybko starł ją wierzchem dłoni, starając się nie tracić nadziei w to, że zaraz ujrzy swojego chłopaka.
Widząc różową czuprynę wystającą ponad głowy innych ludzi, wstrzymał na chwilę oddech i uśmiechnął się szeroko, tylko czekając, aż ujrzy twarz swojego chłopaka. Zaraz jednak spochmurniał, gdy okazało się, że to nie Luhan zmierzał w jego stronę, ale ubrana we wszystkie kolory tęczy dziewczyna z różową peruką na głowie. Jongin przeklął ją w myślach i zrezygnowany opadł z powrotem na plastikowe krzesło, ze złości zaciskając dłoń na miśku. Zaczynał powoli wątpić w to, że Luhan przyleciał do Seulu. Pewnie jego ojciec zamknął go w piwnicy i nie wypuści z niej, dopóki chłopak nie zmieni swojej orientacji.
Dochodząc do wniosku, że nie ma sensu siedzieć dalej na lotnisku, podniósł się z krzesła i ruszył ku wyjściu z budynku. Coś jednak kazało mu się obejrzeć za siebie. Sam nie wiedział co; być może szybsze bicie serca, które cudem wyczuło obecność osoby, dla której od tak dawna biło i za którą tęskniło przez ostatnie tygodnie. Jongin przebiegł wzrokiem po twarzach ludzi i momentalnie zatrzymał go na zmierzającym w jego stronę Luhannie, który zmienił kolor włosów na jasny blond. Brunet uśmiechnął się promiennie i ruszył biegiem do swojego chłopaka.
Znalazłszy się przy Luhannie, objął go w pasie i przytulił mocno do siebie, odzyskując momentalnie nadzieję na lepsze jutro. Blondwłosy chłopak uśmiechnął się przez łzy i mocniej wtulił się w ciało Jongina, nareszcie oddychając swoim własnym tlenem, którego tak bardzo mu brakowało przez ostatnie trzydzieści pięć dni.
Jeśli ktoś w tamtym momencie zapytałby ich, jaki kolor ma miłość, zgodnie odpowiedzieliby, że fluorescencyjny, bo nieważne, jak duży jest tłum ludzi, osoba którą kochasz będzie się wyróżniać.

15 komentarzy:

  1. och, jak słodko! nie przepadam za takimi do bólu uroczymi historyjkami. ale mogę Ci dziś wybaczyć. chociaż walentynek też nie lubię. i za lukaiem też nie przepadam. dobra, nie ważne.
    wiedziałam, że dobrze się skończy, ale i tak czekałam do końca aż to przeczytam. A ostatnie zdanie to moje ulubione z tego oneshota, serio, pięknie napisane *.*
    A rodzice Lu są straszni, ale cóż, rzadko się zdarzają tolerancyjni rodzice. Ale z biciem to facet trochę przesadził. :| dobrze, że jednak udało się Lu przyjechać do Jongina. taka historia nie mogłaby się źle zakończyć ^^
    miłego dnia :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem rodziców, którzy nie potrafią zaakceptować tego, że ich dziecko jest odmiennej orientacji. Tacy się urodzili i - nieważne, jak ktokolwiek będzie się starał - nie zmienią się. Mam nadzieję, że z biegiem lat, tolerancja na świecie się poszerzy i nikt nie będzie bał się wyznać swoim rodzicom prawdy o tym, kim tak naprawdę jest.
    Opowiadanie bardzo mi się podobało. Mimo iż nie lubię walentynek i w ogóle, cieszę się, że wrzuciłaś tutaj coś na tę okazję. Już przez jakiś czas miałam ochotę na słodkie opowiadanie, chociaż z mojego punktu widzenia za mało fluffu :<

