Rozdział jedenasty: Wypadki chodzą po ludziach.
Chanyeol nie mógł uwierzyć, że w
środku lata dopadła go grypa. Przecież to było takie nieprawdopodobne. Na
dworze temperatura sięgała trzydziestu stopni, a on siedział zakopany po kołdrą
i kilkoma kocami, trzęsąc się z zimna. Na szczęście mama zadbała o to, by
niczego mu nie brakowało. Chciała mieć pewność, że podczas jej nieobecności
Chanyeol jakoś sobie poradzi, chociaż on bywał tak nierozgarnięty, że nawet
mając dokładną listę tego, co ma zażyć i tak o czymś zapomni. Dlatego pani Park
do chwilę do niego dzwoniła, przypominając mu o jakimś lekarstwie. Gdyby nie
jej kontrola, Chanyeol nie wziąłby żadnych leków, a potem pewnie by narzekał,
że nic mu nie pomaga.
Chłopak przeciągnął się mocno na
łóżku i potarł palcami nieco zmęczone oczy. Jednak tak długie oglądanie dramy
nie było zbyt dobrym pomysłem. Mógł zrobić jakąś dłuższą przerwę, jednak
ciekawość brała górę i gdy tylko jeden odcinek dobiegał końca, od razu włączał
drugi. Odstępy między jedną częścią a drugą trwały tyle, ile potrzebował czasu
na skorzystanie z łazienki czy zrobienie sobie czegoś do jedzenia i picia.
Gdyby nie to, pewnie przez cały ten czas leżałby odwłokiem w łóżku i wgapiał
się namiętnie w ekran telewizora.
W pewnym momencie spokój
Chanyeola został zakłócony dość głośnym pukaniem do drzwi. Ktoś widocznie się
niecierpliwił, gdyż zaczął także dzwonić dzwonkiem, tym samym zmuszając
chłopaka do wstania z łóżka. Nie spodziewał się żadnych gości, zwłaszcza że
tego dnia mieli zaplanowane pójście do domu strachów. On niestety musiał
zrezygnować, bo przecież nie chciał pozarażać swoich przyjaciół.
- Baekhyun? – Chanyeol otworzył
szeroko oczy ze zdziwienia, patrząc na stojącego na ganku chłopaka. – Co ty
tutaj robisz?
- Ciebie też miło widzieć –
prychnął oburzony Byun, wchodząc do środka. Nie zwracając większej uwagi na
zdezorientowanego chłopaka, wyminął go w przedpokoju, a potem poszedł do
kuchni, by rozpakować zakupy. Domyślał się, że pani Park nie zostawiłaby
swojego maleńkiego synka z pustą lodówką, jednak w drodze do domu Chanyeola nie
mógł się powstrzymać i wstąpił do sklepu po parę smakołyków, którym chłopak na
pewno się nie oprze. – Przygotuję ci coś do jedzenia. Pewnie jeszcze nic nie
jadłeś.
- A czy ty przypadkiem nie miałeś
iść z resztą towarzystwa do domu strachów? – zapytał Chanyeol, opierając się
ramieniem o framugę kuchennych drzwi. Czyżby Baekhyun zrezygnował dla niego ze
swoich planów? Przecież był tak bardzo podekscytowany na samą myśl o wyjściu do
tego domu strachów, o którym już od dawna rozmawiali, ale nigdy nie mieli
okazji, by tam pójść.
- Miałem, ale wolę posiedzieć z
tobą – powiedział Baekhyun, wzruszając beztrosko ramionami. Uśmiechając się
promiennie, odwrócił się przodem do swojego chłopaka i zaraz spoważniał, gdy
zobaczył jego dziwną minę. – Mieliśmy iść razem do tego całego domu strachów, a
skoro jesteś chory to… nie chciałem iść bez ciebie. To takie dziwne?
-Trochę? – Chanyeol zaśmiał się
cicho i podszedł do Byuna, po czym mocno przytulił, w ostatnim momencie
powstrzymując się przed pocałowaniem go. – Nie musiałeś rezygnować dla mnie ze
swoich planów. Jeśli chcesz, to idź z nimi.
- Nie – zaprotestował od razu
Byun i odsunął się na niewielką odległość od Chanyeola, zadzierając przy tym
głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. – Planowaliśmy pójść tam razem i pójdziemy.
Za kilka dni wyzdrowiejesz i wybierzemy się tam sami.
- Sami? – Park uniósł zadziornie
jedną brew i uśmiechnął się półgębkiem. – Tylko ty i ja w ciemnych
pomieszczeniach? Brzmi zachęcająco – zamruczał niskim głosem, pochylając się
nad Baekhyunem.
- Chcesz, żebym też się
rozchorował? – zapytał oburzony Byun, odpychając od siebie chłopaka. Widząc
rozżaloną minę Chanyeola, zaśmiał się cicho i stanąwszy na palcach, przelotnie
musnął jego usta. – Tyle powinno ci na razie wystarczyć.
- Nadrobimy to, jak już nie będę
rozsiewał zarazków – powiedział, a potem usiadł przy stoliku znajdującym się w
kącie kuchni. – Co mi ugotujesz? – zapytał podekscytowany, zacierając dłonie z
zadowolenia.
- Bulgogi. Co ty na to? – Byun
wyjął z lodówki pojemnik z mięsem i pokazał go swojemu chłopakowi, który na
widok jedzenia uśmiechnął się szeroko i pokiwał ochoczo głową.
Baekhyun wolał nie wspominać, że
nigdy wcześniej nie przygotowywał tego dania. Zresztą rzadko cokolwiek gotował.
Przeważnie ograniczał się do bardzo prostych potraw, które nie wymagały od
niego zbyt dużego poświęcenia. Na szczęście przed każdym wyjazdem rodziców pani
Byun gotowała ulubione dania syna, by ten mógł je sobie później jedynie
odgrzać. Tak, wszyscy w rodzinie wiedzieli, że Baekhyun nie jest dobrym
kucharzem, dlatego też rzadko ktokolwiek wpuszczał go do kuchni.
Jako że Byun nie miał wprawy w
gotowaniu, zrobienie bulgogi zajęło mu więcej czasu niż powinno. Jednak efekt
końcowy był w miarę zadowalający, a przynajmniej wizualnie nie wyglądało to
źle. Nałożywszy danie na talerze, Baekhyun udał się do salonu, gdzie czekał na
niego Chanyeol.
- Nareszcie!
- Mam nadzieję, że będzie dobre –
powiedział Byun, siadając na kanapie obok swojego chłopaka. Podał mu jego
talerz, sam niepewnie spoglądając na swoją porcję. Miał dziwne przeczucie, że
to wcale nie będzie takie dobre, na jakie wygląda. – I jak? – zapytał drżącym
głosem, gdy Chanyeol spróbował dania.
- Mm… - zamruczał Park,
przeżuwając kawałek mięsa. Z ledwością przełknął jedzenie i uśmiechnął się do
Baekhyuna, nie chcąc sprawiać mu przykrości. – Dobre! Naprawdę… dobre.
Byun zmarszczył czoło, nie
dowierzając tym słowom. Chcąc się przekonać, czy Chanyeol mówi prawdę, sam
skosztował przygotowane przez siebie bulgogi i aż go skręciło, gdy poczuł
okropnie słony smak mięsa. Od razu wypluł jedzenie z powrotem na talerz i
spojrzał szeroko otwartymi oczami na partnera.
- Przecież to jest ohydne! –
powiedział i niemalże wyszarpał Chanyeolowi jego talerz z dłoni. – Nie jedz
tego! Jeszcze się potrujemy czy coś – wymruczał wyraźnie zawstydzony, podnosząc
się z kanapy. – Jestem beznadziejnym kucharzem – stwierdził, a potem poszedł do
kuchni i wyrzucił do kosza jedzenie.
Park zaśmiał się cicho pod nosem
i podążył za swoim chłopakiem. Baekhyun stał zwrócony do niego plecami, myjąc w
zlewie brudne talerze i garnki, w których gotował obiad. Po cichu podszedł do
Byuna i objął go od tyłu, mocno do siebie przytulając. Chanyeol wiedział, że
jego partner jest zły na siebie, że nie potrafił ugotować tak prostego dania,
dlatego chciał za wszelką cenę jakoś poprawić mu humor.
- Byunnie – zamruczał mu do ucha
niskim głosem, a potem przejechał czubkiem nosa po jego szyi, sprawiając tym,
że na całym ciele chłopaka pojawiła się gęsia skórka. – Nie złość się już.
Przecież nie każdy musi być wybitnym kucharzem.
- Mówisz, jak moja mama –
prychnął Baekhyun, zdrapując z talerza resztki jedzenia. – Chciałem ugotować ci
coś dobrego, ale wyszło jak zawsze. Mogłem ograniczyć się do zrobienia ci
herbaty. Chociaż znając moje szczęście, to pewnie przypaliłbym wodę albo coś
innego poszłoby nie tak.
Chanyeol wywrócił teatralnie
oczami i jednym, stanowczym ruchem odwrócił swojego chłopaka przodem do siebie.
Zaraz po tym wpił się zachłannie w jego usta, całkowicie zapominając o tym, że
w ten sposób może go zarazić grypą.
*
Junmyeon niepewnie spojrzał na
ogromny i mocno zniszczony budynek, z którego kilka lat wcześniej władze miasta
zdecydowały się zrobić prawdziwy dom strachów. Otwierano go jedynie w wakacje,
kiedy młodzież miała wolne od szkoły, dzięki czemu każdy mógł odwiedzić to
jakże magiczne i bardzo popularne miejsce. Junmyeon nie podchodził do tego tak
entuzjastycznie, jak jego przyjaciele, a zwłaszcza Chen, który w końcu wpadł na
ten genialny pomysł, by chociaż raz zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ten
osławiony dom strachów. Nigdy wcześniej nie mieli ku temu okazji, co było dość
ironiczne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mieszkali od urodzenia w Seulu.
Zawsze znalazło się coś ważniejszego, a wiadomo, że wakacje mijają w mgnieniu
oka.
Szatyn spojrzał z dziwnym
grymasem na twarzy na stary budynek, po czym przeniósł pełne żalu oczy na
przyjaciół, którzy nawet nie próbowali
ukryć tego, jak bardzo śmieszy ich mina Junmyeona.
- Muszę? – zapytał Suho, ponownie
spoglądając na dom strachów. – Wiecie, możecie iść sami, a ja na was tutaj
poczekam.
- Oppa, daj spokój! – zaśmiała się Eunji, obejmując kuzyna ramieniem.
– Będzie fajnie! Poza tym nie wierzę, żeby to miejsce było aż tak straszne, jak
wszyscy mówią.
- No i mamy już bilety, więc
szkoda, żeby się zmarnowały – dodał Jongin, uśmiechając się lekko. Zerknął
kątem oka na stojącego obok Luhana, który chyba podzielał zdanie Junmyeona, bo
nie wyglądał na zbyt zadowolonego. – Idziemy? – zapytał, wskazując dłonią wejście
do budynku.
- Może się jakoś rozdzielimy? –
zaproponował Kris, któremu po głowie chodził bardzo dziwny plan pozostania sam
na sam z Junmyeonem. Wiedział, jak płochliwą sarenką bywa ten chłopak, dlatego
chciał mu potowarzyszyć w tym strasznym miejscu, które pewnie niejeden raz
przyprawi go o zawał serca.
Chen zaśmiał się pod nosem i
niepostrzeżenie zbliżył się do Eunji, dając tym samym znak chłopakom, że nie
zamierza iść z nikim innym, jak tylko z nią, co było raczej oczywiste i nikogo
to nie dziwiło. Co prawda Jongdae i Eunji jeszcze do siebie oficjalnie nie
wrócili, chcąc dać sobie trochę czasu na poukładanie tego wszystkiego, jednak
każdy doskonale wiedział, że to była tylko kwestia kilku dni, by znów zostali
parą.
Podział był dość jasny: Chen
szedł z Eunji, Kris z Junmyeonem, a Jonginowi pozostało towarzystwo Kyungsoo
oraz Luhana. Cieszył się, że Do również z nimi szedł, bo gdyby miał zostać sam
na sam z Lu, to pewnie obaj marnie by na tym wyszli. Od tamtego dziwnego
zdarzenia w szkole tanecznej chłopcy rzadko ze sobą rozmawiali. Jongin
zdystansował się nawet do Sehuna, a na zajęcia chodził jedynie wtedy, gdy
Taemin mógł mu poświęcić trochę czasu. Z Luhanem już w ogóle nie ćwiczył i
gdyby nie Eunji pewnie nawet by z nim nie rozmawiał. Nie chcąc jednak martwić
przyjaciółki, starał się zachowywać w miarę normalnie w stosunku do Luhana, co
wcale nie było takie łatwe.
Przed wejściem, przy którym stał
przebrany za kostuchę chłopak, każdy otrzymał małą latarkę, gdyż w środku w
niektórych miejscach panowały egipskie ciemności i ciężko byłoby się poruszać
bez chociaż małego źródła światła. Junmyeon drżącymi palcami włączył latarkę i
nerwowo zaczął świecić nią po ścianach. Pewnie nie byłby taki zdenerwowany,
gdyby osoby mające straszyć odwiedzających nie zmieniały za każdym razem swojej
pozycji. Wtedy mógłby się psychicznie przygotować na jakikolwiek atak, a tak?
Mógł jedynie liczyć na to, że pod wpływem niespodziewanego impulsu nie dostanie
zawału. Przecież Junmyeon bywał taki płochliwy!
Zaraz po wejściu do starego
budynku, siódemka podzieliła się na wcześniej ustalone grupy i każda z nich
udała się na inne piętro. Suho z całych sił próbował nie dawać po sobie poznać,
jak bardzo się boi, jednak jego plany legły w gruzach chwilę po tym, jak z
ciemnego kąta wyskoczyła na nich przebrana za upiora dziewczyna, a on wrzasnął
tak głośno, że słychać go chyba było w całej okolicy. Kris parsknął śmiechem,
za co oberwał od towarzysza z pięści w ramię. Sam też trochę się zląkł, gdy ta
dziewczyna tak niespodziewanie na nich wyskoczyła, jednak udało mu się stłumić
w sobie krzyk. Przecież był tym, który miał chronić strachliwego Junmyeona,
więc nie mógł pokazać, że to miejsce także średnio mu się podoba.
- Dlaczego tu jest tak ciemno? –
spytał rozżalony Suho, świecąc dookoła siebie latarką. Na niewiele się ona
zdawała, ale dawała mu choć trochę poczucia bezpieczeństwa, więc trzymał ją
kurczowo w dłoni, ciągle podążając za Krisem.
- Bo to dom strachów? – zaśmiał
się kpiąco Wu Yifan i obejrzał się przez ramię, z rozbawieniem patrząc na
zarysowaną przez światło latarki sylwetkę Suho. – Chodź i nie marudź.
- Nie wierzę, że się na to
zgodziłem. Mogłem siedzieć teraz w domu i oglądać jakieś bajki – mruczał pod
nosem Junmyeon, nie wyczuwając w ogóle nadciągającego zagrożenia.
Niespodziewanie zza ustawionych
przy ścianie kartonów wyskoczył na nich wysoki chłopak, a Suho w panice rzucił
się na Krisa i uczepił się z całych sił jego ramienia, wbijając w nie palce.
Był tak zszokowany nagłym pojawieniem się upiora, że nawet nie krzyknął, tylko
wydał z siebie dziwne kwiknięcie i zaraz schował się za przyjacielem.
- Nie chcę tutaj być! Chcę do
domu! – lamentował, idąc za Krisem. – Zabierz mnie do domu!
- Nie bądź baba i przestań
panikować – powiedział rozbawiony Wu Yifan i nagle zamarł, gdy Suho
niespodziewanie złapał go mocno za rękę. Zaraz jednak się uśmiechnął i
pociągnął niższego chłopaka za sobą, mając nadzieję, że wkrótce znów spotkają
jakiegoś upiora i do końca wędrówki przez nawiedzony dom Junmyeon nie puści
jego ręki.
*
Eunji nie należała do płochliwych
osób, jednak musiała przyznać, że to miejsce przyprawiało ją o gęsią skórkę na
całym ciele. Jongdae w przeciwieństwie do dziewczyny zdawał się być w ogóle
niewzruszony mrocznym otoczeniem. Śmiał się za każdym razem, gdy
niespodziewanie ktoś wyskakiwał z ciemnego kąta, w ogóle nie zwracając przy tym
uwagi na nieco przerażoną tym wszystkim Eunji. Przecież nie było się czego bać,
prawda? Żaden z tych upiorów nie był prawdziwy o czym dziewczyna doskonale
wiedziała, ale sama świadomość, że niespodziewanie ktoś może ją wystraszyć
sprawiała, że miała jedynie ochotę na szybki powrót do domu.
- Chcesz cukierka? – zapytał
Chen, oglądając się przez ramię na idącą za nim Eunji. W odpowiedzi pokręciła
głową i otworzyła szeroko oczy z przerażenia, gdy zwisająca z sufitu folia
nieznacznie się poruszyła. – Przestań, chyba się nie boisz? – zaśmiał się,
jednak zaraz się uspokoił, widząc niepewną minę szatynki. – Chodź – rzucił,
wyciągając do niej dłoń, którą ona natychmiast pochwyciła. – Kto by pomyślał,
że lubująca się w horrorach Eunji będzie się bała domu strachów.
- Bardzo śmieszne – warknęła pod
nosem, przybliżając się jeszcze bardziej do chłopaka. Kiedy ten znów zaczął się
śmiać, zdenerwowana uderzyła go pięścią w ramię i mocnym szarpnięciem uwolniła
dłoń z jego uścisku. – Wiesz co? Chrzań się. Nie każdy musi być taki odważny
jak ty, panie Niczego-Się-Nie-Boję – powiedziała oburzona i ruszyła przed
siebie, chcąc jak najszybciej wyminąć Chena, jednak ten okazał się być szybszy
i w sekundzie złapał szatynkę za rękę, odwracając przodem do siebie.
- Naprawdę myślisz, że niczego
się nie boję? – Jongdae ustawił latarkę pomiędzy sobą a Eunji dzięki czemu mógł
spojrzeć dziewczynie w oczy. Jung pokiwała głową w odpowiedzi i przełknęła
nerwowo ślinę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się boję tego, że…
- Że…? – spytała zniecierpliwiona
szatynka, gdy chłopak zamilkł na dłuższą chwilę.
- Że cię stracę – dokończył,
wciąż wpatrując się w Eunji, co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę fakt,
że latarka dawała bardzo słabe światło, a oni znajdowali się chyba w
najciemniejszym miejscu tego budynku. – Ja… Musiałem być wtedy naćpany, by
powiedzieć, że ty i ja nie byliśmy sobie przeznaczeni i tylko tracimy swój czas
– wyszeptał nieco drżącym głosem, na oślep odszukując dłoni Eunji.
- Chen, już o tym rozmawialiśmy –
westchnęła dziewczyna, lekko się uśmiechając. – Oboje popełniliśmy wtedy błąd,
ale teraz jest szansa to wszystko naprawić. Po prostu musimy w to uwierzyć.
Chłopak odetchnął z widoczną
ulgą, po czym przytulił do siebie Eunji, nie mogąc już dłużej znieść tego
dystansu pomiędzy nimi choć nie był on duży. Wtedy Jongdae kolejny raz w
przeciągu ostatnich dni utwierdził się w przekonaniu, że tylko przy Jung może
czuć się tak swobodnie, że nie musi nikogo udawać, bo ona akceptuje go takim,
jakim jest.
Po dłuższej chwili Chen odsunął
się od szatynki i przybliżył twarz do jej twarzy, chcąc chociaż musnąć jej
usta, jednak właśnie w tym momencie przeszkodził im czyjś krzyk.
- Ja pierdole! Co to było?!
Eunji odskoczyła od Jongdae i
parsknęła głośnym śmiechem, rozpoznając głos swojego kuzyna. No tak, przecież
mogła się tego spodziewać.
*
Mimo że zawody miały się odbyć
już za tydzień, Luhan i Yixing postanowili zrobić sobie chociaż jeden dzień
przerwy od ćwiczeń. Obaj znali idealnie choreografię i należało jedynie
doprowadzić wszystko do perfekcji. Co prawda żaden z nich nie liczył na
zwycięstwo, bo w końcu nie byli aż tak wybitnymi tancerzami, ale dzięki temu
będą mogli się pokazać większej publiczności. Jako nauczyciele byli często
niedoceniani przez innych, dlatego tym razem chcieli zrobić coś tylko dla
siebie.
Wolny dzień Yixing chciał spędzić
z Dahye, by móc w pełni się nią nacieszyć. Reszta chłopaków była zajęta swoimi
sprawami, więc miał pewność, że nikt mu nie będzie przeszkadzał. Chłopak miał
ogromne wyrzuty sumienia, że w ostatnich tygodniach tak mało czasu poświęcał
swojej córce. Bał się, że jeśli to się nie zmieni, to Dahye będzie bardziej
przywiązana do Kyungsoo, który z wielkim zaangażowaniem pełnił funkcję
opiekuna. Gdyby nie on, Yixing musiałby zatrudnić kompletnie obcą osobę, bo
przecież nie mógł nieustannie obarczać tym Bomi. Co prawda dziewczyna bardzo
chętnie zajmowała się Dahye i można powiedzieć, że była mocno niepocieszona,
gdy to Kyungsoo przejął jej obowiązki, ale przecież miała swoje własne życie i
Yixing nie chciał ciągle zawracać dziewczynie głowy swoimi problemami z brakiem
opiekunki do dziecka.
Lay nie miał pojęcia, co będzie
robił tego dnia. Zwykle od rana do późnego wieczoru był zawalony obowiązkami,
miał nawał pracy, a nagle zrobił sobie wolne i nie wiedział, czym ma się zająć.
Mała Dahye i tak większość dnia przesypiała w swoim łóżeczku, więc tak czy siak
nie miała zielonego pojęcia, że zajmuje się nią tata, a nie wujek Kyungsoo.
Nie chcąc zwariować przez panującą
w mieszkaniu ciszę, chłopak postanowił zaprosić do siebie Bomi. Od ich
pierwszej spontanicznej randki w kawiarni Minseoka minęło już sporo czasu.
Potem Lay był tak bardzo zajęty przygotowaniami do zawodów, że nie potrafił
wyłuskać nawet krótkiej chwili dla Bomi. Dlatego tak bardzo się ucieszył, kiedy
Yoon zgodziła się do niego przyjść. Musiał przyznać, że stęsknił się za jej
towarzystwem i tym, jak swoim optymizmem potrafiła zarazić nawet największego
ponuraka.
Słysząc dzwonek do drzwi, Yixing
zdjął z ognia garnek, w którym dusiły się warzywa na kolację, i szybkim krokiem
udał się do przedpokoju, by otworzyć. Na widok roześmianej Bomi, sam uśmiechnął
się promiennie i gestem ręki zaprosił dziewczynę do mieszkania. Na powitanie
nieśmiało pocałował ją w policzek, na sekundę zamierając, gdy jego usta
dotknęły jej delikatnej skóry. Zaraz jednak odsunął się od blondynki i speszony
podrapał się po karku.
- Zaskoczyłeś mnie tym telefonem
– przyznała szczerze, zakładając kosmyk włosów za ucho. Podała Yixingowi swoją
kurtkę, którą on z kolei odwiesił do szafy, a potem razem poszli do salonu. –
Myślałam, że będziesz chciał posiedzieć z Dahye.
- Wiesz, że ona i tak całe dnie
przesypia, a mi zaczęła doskwierać samotność – wyjaśnił chłopak, uśmiechając
się lekko. – Mam nadzieję, że nie musiałaś rezygnować ze swoich planów przeze
mnie.
- Nie. Dobrze, że zadzwoniłeś, bo
chyba bym oszalała z nudów – zaśmiała się, siadając przy stole. Lay w tym
czasie poszedł do kuchni dokończyć kolację. – Naeun ostatnio się do mnie nie
odzywa. Wciąż jest zła na cały świat o to, że Chen dał jej kosza, ale co to ma
ze mną wspólnego? – Bomi wzruszyła bezradnie ramionami i głośno westchnęła,
przyglądając się Yixingowi. – Ty się pewnie cieszysz, że wrócili do siebie,
prawda?
- To moi przyjaciele. Naeun
kompletnie nie znam, jedynie z widzenia, więc to oczywiste, że bardziej
kibicowałem Eunji i Chenowi. Poza tym, to była tylko kwestia czasu, aż do
siebie wrócą – stwierdził i głośno westchnął. – Jedni się schodzą, drudzy
rozchodzą. Szkoda, że wszyscy nie możemy być szczęśliwi jednocześnie.
- Takie jest życie – szepnęła
Bomi, poprawiając jasne włosy. Gdy ciszę w mieszkaniu przerwał głośny szloch
śpiącej do tej pory Dahye, dziewczyna poderwała się z krzesła i ruszyła ku
prowadzącym na piętro mieszkania schodom. – Ja się nią zajmę, a ty dokończ
kolację – powiedziała do Yixinga, który również chciał pójść do pokoju córki.
Chłopak kiwnął głową na zgodę, a
gdy dziewczyna zniknęła na piętrze, wrócił do gotowania. Yixing musiał
nieskromnie przyznać, że był coraz lepszym kucharzem. Fakt, czasami wciąż
zdarzało mu się coś przypalić, co wynikało głównie z tego, że bywał
roztargniony i często po prostu zapominał, że jest w trakcie gotowania i
zajmuje się czymś innym. Dopiero swąd przypalającego się jedzenia sprowadza go
brutalnie na ziemię. Yixigin zawsze lubił krzątać się po kuchni i uczyć się
coraz to nowszych przepisów. Zwykle to mama nad nim czuwała i pilnowała, by
niczego nie sknocił, jednak po przeprowadzce do Seulu musiał się zdać na
siebie.
- Zmieniłam jej pieluszkę i znów
zasnęła – zakomunikowała Bomi, wchodząc do kuchni. Podeszła do Yixinga i przez
jego ramię zerknęła na przygotowywane przez niego danie. – Ładnie pachnie. Już
nie mogę się doczekać, aż to skosztuję.
- Mam nadzieję, że będzie ci
smakować. To moje popisowe danie – pochwalił się Yixing, wypinając dumnie
pierś. Nabrał na drewnianą łyżkę trochę sosu i podetknął ją pod nos stojącej
tuż za nim blondynki. – I jak?
- Wiesz co? Chyba się do ciebie
przeprowadzę, bo ja jestem beznadziejna w gotowaniu – powiedziała rozbawiona,
próbując ukraść coś jeszcze z patelni, na której dusiły się warzywa. Niestety
Lay był szybszy i pstryknął ją w dłoń, co nie spotkało się z aprobatą
dziewczyny. – Moja mama zawsze próbowała mnie nauczyć gotować, ale niestety jestem
w tym kiepska – dodała i bezradnie wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz, to mogę dać ci parę
lekcji z gotowania – zaproponował Lay, podając Bomi drewnianą łyżkę. – Na
początek możesz wymieszać warzywa z sosem, a ja w tym czasie pójdę do Dahye i
zobaczę czy śpi.
Yoon z przerażeniem spojrzała na
trzymaną przez siebie łyżkę, potem na garnki, zastanawiając się czy to na pewno
dobry pomysł, by robić cokolwiek z przygotowanym przez chłopaka daniem. W sumie
miała tylko wymieszać poszczególne składniki, więc co niby miała zepsuć?
Dziewczyna już miała się zabrać
do roboty, gdy nagle do jej uszu dotarł podejrzany łomot, a potem głośny krzyk
Yixinga. Bomi podskoczyła w miejscu, po czym popędziła do salonu, gdzie przy
schodach leżał zwijający się z bólu chłopak.
- Oppa! – wrzasnęła dziewczyna, podbiegając do bruneta, by zobaczyć,
co mu jest.
- Mo…moja noga – wystękał z
ledwością Lay, trzymając dłońmi bolącą nogę. – Chyba złamałem nogę – dodał i
opadł bezwładnie na podłogę, zalewając się łzami.
*
Po kilkunastu minutach Luhan
ostatecznie nie wytrzymał i odłączył się od Jongina i Kyungsoo, obawiając się,
że jeśli jeszcze raz usłyszy jakąś kąśliwą uwagę padającą z ust najmłodszego
chłopaka, to nie wytrzyma i coś mu zrobi. Kim co chwilę rzucał jakieś aluzje
odnośnie Luhana i Sehuna, sugerując tym samym, że wiąże ich coś więcej niż
tylko zwykła znajomość czy wielka pasja do tańca. Lu nie mógł tego dłużej
słuchać. Z początku puszczał te uwagi mimo uszu, twierdząc, że Jongin taki
właśnie jest. Przecież od samego początku był wrednym dzieciakiem, który nie
zdaje sobie sprawy z tego, że swoimi słowami rani drugą osobę. Luhan nie
powinien był liczyć na to, że z czasem cokolwiek się zmieni w tej kwestii.
Cierpliwość stracił w momencie, kiedy Jongin doszedł do wniosku, że to właśnie
przez Luhana Sehun zerwał z Zitao. Wtedy szatyn już nie wytrzymał i odwróciwszy
się na pięcie, odszedł w przeciwną stronę, pozostawiając za sobą Jongina i
zdezorientowanego całą tą sytuacją Kyungsoo, który przez cały ten czas szedł za
chłopakami i w milczeniu przysłuchiwał się ich pozbawionej jakiegokolwiek sensu
wymianie zdań.
W ten oto sposób Luhan samotnie
przemierzał pogrążone w ciemnościach korytarze, mając przy sobie jedynie
niewielką latarkę, która dawała tak słabe światło, że równie dobrze mógł ją
wyłączyć i iść na oślep. Był tak bardzo zamyślony, że nie zwracał większej
uwagi na wyskakujące z ciemnych kątów osoby przebrane za duchy czy tam inne
zjawy. Może parę razy przeklął, gdy ktoś niespodziewanie wyrwał go z zadumy,
jednak na pewno nie robił tego tak głośno, jak biedny Junmyeon, który pewnie
przeszedł niejeden zawał odkąd weszli do domu strachów.
Niestety pech chciał, że Luhan
był pierwszy raz w tym miejscu i kompletnie nie wiedział, gdzie jest wyjście.
Nic więc dziwnego, że po kilku minutach błąkania się po korytarzach w końcu
kompletnie stracił orientację w terenie. Nie chcąc wyjść na idiotę, przeszedł
jeszcze kilka metrów, jednak ostatecznie się poddał i wyjął z kieszeni spodni
komórkę. Nim jednak wybrał odpowiedni numer, do uszu chłopaka dotarł podejrzany
szmer. Z duszą na ramieniu obejrzał się za siebie, ale nikogo tam nie było.
- Jest tu ktoś? – zapytał mocno
drżącym głosem, kierując się ku miejscu, z którego dochodził hałas.
Uświadamiając sobie, że właśnie
zachowuje się jak bohaterowie w tych głupich horrorach, momentalnie się
zatrzymał, zrobił w tył zwrot i ruszył w przeciwnym kierunku, chcąc znaleźć się
jak najdalej od tego, co robiło taki hałas. Podstawowa zasada: nigdy nie
sprawdzaj, co hałasuje – po prostu uciekaj ile sił w nogach i nie oglądaj się
za siebie.
Po dłuższej chwili Luhan
przystanął przy oknie, przez które do środka wpływało światło pochodzące od
stojącej na ulicy latarni, i ponownie sięgnął po telefon. Mimo wewnętrznego
sprzeciwu, wybrał numer Jongina i nacisnął zieloną słuchawkę, czekając w ciszy
na to, aż chłopak raczy odebrać.
*
- Gdzie Luhan? – zapytała
zaskoczona Eunji, kiedy z domu strachów wyszli tylko Jongin i Kyungsoo.
Rozejrzała się dookoła, mając nadzieję, że to ich jakiś głupi kawał i zaraz z
budynku wyskoczy Luhan, chcąc wszystkich przestraszyć. Niestety nigdzie nie
dostrzegła szatyna, a to oznaczało, że musiał zostać w środku, gdyż sama z
Chenem wyszła na zewnątrz kilka minut wcześniej, a przed nimi dom opuścili
jeszcze Kris i Suho. – Ej, gdzie jest Luhan?
- A jeszcze nie wyszedł? –
Kyungsoo otworzył szeroko oczy i posłał Jonginowi wymowne spojrzenie. –
Mówiłem, żeby go zatrzymać, to ty się uparłeś. Pewnie się zgubił.
- Zaraz, zaraz! – wtrąciła się
ponownie Eunji, podchodząc bliżej Jongina. – Zostawiliście Luhana samego? Czy
was już do reszty powaliło?! – wrzasnęła, a potem uderzyła przyjaciela z pięści
w ramię.
- Przecież to nie jest małe
dziecko! Pewnie już dawno wyszedł i teraz się z nas nabija – powiedział
oburzony brunet, zatrzymując w powietrzu rękę dziewczyny, gdy kolejny raz
chciała mu zadać cios w ramię. – Sam poszedł. Miałem go błagać, żeby nas nie
zostawiał?
- Ale z ciebie idiota, Kai –
wymruczała Jung, patrząc z żalem w oczach na chłopaka. – Teraz masz tam wrócić
i go znaleźć! Bez Luhana nigdzie stąd nie pójdę!
- Eunji… - Chen odezwał się
cicho, jednak zaraz zamilkł, gdy dziewczyna zgromiła go morderczym spojrzeniem.
Między przyjaciółmi zapanowała
nieprzyjemna cisza, którą w pewnym momencie przerwał dzwonek telefonu Jongina.
Chłopak niechętnie sięgnął po komórkę i od niechcenia spojrzał na wyświetlacz,
marszcząc pytająco czoło, gdy zobaczył widniejące na ekranie imię zguby. Nie
chcąc, by Eunji znów zaczęła prawić mu kazanie, odebrał połączenie i przyłożył
aparat do ucha.
- Gdzie jesteś? Chcemy już iść i
czekamy tylko na ciebie – powiedział zniecierpliwiony Jongin, kolejny raz
obrywając w ramię od Eunji.
- Tak właściwie to nie wiem,
gdzie jestem – odpowiedział słabym głosem Luhan i nagle coś huknęło w tle.
- Wszystko okay?
- Tak, wpadłem na kartony –
wymruczał i głośno westchnął. – Chyba się zgubiłem.
- Domyśliłem się, geniuszu. –
Jongin wywrócił teatralnie oczami i ruszył ku wejściu do budynku. – Opisz mi
miejsce, w którym teraz jesteś i pod żadnym pozorem się z niego nie ruszaj,
okay? – powiedział, a potem na sekundę zasłonił głośnik w telefonie, by
poinformować resztę o sytuacji. – Dobra, mów.
- No to… Jestem w jakimś ciemnym
korytarzu – zaczął cicho Luhan, a Jongin na te słowa uderzył się otwartą dłonią
w czoło. – Czekaj, widzę jakiś szyld ewakuacyjny. Potem są schody.
- Masz gdzieś tam okno? – zapytał
brunet, siłując się z latarką, która nagle odmówiła współpracy. Przeklinając w
myślach, przytrzymał telefon ramieniem i zaczął uderzać latarką o drugą dłoń,
aż w końcu zaczęła słabo świecić. Ponownie chwycił komórkę i rozejrzał się
dookoła, chcąc znaleźć prowadzące na pierwsze piętro schody. Nagle po drugiej
stronie słuchawki rozległ się przeraźliwy krzyk, co oznaczało, że pewnie Luhan
musiał spotkać jednego z „upiorów”. – Wrzeszczysz jak baba.
- Też byś tak wrzeszczał, gdyby
wyskoczył na ciebie duch – wymruczał oburzony chłopak. – Po drugiej stronie
korytarza jest okno i widzę z niego latarnię.
- To już wiem, po której stronie
jesteś. Czekaj tam na mnie. Zaraz będę – powiedział Jongin i już miał się
rozłączyć, gdy usłyszał ponownie głos spanikowanego Luhana.
- Możesz się nie rozłączać? Czuję
się dziwnie, gdy dookoła jest tak cicho.
- W porządku – rzucił Kim,
uśmiechając się pod nosem do samego siebie. – To o czym chcesz pogadać? O tym,
jak Sehun zerwał przez ciebie z Zitao? – spytał i sekundę po tym usłyszał
sygnał zakończonego połączenia. – Dziwak – skwitował, chowając telefon do
kieszeni spodni.
Po kilku minutach błądzenia po
ciemnych korytarzach i spotkaniu paru „duchów” Jongin nareszcie znalazł się na
pierwszym piętrze, gdzie niedaleko schodów na podłodze siedział widocznie
przerażony tym wszystkim Luhan. Nogi miał podkulone pod samą brodę, a twarz
schowaną pomiędzy klatką piersiową a udami. Wyglądał, jak małe dziecko, które
boi się czających się w ciemnych kątach potworów. Jongin podszedł do starszego
chłopaka i delikatnie położył mu dłoń na ramieniu, jednak Luhan i tak poderwał
się z miejsca, wbijając w niego pełne strachu spojrzenie.
- Wszystko w porządku? – spytał
Kim, nie mogąc uwierzyć, że szatyn tak bardzo boi się tego miejsca. Przecież
wiadome było, że to wszystko było ustawione i żaden z tych upiorów nie był
prawdziwy, ale Luhan wyglądał tak, jakby chwilę wcześniej zobaczył ducha.
- Tak, dzięki, że przyszedłeś.
Straciłem orientację – wyszeptał słabym głosem, podnosząc się z podłogi. – Nie
lubię takich miejsc.
- To dlaczego zgodziłeś się tutaj
przyjść? – zapytał zaskoczony Jongin, kierując się ku schodom, które prowadziły
na parter.
- Ze względu na ciebie – pomyślał
Luhan, jednak nie odważył się wypowiedzieć tych słów na głos. – Nie wiem –
rzucił tylko i wzruszył obojętnie ramionami, idąc krok w krok za Jonginem, by
przypadkiem kolejny raz nie zgubić się w tych ciemnościach. – Eunji nalegała,
więc się zgodziłem.
- No tak. Eunji ma dar przekonywania
– zaśmiał się Kim i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył znajdujące się na końcu
korytarza wyjście.
- Naprawdę uważasz, że to przeze
mnie Sehun rozstał się z Zitao? – odezwał się po chwili Luhan, nie mogąc już
dłużej znieść tego, że ten temat co chwilę doprowadzał do spięć pomiędzy nimi.
- A bo ja wiem? – Jongin wzruszył
ramionami. – Wszystko to jest dziwne. Eunji mówiła, że między Sehunem a Tao
nigdy nie było jakoś idealnie. Z tego, co mi wiadomo, to Tao spotykał się
kiedyś z Krisem i w zeszłe wakacje często się o niego kłócili, bo Sehun nie był
pewny czy Tao na pewno wyleczył się z Krisa – powiedział, ściskając mocniej
latarkę w dłoni. – A teraz znów Tao był zazdrosny o ciebie i Sehun z nim
zerwał.
- Nie ufali sobie, a bez tego nie
można stworzyć trwałego związku – stwierdził Luhan, spoglądając niepewnie na
idącego obok bruneta. – Sam przez takie coś przechodziłem, więc wiem.
- Teraz będziesz mi się zwierzał?
– prychnął Jongin, a Lu aż zamurowało. – Nie przyjechałem tutaj szukać
przyjaciół, więc darujmy sobie te pogaduszki.
- Dlaczego taki jesteś? – zapytał
szatyn, a Kim uśmiechnął się wrednie pod nosem i przyspieszył nieco kroku,
chcąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Luhan westchnął cicho i
doszedłszy do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu starać się zmieniać tego
chłopaka, w milczeniu podążył za nim.
- Nareszcie! Już myśleliśmy, że
teraz obaj się zgubiliście! – powiedziała rozbawiona Eunji, od razu rzucając
się Luhanowi na szyję. – Powinieneś dostać po tyłku za tę akcję! Wiesz, jak się
wystraszyłam?
- Trochę pobłądziłem, ale na
szczęście Jongin mnie znalazł – wymruczał szatyn, siląc się na lekki uśmiech.
Zerknął kątem oka na stojącego nieopodal bruneta, jednak zaraz odwrócił wzrok w
przeciwną stronę, nie chcąc kolejny raz przechodzić przez to samo piekło.
Czując wibracje w kieszeni spodni, sięgnął po telefon i od razu odebrał. –
Cześć, Bomi, co jest?
- Oppa! – zawołała płaczliwie dziewczyna, a Lu momentalnie zamarł,
obawiając się najgorszego. – Yixing-oppa spadł ze schodów i teraz jesteśmy w
szpitalu. Możesz przyjechać?
- Co? Ale co się stało? – spytał
przerażony szatyn, czując jak z tego wszystkiego nogi się pod nim uginają. –
Bomi? Co z Yixingiem?
Wszyscy na dźwięk imienia
przyjaciela przenieśli spojrzenia na zdenerwowanego Luhana, który z całych sił
próbował się skupić na tym, co mówiła do niego Bomi. Kiedy w końcu podała mu
adres szpitala, rozłączył się i popatrzył na Eunji.
- Yixing złamał nogę. Są teraz w
szpitalu – powiedział, rozglądając się na boki, by zorientować się, czy gdzieś
w pobliżu jest postój taksówek. Niestety dom strachów znajdował się poza
centrum miasta w biednej dzielnicy, więc na takie luksusy nie było co liczyć. –
Muszę się tam jak najszybciej dostać.
- Jedziemy z tobą – zarządził
Kris, przeszukując kieszenie kurtki w celu znalezienia kluczyków od samochodu,
który pożyczyli od rodziców Kyungsoo. Widząc niepewną minę Luhana, kiwnął głową
na pojazd i uśmiechnął się lekko. – Yixing to także nasz przyjaciel, nie
zapominaj o tym.
Luhan ostatecznie się zgodził
chociaż prawda była taka, że nie miał innego wyjścia. Nim znalazłby jakiś
transport, minęłoby sporo czasu, a przecież najważniejsze było to, żeby jak
najszybciej dostać się do szpitala.
*
Będąc już na miejscu, wszyscy
niczym oparzeni wylecieli z samochodu i pędem pognali ku wejściu do szpitala.
Luhan w panice rozejrzał się po korytarzu, a gdy namierzył wśród ludzi
roztrzęsioną Bomi, od razu do niej podbiegł, chcąc dowiedzieć się, co z
Yixingiem. Przez telefon zdołała przekazać jedynie tyle, że Zhang spadł ze schodów
i złamał nogę, ale przecież nie było wiadomo czy nie doszło go jakiegoś
większego urazu.
- Co z nim? – spytał Luhan,
znalazłszy się przy blondynce.
- Lekarze wzięli go na
prześwietlenie głowy, żeby upewnić się, czy nie doszło do wstrząsu mózgu –
powiedziała drżącym głosem, zerkając na stojące na krześle nosidełko z małą
Dahye. – Z nogą jest o wiele gorzej – dodała i posłała reszcie towarzystwa
pełne żalu spojrzenie. – Dzięki, że przyjechaliście. Sama pewnie bym tutaj
oszalała. W dodatku nie chcę siedzieć w szpitalu z Dahye, żeby czegoś nie
złapała. Jeszcze tego by brakowało, żeby się rozchorowała.
- To może jedź już do domu, a my
poczekamy na Yixinga? Damy ci potem znać, jak wyniki badań – zaproponowała
Eunji, obejmując blondynkę ramieniem.
- Wolałabym zostać – szepnęła i
pociągnęła cicho nosem. Nagle po policzkach dziewczyny zaczęły spływać
pojedyncze łezki, a ona nie mając sił, by je powstrzymywać, wtuliła się jedynie
w Eunji i rozpłakała się z tej całej bezsilności. – Przepraszam – mruknęła po
chwili mocno zażenowana swoim dziecinnym zachowaniem.
- Nie przepraszaj. – Jung
uśmiechnęła się przyjaźnie do Bomi i pogłaskała ją po plecach. – I tak się
dziwię, że jeszcze się trzymasz. Na twoim miejscu pewnie bym spanikowała i
Yixing-oppa leżałby dalej na podłodze, zwijając się z bólu.
- To bardzo możliwe – przyznał
Junmyeon, przypominając sobie, jak w dzieciństwie rozciął sobie palec kawałkiem
szkła, a Eunji nie wiedząc, co zrobić, pobiegła do domu po pomoc, jednak
ostatecznie jej uwagę odwróciła lecąca w TV bajka i dziewczyna całkowicie
zapomniała o poszkodowanym kuzynie. Na szczęście płacz chłopaka zwabił do
ogrodu jego mamę, która szybko udzieliła mu pomocy. Oczywiście nie obeszło się
później bez kłótni pomiędzy kuzynostwem, ale po kilku minutach doszli do zgody,
chociaż to chyba wspólna wyprawa do sklepu po ciastka pomogła zakopać im topór
wojenny.
- Bardzo śmieszne – burknęła
Eunji i uderzyła kuzyna z pięści w ramię.
- To może zabiorę Dahye do
mieszkania Yixinga i tam na was poczekamy? A jeśli będzie musiał zostać w
szpitalu, to przenocuję u niego. I tak nie musimy być tutaj wszyscy –
zaproponował Kyungsoo, który chyba jako jedyny z całego towarzystwa potrafił
zachować zimną krew.
- Tak będzie chyba najlepiej –
stwierdził Kris. – Odwiozę was, a potem tutaj wrócę.
Junmyeon kiwnął głową na zgodę,
nagle odczuwając dziwną pustkę gdzieś w okolicy serca. A może i w samym sercu?
Nie lubił rozstawać się z Krisem choćby na kilka minut, co utwierdzało go w
przekonaniu, że ten chłopak nie jest już dla niego tylko przyjacielem. Zresztą
Suho wyczuwał, że dla Krisa też był kimś więcej, ale jak na razie żaden z nich
nie miał odwagi się do tego przyznać.
- Zaczekajcie, pojadę z wami! –
zawołał niespodziewanie Junmyeon, sam niedowierzając własnym słowom. – Nie
przepadam za szpitalami – dodał nieco ciszej, czując na sobie baczne spojrzenia
przyjaciół.
- Fakt, dziwię się, że jeszcze
nie zemdlałeś – powiedziała rozbawiona Eunji, siadając na plastikowym krześle.
– Tylko wróćcie szybko – dodała i posłała kuzynowi znaczący uśmieszek.
Junmyeon wykręcił teatralnie
oczami i nie komentując tego słowem, podbiegł do Krisa i Kyungsoo, którzy za
ten czas zdążyli już dojść do wyjścia.
- Ciekawe, kiedy wylądują w łóżku
– zamruczała pod nosem Jung, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że
powiedziała to na głos. Czując baczne spojrzenia przyjaciół, uśmiechnęła się
niewinnie.
Na szczęście dziewczynę uratował
wychodzący z jednej z sal lekarz, do którego od razu podeszła Bomi.
- Ty jesteś narzeczoną Zhang
Yixinga? – zapytał mężczyzna, a blondynka niepewnie pokiwała głową, próbując
ignorować palące spojrzenia pozostałych.
Kątem oka zobaczyła, jak Luhan
uśmiecha się pod nosem, zapewne dopisując sobie w myślach całą historię.
Przecież inaczej nie mogła! Gdyby nie podała się za narzeczoną Yixinga, nie
otrzymałaby od lekarza żadnych informacji o stanie jego zdrowia.
- Wszystko z nim w porządku. Na
szczęście upadek skończył się jedynie złamaną nogą – powiedział lekarz i
uśmiechnął się do przyjaciół poszkodowanego. – Na wszelki wypadek zostawimy go
na obserwacji. Po takim upadku skutki mogą pojawić się po jakimś czasie.
- Możemy się z nim zobaczyć? –
zapytał Luhan, do którego dopiero po słowach lekarza dotarło, jak bardzo
sytuacja jest poważna. W dodatku Yixing złamał nogę, a to oznaczało wycofanie
się z zawodów.
- Tak, ale tylko na chwilę. Za
pół godziny kończy się czas odwiedzin.
Gdy lekarz odszedł, wszyscy
popatrzyli na załamanego Luhana, który wyglądał, jakby miał się zaraz
rozpłakać. Eunji domyśliła się, o co chodzi, dlatego bez słowa podeszła do
przyjaciela i objęła go w pasie ramionami.
- Um, chodźmy do Yixinga –
powiedział cicho, oswobadzając się z uścisku szatynki. Jako pierwszy wszedł do
pokoju, przybierając chyba najbardziej sztuczny uśmiech, jaki kiedykolwiek
widział leżący na łóżku Lay. – Cześć, jak się czujesz?
- Hm, dziwnie, ale nie jest źle –
odpowiedział brunet, siląc się na chociaż lekki uśmiech. – Przepraszam. Taka ze
mnie sierota. Sam nie wiem, jak to się stało.
- Ej, ważne, że jesteś cały i
zdrowy! – odezwała się Eunji i podeszła do łóżka. Na powitanie przytuliła
przyjaciela i pocałowała go w policzek. – Znaczy… prawie cały – dodała,
zerkając na nogę w gipsie.
- Nie martw się. Następne zawody
będą należeć do nas. – Luhan poklepał Yixinga po ramieniu i cicho westchnął,
próbując z całych sił nie dać po sobie poznać, jak bardzo dobiła go ta
sytuacja. Najważniejsze jednak było to, że Yixingowi nic poważnego się nie
stało, a przecież zawody nie są im potrzebne do szczęścia. A przynajmniej
Zhangowi, który i tak od samego początku sceptycznie do nich podchodził. –
Najważniejsze, żebyś wrócił do zdrowia.
- Możecie mnie zaraz zlinczować,
ale chyba mam pomysł. – Eunji spojrzała na chłopaków i uśmiechnęła się szeroko.
– Przecież Jongin może zastąpić Yixinga!
- Co? – Luhan otworzył szeroko
oczy ze zdziwienia, jeszcze raz analizując słowa dziewczyny. – Do zawodów
został niecały tydzień. W tak krótkim czasie Jongin nie nauczy się całej
choreografii.
- Sugerujesz, że jestem głupi? –
warknął oburzony Kim, mrużąc groźnie oczy. Wbił palec w tors szatyna i ze
złości zacisnął usta w wąską linię.
- Czy wy możecie się choć raz nie
kłócić? – zapytała Eunji, odsuwając Jongina na bok. – Zaproponowałam to nie po
to, żebyście zaraz wszczynali niepotrzebne kłótnie. Wiem, ile pracy Yixing i
Luhan włożyli w przygotowanie tej choreografii, dlatego nie chcę, żeby stracili
szansę na pokazanie jej przed innymi. A ty Jongin – odwróciła się przodem do
bruneta i założyła ręce na biuście – choć raz przestań być egoistą i zrób coś
dla innych.
- Robię to tylko dla Yixinga –
wymruczał Jongin, nie racząc choćby przelotnie spojrzeć na stojącego obok
Luhana, który po tych słowach poczuł, jakby ktoś właśnie wbił mu nóż prosto w
serce.
Tragedia! Z tego Laya to prawdziwa ciota! Jak on mógł złamać nogę przed tak ważnymi zawodami? Przecież z Luhanem bardzo długo się do nich przygotowywali. Na szczęście może go zastąpić Kai, który zaczyna mnie lekko irytować swoim zachowaniem w stosunku do Lu. Jest chamski i bezczelny. Najwidoczniej tak objawia się jego zazdrość o Sehuna. Inaczej tego nazwać nie można. Pomysł z domem strachów był genialny. Chen mógł spędzić czas z Eujni, Suho poprzytulał się do Krisa. Nie wiedziałam, że z Junmyeon to tchórz, ale przynajmniej obaj na tym skorzystali. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
I tak uważam, że Jongin przegina pałę. To, że jest DOBRYM tancerzem, nie oznacza, że jest NAJLEPSZY! Idiota, tyle mam do powiedzenia na ten temat. Cieszę się, że Chen i Eunji wrócili do siebie, lubię ich i jak najbardziej popieram ich związek. Kris oraz Suho. Niech ich miłość rozkwita, o tak.. Chanyeol chory w środku lata, uu. Baekhyun przyszedł zrobić mu żarcie, ale nie wyszło. No, najwidoczniej Baek musi trochę poćwiczyć nad umiejętnościami kucharskimi. Lay zawsze ma szczęście – złamać sobie nogę przed ważnym konkursem...Ashii! Szkoda Luhana i Yixinga, no bo w końcu obaj długo się przygotowywali. Co do Kaia, jak pisałam wyżej, uważam, że naprawdę powinien w niektórych kwestiach w ogóle nie otwierać ust. Luhan stara się, a ten ciołek zawsze mu coś wytknie. A, że Tao i Sehun zerwali, to ich sprawa, to po co wtyka nos w nieswoje sprawy? Lulu zagubiony w domu strachów, myślałam, że coś to zmieni w zachowaniu Jongina, ale...Pomyliłam się xD I tak, Kaiu, nie będziesz dla mnie zawsze idealny. Każdy ma swoje skazy. Życzę weny~
OdpowiedzUsuńPozdrawiam – Miś Yogi
Lay, może i to typowa sierota w tym opowiadaniu, jestem moim ulubieńcem i w EXO, i w tym opowiadaniu, więc troszkę mi go szkoda. Poza tym - coś musiało się stać, by Kailu się do siebie zbliżyli i Jongin powinien się zmienić. Przywodzi mi on na myśl trochę dzieci z podstawówki, gdzie chłopcy dokuczali dziewczynom, by je poderwać ^^
OdpowiedzUsuńCo do Krisa i Suho to usycham za czymś konkretniejszym w ich relacji, bo mamciu, napięcie jest wyczuwalne gołym okiem ^^ W dalszym ciągu mam nadzieję, że jednak Taohun się zejdzie i to tylko przejściowy kryzys ;-)
Czekam na kolejny!!
Nie wiem jak ty to zrobisz, ale nie możesz zakończyć tego opowiadania. Wszystko tylko nie to :c
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle świetny :))
Jongin jest paskudny w stosunku do Luhana. Dziwnie okazuje mu sympatię, ale mam nadzieję, że w końcu zbliżą się do siebie. Lay... Co za sierota. Jak można złamać nogę i to we własnym domu? Eh. Bomi jest naprawdę cudowna, nie dość, że opiekuję się Dahye, to teraz jeszcze będzie musiała zaopiekować się tą sierotą. Dom strachów najlepszy i te krzyki tchórzliwego Suho XD Haha Kris cwaniak, wiedział jak się boi, dlatego z nim poszedł ;p Niby między nimi coś jest, widać do gołym okiem, to finału doczekać się nie można. Hah Eunji to walnęła na głos w tym szpitalu. Dobrze, że między nią, a Chenem się układa i jestem pewna, że teraz będzie tylko lepiej. A Chan i Baekhyun? Jak zwykle słodziaki <3
OdpowiedzUsuńBaek kucharz hahaha tak czułam, że pewnie nici z tego jedzenia będą. Ale żeby przesolić, ech trzeba było próbować xd biedny Channie, nie to że chory to jeszcze nienajedzony. Ale ważne, że przyszedł do niego, chęci się liczą. Tyle trzeba było czekać na ich dwójkę, ale się opłaciło, to zawsze będzie mój ulubiony paring :D
OdpowiedzUsuńLuhan, nie rób proszę z siebie większej sieroty niż jesteś. Taki czasem wkurzający jest w tym opowiadaniu, że mam radochę za każdym razem jak Jongin mu dokucza xd i serio, nie miałaś innego pomysłu na tę dwójkę tylko musiał ucierpieć na tym biedny Xing? xd w ogóle jak on to zrobił, o czym on myślał (tu akurat jestem w stanie sobie wyobrazić o kim xd) jak wchodził po tych schodach.
Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się zakończy, obstawiam cierpiącego Lu, bo za cholerę sobie nie umiem wyobrazić jego i Jongina razem.
I przynajmniej wątek z Jongdae i Eunji zakończył się tak jak powinien już w pierwszej części. Wybacz, tamto zakończenie może i było bardziej realne i w ogóle ale oni to powinni być razem, i nie mów, że to życie i że nie wszystko kończy się tak jak chcemy, bo to ff i właśnie gdzie jak nie tu, mają się takie rzeczy dziać? XD a jak nas robisz w konia i na sam koniec jeszcze ich rozdzielisz to odwiedzę cię w nocy we śnie i to nie będzie miły sen :p
Naprawdę będę tęsknić za tym :3 obyś i ty się stęskniła, i w tym październiku wróciła ^^
czekam na więcej ;3
OdpowiedzUsuńgłupi Jongin ;<
Zacznijmy od tego, eonni, że miałam to skomentować już wczoraj, ale mi sie nie chciało (ach, ta leniwa ja), ewentualnie zdołował mnie fakt, że jeszcze tylko epilog i będzie po HTL :( Mam nadzieję, że wreszcie "uwolnisz się" od tego opowiadania, tak, jak chciałaś i napiszesz coś super mega fajnego, z czego będziesz dumna. Ale nie czas na życzenia, przy epilogu będę Ci słodzić. Teraz trochę pokrzyczę. Zauważyłaś, że ostatnio krzyczę tylko na bohaterów, nie na Ciebie? Lel, to takie dziwne, chociaż tak sobie myslę, że mam ochotę uciąć Jonginowi jaja za to, jaką jest ciotą... Na dodatek przez Ciebie pokochałam TaoHuna i TaoHun się rozpadł. Czy to jest sygnał, że nie powinnam "kochać" tego pairingu, tylko zostać przy HunHanie i TaoRisie? :o Nevermind. Może zacznę od początku, co? Trochę fangirlowania będzie, w końcu to HTL! Geez, nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania. Za mocno je kocham. Jezu :(
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego jak bardzo kocham Twojego BaekYeola. Ja na samym początku krzyczałam, że będą razem i co? Miałam rację! Jeszcze Baekkie zamiast cizić się do Chena, zajmuje się chorym Chanyeolem. To takie kochane! I te jego próby gotowania, awww. Spokojnie Baek (i Bomi!) ja też jestem całkowicie lewa w kuchni. Raz prawie spaliłam ścierkę robiąc jajecznicę.... Nieważne. Po prostu to kochane i urocze, a to, jak Yeollie pocieszał zdołowanego Baekhyuna... Jejciu *O* I takie cudowne KrisHo, omo omo! Kris taki silny i wspierający (tzn to ciota, nooale) a Junnie taka płochliwa sarenka... To taaaaaaakie słodkie! Normalnie (h5 Eunji!) nie mogę się doczekać, aż skończą w łóżku :D W ogóle, przez Ciebie pokochałam nie tylko TaoHuna, ale jeszcze Eunji i chyba sie przekonam do KaiLu... Właśnie, Kai i Luhan! Boże, Jongin, ale z Ciebie tępa ciota! Ty serio musisz być takim kretynem czy może po prostu udajesz?! Serio. Jesteś największą pizdą w całym HTL. Tak, Chen, odbieram Ci ten tytuł. Zwłaszcza, że się ogarnąłeś. Jestem z Ciebie dumna :') Daj lekcje Kaiowi (Sehunowi też...) i powspieraj młodszego kolege, bo najwyraźniej chłopczynie jaj brakuje. Mój biedny Lulu, aish. No i co Ty Jongin zrobiłeś? Napraw to! A propos naprawiania..... Bomi jest taka słodziutka i kochana! I jeszcze te jej uczucia do Xinga! To takie kochane. W ogóle (jak nazwać Laya i Bomi? Help eonni?) oni oboje są tacy faaajni, bo tak się lubią i w ogóle! To urocze! Zwłaszcza, że Lay nie jest ciotą. No geez, Kkamjong. Opanuj się. Chociaż, podejrzewam, że przez tę nogę Xinga, między KaiLu się polepszy. No, tak będzie... Prawda? Nie chcę, żeby skończyli ze złamanymi sercami. Już mi TaoHun cierpi, Junnie pewnie niedługo też będzie, bo Kris to ciota i przecież mu nie powie, że go lubi lubi.... Co za świat! Ale wszystko się ułoży, bo kiedyś mi tam pisałaś, że nie przewidujesz większych dram (a TaoHun i KaiLu to co?!). Więc będzie dobrze, taką mam nadzieję.
No, miłego wstawiania epilogu. Oby się w nim wszystko ułożyło iii.... Będę tęsknić za HTL :( Ale całe szczęście, że (chyba?) nie kończysz na tym aegyotastic i będą nowe ff (chyba?). Weny, eonni!
xx
Grypa w środku lata to najgorsze, co może być ;_____; Ale mimo wszystko w tej całej chorobie Chanyeola są jakieś plusy... W końcu dzięki temu Baekhyun mógł się nim zająć :D Co prawda ugotowanie żarcia nie bardzo mu wyszło, ale w końcu liczy się gest. Uwielbiam ich razem.
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam pójść do takiego domu strachów, tylko po pierwsze: nawet nie wiem, gdzie jest najbliższy, po drugie: nie wiem, z kim miałabym tam iść, po trzecie: chyba bym tam umarła ze strachu. Zdecydowanie jestem po stronie Junmyeona, tak jak on darłabym się wniebogłosy, o ile w ogóle założymy, że przekroczyłabym próg tego miejsca. Eunji i Jongdae <3 Tak się cieszę, że sprawy między nimi zaczynają wychodzić na prostą. Jeszcze oficjalnie nie wrócili do siebie, oby to była kwestia czasu. Ta druga szansa należy się im obojgu i liczę na to, że tym razem ich związek przetrwa.
Chociaż nie jestem jakąś wielbicielką Bomi, to cieszę się, że Yixing zaprosił ją do siebie. Każdemu przyda się towarzystwo, poza tym dziewczyna najwyraźniej uwielbia małą Dahye, więc tym chętniej przyjęła zaproszenie. Wydawało się, że randka idzie całkiem nieźle, zaczynałam wyglądać jakiegoś pocałunku, a tu coś takiego... Faktycznie wypadki chodzą po ludziach ;-;
Te ciągłe kłótnie między Luhanem i Jonginem robią się męczące. Niech oni w końcu rzucą się na siebie czy coś, może wtedy wykorzystają te silne emocje na coś innego XD Co jak co, ale Jongin mnie wkurzył w tym rozdziale. Te uwagi o rozpadzie związku Sehuna i Zitao były naprawdę nie na miejscu, zresztą potem również nie starał się pohamować złośliwych komentarzy. Niby poszedł znaleźć Lu, ale coś mi się wydaje, że ten to by już wolał siedzieć w tej ciemności, niż to wszystko znosić. W gruncie rzeczy szkoda mi go.
Ja właściwie dopiero pod koniec uświadomiłam sobie, co tak naprawdę wiąże się z tym niefortunnym wypadkiem Yixinga. Totalnie mi z głowy wyleciały te zawody, wolałam np. zastanawiać się nad Junmyeonem i Krisem ;x Nie jestem do końca przekonana, czy Jongin w zastępstwie to dobre rozwiązanie. Jeszcze się z Luhanem pozabijają. Albo może to ich w końcu uspokoi...
Cóż, ciekawa jestem, co będzie dalej. Pozdrawiam <3