    OdpowiedzUsuń
  3. O, bardzo słodkie, a równocześnie smutne - bo ukazuje jak tak naprawdę wygląda homoseksualizm w Korei. Mam nadzieję, że kiedyś zdecydujesz się na napisanie czegoś dłuższego w tym tonie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze - prześliczna okładka tej miniaturki :)
    Po drugie - naprawdę słodko. Chociaż te momenty z rodzicami Luhana idealnie pokazują podejście ludzi do odmiennej orientacji, to wszystko kończy się dobrze i jakoś mnie to wprawiło w ten walentynkowy nastrój.
    Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity one shot <3 Niestety sytuacja z rodzicami Luhana pokazuje prawdę. To naprawdę smutne, że niektórzy rodzice nie potrafią zaakceptować dziecka takim jakim jest.
    Całe szczęście, że historia zakończyła się dobrze i Luhanowi udało się przyjechać do Jongina. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Spodobał mi się ten one shot, głównie dlatego, że jest taki prosty i życiowy. Naprawdę fajnie jest coś takiego przeczytać.
    Kim Jongin i Luhan to taka świetna para *-* Naprawdę nigdy nie interesowałam się k-popem ani niczym, co jest z tym związane, ale zawsze sobie wyobrażam Twoich bohaterów XD Lu totalnie mnie rozbroił propozycją wspólnego zamieszkania, zwłaszcza że potem tak uroczo próbował udawać, że nie było żadnego pytania :D Myślałam, że po ostatecznej zgodzie Jongina - byłam zresztą pewna, że ucieszy się na samą myśl o wprowadzeniu się do chłopaka - będzie jeszcze bardziej różowo, czyli że wpadną do mieszkania i totalnie zajmą się sobą, a tu taka przykra niespodzianka. Ten ojciec zachował się jak totalny kretyn, choć niestety tego się spodziewałam. Jeszcze wywiózł Luhana do Pekinu! Cóż, przynajmniej jego związek z Kimem przetrwał, to mnie akurat cieszy.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo miłe zakończenie oneshota, dobrze, że zakochani spotkali się w końcu mimo, iż rodzice Luhana mieli wobec ich związku obiekcje. Przez chwilę myślałam, że Kai będzie czekał na lotnisku na darmo, ale okazało się, że jest inaczej <3 Hura! No i piękne słowa końcowe, miłość ma przecież wiele kolorów, zgadzam się z tym całkowicie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojciec Luhana przegiął pałę! Nie miał prawa tak traktować syna. Jak można uderzyć dziecko z takiego powodu? To chore! Denerwuje mnie taka nietolerancja. Ale to się nigdy niestety nie zmieni... Biedny Luhan. Dla nich obojgu ten miesiąc,nawet ponad, musiał być ciężki. I co dało ojcu Luhana to, że zabrał go do Pekinu? Nic! Nie zmieniło to orientacji jego syna. Ta końcówka była taka urocza. Miodzio <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czemu, ale w pewien sposób lubię ten typ opowiadań, gdzie rodzina nie akcepruje homoseksualizmu syna~ taki trochę dramatyzm huhuhu~
    Oneshot fajny i przyjemny i nawet nie wiem co napisać, bo wszystkie wątki zamknięte xd powiem tylko tyle, że spaliłabym się ze wstydu gdyby mnie tak z facetem rodzice przyłapali :p
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Nietolerancja wśród ludzi jest ogromna! A co dopiero, gdy ojciec się dowie, że jego syn jest gejem... To jest dla niego poniżenie, cios w jego godność. Nienawidzę takich ludzi, dlatego ojciec Luhana jest dla mnie skończonym gnojem! Co on myślał, że Luhan w Pekinie zmieni swoją orientację? Nagle zrozumie, że jednak bycie homo było kaprysem i przerzuci się na dziewczyny? Jak mnie drażni takie myślenie! Siekiera i uciąć mu głowę, natychmiast!
    Cieszę się, że miłość Luhana i Kaia przezwyciężyła te wszystkie przeszkody i zakochani znów się spotkali <3. Przepiękny one shot, kochana! <3.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mądre slowa na końcu ^^. Na prawde super napisane opo :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny fanfic. Udał Ci się.
    Serio. Czytałam z zapartym tchem. Z jednej strony fluff, a z drugiej - prawdziwe odbieranie homo/bi przez Azjatów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że znalazłam Twojego bloga ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zwykle przeczytałam z opóźnieniem, bo inaczej nie byłabym sobą ;-;
    To opowiadanie było takie urocze, nie sprawdzałam czy to fluff czy angst i przez moment bałam się, że samolot będzie miał jakiś wypadek, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń