środa, 25 czerwca 2014

How to love? Hard to love… 2

Rozdział jedenasty: Wypadki chodzą po ludziach.

Chanyeol nie mógł uwierzyć, że w środku lata dopadła go grypa. Przecież to było takie nieprawdopodobne. Na dworze temperatura sięgała trzydziestu stopni, a on siedział zakopany po kołdrą i kilkoma kocami, trzęsąc się z zimna. Na szczęście mama zadbała o to, by niczego mu nie brakowało. Chciała mieć pewność, że podczas jej nieobecności Chanyeol jakoś sobie poradzi, chociaż on bywał tak nierozgarnięty, że nawet mając dokładną listę tego, co ma zażyć i tak o czymś zapomni. Dlatego pani Park do chwilę do niego dzwoniła, przypominając mu o jakimś lekarstwie. Gdyby nie jej kontrola, Chanyeol nie wziąłby żadnych leków, a potem pewnie by narzekał, że nic mu nie pomaga.
Chłopak przeciągnął się mocno na łóżku i potarł palcami nieco zmęczone oczy. Jednak tak długie oglądanie dramy nie było zbyt dobrym pomysłem. Mógł zrobić jakąś dłuższą przerwę, jednak ciekawość brała górę i gdy tylko jeden odcinek dobiegał końca, od razu włączał drugi. Odstępy między jedną częścią a drugą trwały tyle, ile potrzebował czasu na skorzystanie z łazienki czy zrobienie sobie czegoś do jedzenia i picia. Gdyby nie to, pewnie przez cały ten czas leżałby odwłokiem w łóżku i wgapiał się namiętnie w ekran telewizora.
W pewnym momencie spokój Chanyeola został zakłócony dość głośnym pukaniem do drzwi. Ktoś widocznie się niecierpliwił, gdyż zaczął także dzwonić dzwonkiem, tym samym zmuszając chłopaka do wstania z łóżka. Nie spodziewał się żadnych gości, zwłaszcza że tego dnia mieli zaplanowane pójście do domu strachów. On niestety musiał zrezygnować, bo przecież nie chciał pozarażać swoich przyjaciół.
- Baekhyun? – Chanyeol otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, patrząc na stojącego na ganku chłopaka. – Co ty tutaj robisz?
- Ciebie też miło widzieć – prychnął oburzony Byun, wchodząc do środka. Nie zwracając większej uwagi na zdezorientowanego chłopaka, wyminął go w przedpokoju, a potem poszedł do kuchni, by rozpakować zakupy. Domyślał się, że pani Park nie zostawiłaby swojego maleńkiego synka z pustą lodówką, jednak w drodze do domu Chanyeola nie mógł się powstrzymać i wstąpił do sklepu po parę smakołyków, którym chłopak na pewno się nie oprze. – Przygotuję ci coś do jedzenia. Pewnie jeszcze nic nie jadłeś.
- A czy ty przypadkiem nie miałeś iść z resztą towarzystwa do domu strachów? – zapytał Chanyeol, opierając się ramieniem o framugę kuchennych drzwi. Czyżby Baekhyun zrezygnował dla niego ze swoich planów? Przecież był tak bardzo podekscytowany na samą myśl o wyjściu do tego domu strachów, o którym już od dawna rozmawiali, ale nigdy nie mieli okazji, by tam pójść. 
- Miałem, ale wolę posiedzieć z tobą – powiedział Baekhyun, wzruszając beztrosko ramionami. Uśmiechając się promiennie, odwrócił się przodem do swojego chłopaka i zaraz spoważniał, gdy zobaczył jego dziwną minę. – Mieliśmy iść razem do tego całego domu strachów, a skoro jesteś chory to… nie chciałem iść bez ciebie. To takie dziwne?
-Trochę? – Chanyeol zaśmiał się cicho i podszedł do Byuna, po czym mocno przytulił, w ostatnim momencie powstrzymując się przed pocałowaniem go. – Nie musiałeś rezygnować dla mnie ze swoich planów. Jeśli chcesz, to idź z nimi.
- Nie – zaprotestował od razu Byun i odsunął się na niewielką odległość od Chanyeola, zadzierając przy tym głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. – Planowaliśmy pójść tam razem i pójdziemy. Za kilka dni wyzdrowiejesz i wybierzemy się tam sami.
- Sami? – Park uniósł zadziornie jedną brew i uśmiechnął się półgębkiem. – Tylko ty i ja w ciemnych pomieszczeniach? Brzmi zachęcająco – zamruczał niskim głosem, pochylając się nad Baekhyunem.
- Chcesz, żebym też się rozchorował? – zapytał oburzony Byun, odpychając od siebie chłopaka. Widząc rozżaloną minę Chanyeola, zaśmiał się cicho i stanąwszy na palcach, przelotnie musnął jego usta. – Tyle powinno ci na razie wystarczyć.
- Nadrobimy to, jak już nie będę rozsiewał zarazków – powiedział, a potem usiadł przy stoliku znajdującym się w kącie kuchni. – Co mi ugotujesz? – zapytał podekscytowany, zacierając dłonie z zadowolenia.
- Bulgogi. Co ty na to? – Byun wyjął z lodówki pojemnik z mięsem i pokazał go swojemu chłopakowi, który na widok jedzenia uśmiechnął się szeroko i pokiwał ochoczo głową.
Baekhyun wolał nie wspominać, że nigdy wcześniej nie przygotowywał tego dania. Zresztą rzadko cokolwiek gotował. Przeważnie ograniczał się do bardzo prostych potraw, które nie wymagały od niego zbyt dużego poświęcenia. Na szczęście przed każdym wyjazdem rodziców pani Byun gotowała ulubione dania syna, by ten mógł je sobie później jedynie odgrzać. Tak, wszyscy w rodzinie wiedzieli, że Baekhyun nie jest dobrym kucharzem, dlatego też rzadko ktokolwiek wpuszczał go do kuchni.
Jako że Byun nie miał wprawy w gotowaniu, zrobienie bulgogi zajęło mu więcej czasu niż powinno. Jednak efekt końcowy był w miarę zadowalający, a przynajmniej wizualnie nie wyglądało to źle. Nałożywszy danie na talerze, Baekhyun udał się do salonu, gdzie czekał na niego Chanyeol.
- Nareszcie!
- Mam nadzieję, że będzie dobre – powiedział Byun, siadając na kanapie obok swojego chłopaka. Podał mu jego talerz, sam niepewnie spoglądając na swoją porcję. Miał dziwne przeczucie, że to wcale nie będzie takie dobre, na jakie wygląda. – I jak? – zapytał drżącym głosem, gdy Chanyeol spróbował dania.
- Mm… - zamruczał Park, przeżuwając kawałek mięsa. Z ledwością przełknął jedzenie i uśmiechnął się do Baekhyuna, nie chcąc sprawiać mu przykrości. – Dobre! Naprawdę… dobre.
Byun zmarszczył czoło, nie dowierzając tym słowom. Chcąc się przekonać, czy Chanyeol mówi prawdę, sam skosztował przygotowane przez siebie bulgogi i aż go skręciło, gdy poczuł okropnie słony smak mięsa. Od razu wypluł jedzenie z powrotem na talerz i spojrzał szeroko otwartymi oczami na partnera.
- Przecież to jest ohydne! – powiedział i niemalże wyszarpał Chanyeolowi jego talerz z dłoni. – Nie jedz tego! Jeszcze się potrujemy czy coś – wymruczał wyraźnie zawstydzony, podnosząc się z kanapy. – Jestem beznadziejnym kucharzem – stwierdził, a potem poszedł do kuchni i wyrzucił do kosza jedzenie.
Park zaśmiał się cicho pod nosem i podążył za swoim chłopakiem. Baekhyun stał zwrócony do niego plecami, myjąc w zlewie brudne talerze i garnki, w których gotował obiad. Po cichu podszedł do Byuna i objął go od tyłu, mocno do siebie przytulając. Chanyeol wiedział, że jego partner jest zły na siebie, że nie potrafił ugotować tak prostego dania, dlatego chciał za wszelką cenę jakoś poprawić mu humor.
- Byunnie – zamruczał mu do ucha niskim głosem, a potem przejechał czubkiem nosa po jego szyi, sprawiając tym, że na całym ciele chłopaka pojawiła się gęsia skórka. – Nie złość się już. Przecież nie każdy musi być wybitnym kucharzem.
- Mówisz, jak moja mama – prychnął Baekhyun, zdrapując z talerza resztki jedzenia. – Chciałem ugotować ci coś dobrego, ale wyszło jak zawsze. Mogłem ograniczyć się do zrobienia ci herbaty. Chociaż znając moje szczęście, to pewnie przypaliłbym wodę albo coś innego poszłoby nie tak.
Chanyeol wywrócił teatralnie oczami i jednym, stanowczym ruchem odwrócił swojego chłopaka przodem do siebie. Zaraz po tym wpił się zachłannie w jego usta, całkowicie zapominając o tym, że w ten sposób może go zarazić grypą.

*

Junmyeon niepewnie spojrzał na ogromny i mocno zniszczony budynek, z którego kilka lat wcześniej władze miasta zdecydowały się zrobić prawdziwy dom strachów. Otwierano go jedynie w wakacje, kiedy młodzież miała wolne od szkoły, dzięki czemu każdy mógł odwiedzić to jakże magiczne i bardzo popularne miejsce. Junmyeon nie podchodził do tego tak entuzjastycznie, jak jego przyjaciele, a zwłaszcza Chen, który w końcu wpadł na ten genialny pomysł, by chociaż raz zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ten osławiony dom strachów. Nigdy wcześniej nie mieli ku temu okazji, co było dość ironiczne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mieszkali od urodzenia w Seulu. Zawsze znalazło się coś ważniejszego, a wiadomo, że wakacje mijają w mgnieniu oka.
Szatyn spojrzał z dziwnym grymasem na twarzy na stary budynek, po czym przeniósł pełne żalu oczy na przyjaciół, którzy nawet  nie próbowali ukryć tego, jak bardzo śmieszy ich mina Junmyeona.
- Muszę? – zapytał Suho, ponownie spoglądając na dom strachów. – Wiecie, możecie iść sami, a ja na was tutaj poczekam.
- Oppa, daj spokój! – zaśmiała się Eunji, obejmując kuzyna ramieniem. – Będzie fajnie! Poza tym nie wierzę, żeby to miejsce było aż tak straszne, jak wszyscy mówią.
- No i mamy już bilety, więc szkoda, żeby się zmarnowały – dodał Jongin, uśmiechając się lekko. Zerknął kątem oka na stojącego obok Luhana, który chyba podzielał zdanie Junmyeona, bo nie wyglądał na zbyt zadowolonego. – Idziemy? – zapytał, wskazując dłonią wejście do budynku.
- Może się jakoś rozdzielimy? – zaproponował Kris, któremu po głowie chodził bardzo dziwny plan pozostania sam na sam z Junmyeonem. Wiedział, jak płochliwą sarenką bywa ten chłopak, dlatego chciał mu potowarzyszyć w tym strasznym miejscu, które pewnie niejeden raz przyprawi go o zawał serca.
Chen zaśmiał się pod nosem i niepostrzeżenie zbliżył się do Eunji, dając tym samym znak chłopakom, że nie zamierza iść z nikim innym, jak tylko z nią, co było raczej oczywiste i nikogo to nie dziwiło. Co prawda Jongdae i Eunji jeszcze do siebie oficjalnie nie wrócili, chcąc dać sobie trochę czasu na poukładanie tego wszystkiego, jednak każdy doskonale wiedział, że to była tylko kwestia kilku dni, by znów zostali parą.
Podział był dość jasny: Chen szedł z Eunji, Kris z Junmyeonem, a Jonginowi pozostało towarzystwo Kyungsoo oraz Luhana. Cieszył się, że Do również z nimi szedł, bo gdyby miał zostać sam na sam z Lu, to pewnie obaj marnie by na tym wyszli. Od tamtego dziwnego zdarzenia w szkole tanecznej chłopcy rzadko ze sobą rozmawiali. Jongin zdystansował się nawet do Sehuna, a na zajęcia chodził jedynie wtedy, gdy Taemin mógł mu poświęcić trochę czasu. Z Luhanem już w ogóle nie ćwiczył i gdyby nie Eunji pewnie nawet by z nim nie rozmawiał. Nie chcąc jednak martwić przyjaciółki, starał się zachowywać w miarę normalnie w stosunku do Luhana, co wcale nie było takie łatwe.
Przed wejściem, przy którym stał przebrany za kostuchę chłopak, każdy otrzymał małą latarkę, gdyż w środku w niektórych miejscach panowały egipskie ciemności i ciężko byłoby się poruszać bez chociaż małego źródła światła. Junmyeon drżącymi palcami włączył latarkę i nerwowo zaczął świecić nią po ścianach. Pewnie nie byłby taki zdenerwowany, gdyby osoby mające straszyć odwiedzających nie zmieniały za każdym razem swojej pozycji. Wtedy mógłby się psychicznie przygotować na jakikolwiek atak, a tak? Mógł jedynie liczyć na to, że pod wpływem niespodziewanego impulsu nie dostanie zawału. Przecież Junmyeon bywał taki płochliwy!
Zaraz po wejściu do starego budynku, siódemka podzieliła się na wcześniej ustalone grupy i każda z nich udała się na inne piętro. Suho z całych sił próbował nie dawać po sobie poznać, jak bardzo się boi, jednak jego plany legły w gruzach chwilę po tym, jak z ciemnego kąta wyskoczyła na nich przebrana za upiora dziewczyna, a on wrzasnął tak głośno, że słychać go chyba było w całej okolicy. Kris parsknął śmiechem, za co oberwał od towarzysza z pięści w ramię. Sam też trochę się zląkł, gdy ta dziewczyna tak niespodziewanie na nich wyskoczyła, jednak udało mu się stłumić w sobie krzyk. Przecież był tym, który miał chronić strachliwego Junmyeona, więc nie mógł pokazać, że to miejsce także średnio mu się podoba.
- Dlaczego tu jest tak ciemno? – spytał rozżalony Suho, świecąc dookoła siebie latarką. Na niewiele się ona zdawała, ale dawała mu choć trochę poczucia bezpieczeństwa, więc trzymał ją kurczowo w dłoni, ciągle podążając za Krisem.
- Bo to dom strachów? – zaśmiał się kpiąco Wu Yifan i obejrzał się przez ramię, z rozbawieniem patrząc na zarysowaną przez światło latarki sylwetkę Suho. – Chodź i nie marudź.
- Nie wierzę, że się na to zgodziłem. Mogłem siedzieć teraz w domu i oglądać jakieś bajki – mruczał pod nosem Junmyeon, nie wyczuwając w ogóle nadciągającego zagrożenia.
Niespodziewanie zza ustawionych przy ścianie kartonów wyskoczył na nich wysoki chłopak, a Suho w panice rzucił się na Krisa i uczepił się z całych sił jego ramienia, wbijając w nie palce. Był tak zszokowany nagłym pojawieniem się upiora, że nawet nie krzyknął, tylko wydał z siebie dziwne kwiknięcie i zaraz schował się za przyjacielem.
- Nie chcę tutaj być! Chcę do domu! – lamentował, idąc za Krisem. – Zabierz mnie do domu!
- Nie bądź baba i przestań panikować – powiedział rozbawiony Wu Yifan i nagle zamarł, gdy Suho niespodziewanie złapał go mocno za rękę. Zaraz jednak się uśmiechnął i pociągnął niższego chłopaka za sobą, mając nadzieję, że wkrótce znów spotkają jakiegoś upiora i do końca wędrówki przez nawiedzony dom Junmyeon nie puści jego ręki.

*

Eunji nie należała do płochliwych osób, jednak musiała przyznać, że to miejsce przyprawiało ją o gęsią skórkę na całym ciele. Jongdae w przeciwieństwie do dziewczyny zdawał się być w ogóle niewzruszony mrocznym otoczeniem. Śmiał się za każdym razem, gdy niespodziewanie ktoś wyskakiwał z ciemnego kąta, w ogóle nie zwracając przy tym uwagi na nieco przerażoną tym wszystkim Eunji. Przecież nie było się czego bać, prawda? Żaden z tych upiorów nie był prawdziwy o czym dziewczyna doskonale wiedziała, ale sama świadomość, że niespodziewanie ktoś może ją wystraszyć sprawiała, że miała jedynie ochotę na szybki powrót do domu.
- Chcesz cukierka? – zapytał Chen, oglądając się przez ramię na idącą za nim Eunji. W odpowiedzi pokręciła głową i otworzyła szeroko oczy z przerażenia, gdy zwisająca z sufitu folia nieznacznie się poruszyła. – Przestań, chyba się nie boisz? – zaśmiał się, jednak zaraz się uspokoił, widząc niepewną minę szatynki. – Chodź – rzucił, wyciągając do niej dłoń, którą ona natychmiast pochwyciła. – Kto by pomyślał, że lubująca się w horrorach Eunji będzie się bała domu strachów.
- Bardzo śmieszne – warknęła pod nosem, przybliżając się jeszcze bardziej do chłopaka. Kiedy ten znów zaczął się śmiać, zdenerwowana uderzyła go pięścią w ramię i mocnym szarpnięciem uwolniła dłoń z jego uścisku. – Wiesz co? Chrzań się. Nie każdy musi być taki odważny jak ty, panie Niczego-Się-Nie-Boję – powiedziała oburzona i ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej wyminąć Chena, jednak ten okazał się być szybszy i w sekundzie złapał szatynkę za rękę, odwracając przodem do siebie.
- Naprawdę myślisz, że niczego się nie boję? – Jongdae ustawił latarkę pomiędzy sobą a Eunji dzięki czemu mógł spojrzeć dziewczynie w oczy. Jung pokiwała głową w odpowiedzi i przełknęła nerwowo ślinę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się boję tego, że…
- Że…? – spytała zniecierpliwiona szatynka, gdy chłopak zamilkł na dłuższą chwilę.
- Że cię stracę – dokończył, wciąż wpatrując się w Eunji, co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że latarka dawała bardzo słabe światło, a oni znajdowali się chyba w najciemniejszym miejscu tego budynku. – Ja… Musiałem być wtedy naćpany, by powiedzieć, że ty i ja nie byliśmy sobie przeznaczeni i tylko tracimy swój czas – wyszeptał nieco drżącym głosem, na oślep odszukując dłoni Eunji.
- Chen, już o tym rozmawialiśmy – westchnęła dziewczyna, lekko się uśmiechając. – Oboje popełniliśmy wtedy błąd, ale teraz jest szansa to wszystko naprawić. Po prostu musimy w to uwierzyć.
Chłopak odetchnął z widoczną ulgą, po czym przytulił do siebie Eunji, nie mogąc już dłużej znieść tego dystansu pomiędzy nimi choć nie był on duży. Wtedy Jongdae kolejny raz w przeciągu ostatnich dni utwierdził się w przekonaniu, że tylko przy Jung może czuć się tak swobodnie, że nie musi nikogo udawać, bo ona akceptuje go takim, jakim jest.
Po dłuższej chwili Chen odsunął się od szatynki i przybliżył twarz do jej twarzy, chcąc chociaż musnąć jej usta, jednak właśnie w tym momencie przeszkodził im czyjś krzyk.
- Ja pierdole! Co to było?!
Eunji odskoczyła od Jongdae i parsknęła głośnym śmiechem, rozpoznając głos swojego kuzyna. No tak, przecież mogła się tego spodziewać.

*

Mimo że zawody miały się odbyć już za tydzień, Luhan i Yixing postanowili zrobić sobie chociaż jeden dzień przerwy od ćwiczeń. Obaj znali idealnie choreografię i należało jedynie doprowadzić wszystko do perfekcji. Co prawda żaden z nich nie liczył na zwycięstwo, bo w końcu nie byli aż tak wybitnymi tancerzami, ale dzięki temu będą mogli się pokazać większej publiczności. Jako nauczyciele byli często niedoceniani przez innych, dlatego tym razem chcieli zrobić coś tylko dla siebie.
Wolny dzień Yixing chciał spędzić z Dahye, by móc w pełni się nią nacieszyć. Reszta chłopaków była zajęta swoimi sprawami, więc miał pewność, że nikt mu nie będzie przeszkadzał. Chłopak miał ogromne wyrzuty sumienia, że w ostatnich tygodniach tak mało czasu poświęcał swojej córce. Bał się, że jeśli to się nie zmieni, to Dahye będzie bardziej przywiązana do Kyungsoo, który z wielkim zaangażowaniem pełnił funkcję opiekuna. Gdyby nie on, Yixing musiałby zatrudnić kompletnie obcą osobę, bo przecież nie mógł nieustannie obarczać tym Bomi. Co prawda dziewczyna bardzo chętnie zajmowała się Dahye i można powiedzieć, że była mocno niepocieszona, gdy to Kyungsoo przejął jej obowiązki, ale przecież miała swoje własne życie i Yixing nie chciał ciągle zawracać dziewczynie głowy swoimi problemami z brakiem opiekunki do dziecka.  
Lay nie miał pojęcia, co będzie robił tego dnia. Zwykle od rana do późnego wieczoru był zawalony obowiązkami, miał nawał pracy, a nagle zrobił sobie wolne i nie wiedział, czym ma się zająć. Mała Dahye i tak większość dnia przesypiała w swoim łóżeczku, więc tak czy siak nie miała zielonego pojęcia, że zajmuje się nią tata, a nie wujek Kyungsoo.
Nie chcąc zwariować przez panującą w mieszkaniu ciszę, chłopak postanowił zaprosić do siebie Bomi. Od ich pierwszej spontanicznej randki w kawiarni Minseoka minęło już sporo czasu. Potem Lay był tak bardzo zajęty przygotowaniami do zawodów, że nie potrafił wyłuskać nawet krótkiej chwili dla Bomi. Dlatego tak bardzo się ucieszył, kiedy Yoon zgodziła się do niego przyjść. Musiał przyznać, że stęsknił się za jej towarzystwem i tym, jak swoim optymizmem potrafiła zarazić nawet największego ponuraka.
Słysząc dzwonek do drzwi, Yixing zdjął z ognia garnek, w którym dusiły się warzywa na kolację, i szybkim krokiem udał się do przedpokoju, by otworzyć. Na widok roześmianej Bomi, sam uśmiechnął się promiennie i gestem ręki zaprosił dziewczynę do mieszkania. Na powitanie nieśmiało pocałował ją w policzek, na sekundę zamierając, gdy jego usta dotknęły jej delikatnej skóry. Zaraz jednak odsunął się od blondynki i speszony podrapał się po karku.
- Zaskoczyłeś mnie tym telefonem – przyznała szczerze, zakładając kosmyk włosów za ucho. Podała Yixingowi swoją kurtkę, którą on z kolei odwiesił do szafy, a potem razem poszli do salonu. – Myślałam, że będziesz chciał posiedzieć z Dahye.
- Wiesz, że ona i tak całe dnie przesypia, a mi zaczęła doskwierać samotność – wyjaśnił chłopak, uśmiechając się lekko. – Mam nadzieję, że nie musiałaś rezygnować ze swoich planów przeze mnie.
- Nie. Dobrze, że zadzwoniłeś, bo chyba bym oszalała z nudów – zaśmiała się, siadając przy stole. Lay w tym czasie poszedł do kuchni dokończyć kolację. – Naeun ostatnio się do mnie nie odzywa. Wciąż jest zła na cały świat o to, że Chen dał jej kosza, ale co to ma ze mną wspólnego? – Bomi wzruszyła bezradnie ramionami i głośno westchnęła, przyglądając się Yixingowi. – Ty się pewnie cieszysz, że wrócili do siebie, prawda?
- To moi przyjaciele. Naeun kompletnie nie znam, jedynie z widzenia, więc to oczywiste, że bardziej kibicowałem Eunji i Chenowi. Poza tym, to była tylko kwestia czasu, aż do siebie wrócą – stwierdził i głośno westchnął. – Jedni się schodzą, drudzy rozchodzą. Szkoda, że wszyscy nie możemy być szczęśliwi jednocześnie.
- Takie jest życie – szepnęła Bomi, poprawiając jasne włosy. Gdy ciszę w mieszkaniu przerwał głośny szloch śpiącej do tej pory Dahye, dziewczyna poderwała się z krzesła i ruszyła ku prowadzącym na piętro mieszkania schodom. – Ja się nią zajmę, a ty dokończ kolację – powiedziała do Yixinga, który również chciał pójść do pokoju córki.
Chłopak kiwnął głową na zgodę, a gdy dziewczyna zniknęła na piętrze, wrócił do gotowania. Yixing musiał nieskromnie przyznać, że był coraz lepszym kucharzem. Fakt, czasami wciąż zdarzało mu się coś przypalić, co wynikało głównie z tego, że bywał roztargniony i często po prostu zapominał, że jest w trakcie gotowania i zajmuje się czymś innym. Dopiero swąd przypalającego się jedzenia sprowadza go brutalnie na ziemię. Yixigin zawsze lubił krzątać się po kuchni i uczyć się coraz to nowszych przepisów. Zwykle to mama nad nim czuwała i pilnowała, by niczego nie sknocił, jednak po przeprowadzce do Seulu musiał się zdać na siebie.
- Zmieniłam jej pieluszkę i znów zasnęła – zakomunikowała Bomi, wchodząc do kuchni. Podeszła do Yixinga i przez jego ramię zerknęła na przygotowywane przez niego danie. – Ładnie pachnie. Już nie mogę się doczekać, aż to skosztuję.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. To moje popisowe danie – pochwalił się Yixing, wypinając dumnie pierś. Nabrał na drewnianą łyżkę trochę sosu i podetknął ją pod nos stojącej tuż za nim blondynki. – I jak?
- Wiesz co? Chyba się do ciebie przeprowadzę, bo ja jestem beznadziejna w gotowaniu – powiedziała rozbawiona, próbując ukraść coś jeszcze z patelni, na której dusiły się warzywa. Niestety Lay był szybszy i pstryknął ją w dłoń, co nie spotkało się z aprobatą dziewczyny. – Moja mama zawsze próbowała mnie nauczyć gotować, ale niestety jestem w tym kiepska – dodała i bezradnie wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz, to mogę dać ci parę lekcji z gotowania – zaproponował Lay, podając Bomi drewnianą łyżkę. – Na początek możesz wymieszać warzywa z sosem, a ja w tym czasie pójdę do Dahye i zobaczę czy śpi.
Yoon z przerażeniem spojrzała na trzymaną przez siebie łyżkę, potem na garnki, zastanawiając się czy to na pewno dobry pomysł, by robić cokolwiek z przygotowanym przez chłopaka daniem. W sumie miała tylko wymieszać poszczególne składniki, więc co niby miała zepsuć?
Dziewczyna już miała się zabrać do roboty, gdy nagle do jej uszu dotarł podejrzany łomot, a potem głośny krzyk Yixinga. Bomi podskoczyła w miejscu, po czym popędziła do salonu, gdzie przy schodach leżał zwijający się z bólu chłopak.
- Oppa! – wrzasnęła dziewczyna, podbiegając do bruneta, by zobaczyć, co mu jest.
- Mo…moja noga – wystękał z ledwością Lay, trzymając dłońmi bolącą nogę. – Chyba złamałem nogę – dodał i opadł bezwładnie na podłogę, zalewając się łzami.

*

Po kilkunastu minutach Luhan ostatecznie nie wytrzymał i odłączył się od Jongina i Kyungsoo, obawiając się, że jeśli jeszcze raz usłyszy jakąś kąśliwą uwagę padającą z ust najmłodszego chłopaka, to nie wytrzyma i coś mu zrobi. Kim co chwilę rzucał jakieś aluzje odnośnie Luhana i Sehuna, sugerując tym samym, że wiąże ich coś więcej niż tylko zwykła znajomość czy wielka pasja do tańca. Lu nie mógł tego dłużej słuchać. Z początku puszczał te uwagi mimo uszu, twierdząc, że Jongin taki właśnie jest. Przecież od samego początku był wrednym dzieciakiem, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że swoimi słowami rani drugą osobę. Luhan nie powinien był liczyć na to, że z czasem cokolwiek się zmieni w tej kwestii. Cierpliwość stracił w momencie, kiedy Jongin doszedł do wniosku, że to właśnie przez Luhana Sehun zerwał z Zitao. Wtedy szatyn już nie wytrzymał i odwróciwszy się na pięcie, odszedł w przeciwną stronę, pozostawiając za sobą Jongina i zdezorientowanego całą tą sytuacją Kyungsoo, który przez cały ten czas szedł za chłopakami i w milczeniu przysłuchiwał się ich pozbawionej jakiegokolwiek sensu wymianie zdań.
W ten oto sposób Luhan samotnie przemierzał pogrążone w ciemnościach korytarze, mając przy sobie jedynie niewielką latarkę, która dawała tak słabe światło, że równie dobrze mógł ją wyłączyć i iść na oślep. Był tak bardzo zamyślony, że nie zwracał większej uwagi na wyskakujące z ciemnych kątów osoby przebrane za duchy czy tam inne zjawy. Może parę razy przeklął, gdy ktoś niespodziewanie wyrwał go z zadumy, jednak na pewno nie robił tego tak głośno, jak biedny Junmyeon, który pewnie przeszedł niejeden zawał odkąd weszli do domu strachów.
Niestety pech chciał, że Luhan był pierwszy raz w tym miejscu i kompletnie nie wiedział, gdzie jest wyjście. Nic więc dziwnego, że po kilku minutach błąkania się po korytarzach w końcu kompletnie stracił orientację w terenie. Nie chcąc wyjść na idiotę, przeszedł jeszcze kilka metrów, jednak ostatecznie się poddał i wyjął z kieszeni spodni komórkę. Nim jednak wybrał odpowiedni numer, do uszu chłopaka dotarł podejrzany szmer. Z duszą na ramieniu obejrzał się za siebie, ale nikogo tam nie było.
- Jest tu ktoś? – zapytał mocno drżącym głosem, kierując się ku miejscu, z którego dochodził hałas.
Uświadamiając sobie, że właśnie zachowuje się jak bohaterowie w tych głupich horrorach, momentalnie się zatrzymał, zrobił w tył zwrot i ruszył w przeciwnym kierunku, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego, co robiło taki hałas. Podstawowa zasada: nigdy nie sprawdzaj, co hałasuje – po prostu uciekaj ile sił w nogach i nie oglądaj się za siebie.
Po dłuższej chwili Luhan przystanął przy oknie, przez które do środka wpływało światło pochodzące od stojącej na ulicy latarni, i ponownie sięgnął po telefon. Mimo wewnętrznego sprzeciwu, wybrał numer Jongina i nacisnął zieloną słuchawkę, czekając w ciszy na to, aż chłopak raczy odebrać.

*

- Gdzie Luhan? – zapytała zaskoczona Eunji, kiedy z domu strachów wyszli tylko Jongin i Kyungsoo. Rozejrzała się dookoła, mając nadzieję, że to ich jakiś głupi kawał i zaraz z budynku wyskoczy Luhan, chcąc wszystkich przestraszyć. Niestety nigdzie nie dostrzegła szatyna, a to oznaczało, że musiał zostać w środku, gdyż sama z Chenem wyszła na zewnątrz kilka minut wcześniej, a przed nimi dom opuścili jeszcze Kris i Suho. – Ej, gdzie jest Luhan?
- A jeszcze nie wyszedł? – Kyungsoo otworzył szeroko oczy i posłał Jonginowi wymowne spojrzenie. – Mówiłem, żeby go zatrzymać, to ty się uparłeś. Pewnie się zgubił.
- Zaraz, zaraz! – wtrąciła się ponownie Eunji, podchodząc bliżej Jongina. – Zostawiliście Luhana samego? Czy was już do reszty powaliło?! – wrzasnęła, a potem uderzyła przyjaciela z pięści w ramię.
- Przecież to nie jest małe dziecko! Pewnie już dawno wyszedł i teraz się z nas nabija – powiedział oburzony brunet, zatrzymując w powietrzu rękę dziewczyny, gdy kolejny raz chciała mu zadać cios w ramię. – Sam poszedł. Miałem go błagać, żeby nas nie zostawiał?
- Ale z ciebie idiota, Kai – wymruczała Jung, patrząc z żalem w oczach na chłopaka. – Teraz masz tam wrócić i go znaleźć! Bez Luhana nigdzie stąd nie pójdę!
- Eunji… - Chen odezwał się cicho, jednak zaraz zamilkł, gdy dziewczyna zgromiła go morderczym spojrzeniem.
Między przyjaciółmi zapanowała nieprzyjemna cisza, którą w pewnym momencie przerwał dzwonek telefonu Jongina. Chłopak niechętnie sięgnął po komórkę i od niechcenia spojrzał na wyświetlacz, marszcząc pytająco czoło, gdy zobaczył widniejące na ekranie imię zguby. Nie chcąc, by Eunji znów zaczęła prawić mu kazanie, odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.
- Gdzie jesteś? Chcemy już iść i czekamy tylko na ciebie – powiedział zniecierpliwiony Jongin, kolejny raz obrywając w ramię od Eunji.
- Tak właściwie to nie wiem, gdzie jestem – odpowiedział słabym głosem Luhan i nagle coś huknęło w tle.
- Wszystko okay?
- Tak, wpadłem na kartony – wymruczał i głośno westchnął. – Chyba się zgubiłem.
- Domyśliłem się, geniuszu. – Jongin wywrócił teatralnie oczami i ruszył ku wejściu do budynku. – Opisz mi miejsce, w którym teraz jesteś i pod żadnym pozorem się z niego nie ruszaj, okay? – powiedział, a potem na sekundę zasłonił głośnik w telefonie, by poinformować resztę o sytuacji. – Dobra, mów.
- No to… Jestem w jakimś ciemnym korytarzu – zaczął cicho Luhan, a Jongin na te słowa uderzył się otwartą dłonią w czoło. – Czekaj, widzę jakiś szyld ewakuacyjny. Potem są schody.
- Masz gdzieś tam okno? – zapytał brunet, siłując się z latarką, która nagle odmówiła współpracy. Przeklinając w myślach, przytrzymał telefon ramieniem i zaczął uderzać latarką o drugą dłoń, aż w końcu zaczęła słabo świecić. Ponownie chwycił komórkę i rozejrzał się dookoła, chcąc znaleźć prowadzące na pierwsze piętro schody. Nagle po drugiej stronie słuchawki rozległ się przeraźliwy krzyk, co oznaczało, że pewnie Luhan musiał spotkać jednego z „upiorów”. – Wrzeszczysz jak baba.
- Też byś tak wrzeszczał, gdyby wyskoczył na ciebie duch – wymruczał oburzony chłopak. – Po drugiej stronie korytarza jest okno i widzę z niego latarnię.
- To już wiem, po której stronie jesteś. Czekaj tam na mnie. Zaraz będę – powiedział Jongin i już miał się rozłączyć, gdy usłyszał ponownie głos spanikowanego Luhana.
- Możesz się nie rozłączać? Czuję się dziwnie, gdy dookoła jest tak cicho.
- W porządku – rzucił Kim, uśmiechając się pod nosem do samego siebie. – To o czym chcesz pogadać? O tym, jak Sehun zerwał przez ciebie z Zitao? – spytał i sekundę po tym usłyszał sygnał zakończonego połączenia. – Dziwak – skwitował, chowając telefon do kieszeni spodni.
Po kilku minutach błądzenia po ciemnych korytarzach i spotkaniu paru „duchów” Jongin nareszcie znalazł się na pierwszym piętrze, gdzie niedaleko schodów na podłodze siedział widocznie przerażony tym wszystkim Luhan. Nogi miał podkulone pod samą brodę, a twarz schowaną pomiędzy klatką piersiową a udami. Wyglądał, jak małe dziecko, które boi się czających się w ciemnych kątach potworów. Jongin podszedł do starszego chłopaka i delikatnie położył mu dłoń na ramieniu, jednak Luhan i tak poderwał się z miejsca, wbijając w niego pełne strachu spojrzenie.
- Wszystko w porządku? – spytał Kim, nie mogąc uwierzyć, że szatyn tak bardzo boi się tego miejsca. Przecież wiadome było, że to wszystko było ustawione i żaden z tych upiorów nie był prawdziwy, ale Luhan wyglądał tak, jakby chwilę wcześniej zobaczył ducha.
- Tak, dzięki, że przyszedłeś. Straciłem orientację – wyszeptał słabym głosem, podnosząc się z podłogi. – Nie lubię takich miejsc.
- To dlaczego zgodziłeś się tutaj przyjść? – zapytał zaskoczony Jongin, kierując się ku schodom, które prowadziły na parter.
- Ze względu na ciebie – pomyślał Luhan, jednak nie odważył się wypowiedzieć tych słów na głos. – Nie wiem – rzucił tylko i wzruszył obojętnie ramionami, idąc krok w krok za Jonginem, by przypadkiem kolejny raz nie zgubić się w tych ciemnościach. – Eunji nalegała, więc się zgodziłem.
- No tak. Eunji ma dar przekonywania – zaśmiał się Kim i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył znajdujące się na końcu korytarza wyjście.
- Naprawdę uważasz, że to przeze mnie Sehun rozstał się z Zitao? – odezwał się po chwili Luhan, nie mogąc już dłużej znieść tego, że ten temat co chwilę doprowadzał do spięć pomiędzy nimi.
- A bo ja wiem? – Jongin wzruszył ramionami. – Wszystko to jest dziwne. Eunji mówiła, że między Sehunem a Tao nigdy nie było jakoś idealnie. Z tego, co mi wiadomo, to Tao spotykał się kiedyś z Krisem i w zeszłe wakacje często się o niego kłócili, bo Sehun nie był pewny czy Tao na pewno wyleczył się z Krisa – powiedział, ściskając mocniej latarkę w dłoni. – A teraz znów Tao był zazdrosny o ciebie i Sehun z nim zerwał.
- Nie ufali sobie, a bez tego nie można stworzyć trwałego związku – stwierdził Luhan, spoglądając niepewnie na idącego obok bruneta. – Sam przez takie coś przechodziłem, więc wiem.
- Teraz będziesz mi się zwierzał? – prychnął Jongin, a Lu aż zamurowało. – Nie przyjechałem tutaj szukać przyjaciół, więc darujmy sobie te pogaduszki.
- Dlaczego taki jesteś? – zapytał szatyn, a Kim uśmiechnął się wrednie pod nosem i przyspieszył nieco kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Luhan westchnął cicho i doszedłszy do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu starać się zmieniać tego chłopaka, w milczeniu podążył za nim.
- Nareszcie! Już myśleliśmy, że teraz obaj się zgubiliście! – powiedziała rozbawiona Eunji, od razu rzucając się Luhanowi na szyję. – Powinieneś dostać po tyłku za tę akcję! Wiesz, jak się wystraszyłam?
- Trochę pobłądziłem, ale na szczęście Jongin mnie znalazł – wymruczał szatyn, siląc się na lekki uśmiech. Zerknął kątem oka na stojącego nieopodal bruneta, jednak zaraz odwrócił wzrok w przeciwną stronę, nie chcąc kolejny raz przechodzić przez to samo piekło. Czując wibracje w kieszeni spodni, sięgnął po telefon i od razu odebrał. – Cześć, Bomi, co jest?
- Oppa! – zawołała płaczliwie dziewczyna, a Lu momentalnie zamarł, obawiając się najgorszego. – Yixing-oppa spadł ze schodów i teraz jesteśmy w szpitalu. Możesz przyjechać?
- Co? Ale co się stało? – spytał przerażony szatyn, czując jak z tego wszystkiego nogi się pod nim uginają. – Bomi? Co z Yixingiem?
Wszyscy na dźwięk imienia przyjaciela przenieśli spojrzenia na zdenerwowanego Luhana, który z całych sił próbował się skupić na tym, co mówiła do niego Bomi. Kiedy w końcu podała mu adres szpitala, rozłączył się i popatrzył na Eunji.
- Yixing złamał nogę. Są teraz w szpitalu – powiedział, rozglądając się na boki, by zorientować się, czy gdzieś w pobliżu jest postój taksówek. Niestety dom strachów znajdował się poza centrum miasta w biednej dzielnicy, więc na takie luksusy nie było co liczyć. – Muszę się tam jak najszybciej dostać.
- Jedziemy z tobą – zarządził Kris, przeszukując kieszenie kurtki w celu znalezienia kluczyków od samochodu, który pożyczyli od rodziców Kyungsoo. Widząc niepewną minę Luhana, kiwnął głową na pojazd i uśmiechnął się lekko. – Yixing to także nasz przyjaciel, nie zapominaj o tym.
Luhan ostatecznie się zgodził chociaż prawda była taka, że nie miał innego wyjścia. Nim znalazłby jakiś transport, minęłoby sporo czasu, a przecież najważniejsze było to, żeby jak najszybciej dostać się do szpitala.

*

Będąc już na miejscu, wszyscy niczym oparzeni wylecieli z samochodu i pędem pognali ku wejściu do szpitala. Luhan w panice rozejrzał się po korytarzu, a gdy namierzył wśród ludzi roztrzęsioną Bomi, od razu do niej podbiegł, chcąc dowiedzieć się, co z Yixingiem. Przez telefon zdołała przekazać jedynie tyle, że Zhang spadł ze schodów i złamał nogę, ale przecież nie było wiadomo czy nie doszło go jakiegoś większego urazu.
- Co z nim? – spytał Luhan, znalazłszy się przy blondynce.
- Lekarze wzięli go na prześwietlenie głowy, żeby upewnić się, czy nie doszło do wstrząsu mózgu – powiedziała drżącym głosem, zerkając na stojące na krześle nosidełko z małą Dahye. – Z nogą jest o wiele gorzej – dodała i posłała reszcie towarzystwa pełne żalu spojrzenie. – Dzięki, że przyjechaliście. Sama pewnie bym tutaj oszalała. W dodatku nie chcę siedzieć w szpitalu z Dahye, żeby czegoś nie złapała. Jeszcze tego by brakowało, żeby się rozchorowała.
- To może jedź już do domu, a my poczekamy na Yixinga? Damy ci potem znać, jak wyniki badań – zaproponowała Eunji, obejmując blondynkę ramieniem.
- Wolałabym zostać – szepnęła i pociągnęła cicho nosem. Nagle po policzkach dziewczyny zaczęły spływać pojedyncze łezki, a ona nie mając sił, by je powstrzymywać, wtuliła się jedynie w Eunji i rozpłakała się z tej całej bezsilności. – Przepraszam – mruknęła po chwili mocno zażenowana swoim dziecinnym zachowaniem.
- Nie przepraszaj. – Jung uśmiechnęła się przyjaźnie do Bomi i pogłaskała ją po plecach. – I tak się dziwię, że jeszcze się trzymasz. Na twoim miejscu pewnie bym spanikowała i Yixing-oppa leżałby dalej na podłodze, zwijając się z bólu.
- To bardzo możliwe – przyznał Junmyeon, przypominając sobie, jak w dzieciństwie rozciął sobie palec kawałkiem szkła, a Eunji nie wiedząc, co zrobić, pobiegła do domu po pomoc, jednak ostatecznie jej uwagę odwróciła lecąca w TV bajka i dziewczyna całkowicie zapomniała o poszkodowanym kuzynie. Na szczęście płacz chłopaka zwabił do ogrodu jego mamę, która szybko udzieliła mu pomocy. Oczywiście nie obeszło się później bez kłótni pomiędzy kuzynostwem, ale po kilku minutach doszli do zgody, chociaż to chyba wspólna wyprawa do sklepu po ciastka pomogła zakopać im topór wojenny.
- Bardzo śmieszne – burknęła Eunji i uderzyła kuzyna z pięści w ramię.
- To może zabiorę Dahye do mieszkania Yixinga i tam na was poczekamy? A jeśli będzie musiał zostać w szpitalu, to przenocuję u niego. I tak nie musimy być tutaj wszyscy – zaproponował Kyungsoo, który chyba jako jedyny z całego towarzystwa potrafił zachować zimną krew.
- Tak będzie chyba najlepiej – stwierdził Kris. – Odwiozę was, a potem tutaj wrócę.
Junmyeon kiwnął głową na zgodę, nagle odczuwając dziwną pustkę gdzieś w okolicy serca. A może i w samym sercu? Nie lubił rozstawać się z Krisem choćby na kilka minut, co utwierdzało go w przekonaniu, że ten chłopak nie jest już dla niego tylko przyjacielem. Zresztą Suho wyczuwał, że dla Krisa też był kimś więcej, ale jak na razie żaden z nich nie miał odwagi się do tego przyznać.
- Zaczekajcie, pojadę z wami! – zawołał niespodziewanie Junmyeon, sam niedowierzając własnym słowom. – Nie przepadam za szpitalami – dodał nieco ciszej, czując na sobie baczne spojrzenia przyjaciół.
- Fakt, dziwię się, że jeszcze nie zemdlałeś – powiedziała rozbawiona Eunji, siadając na plastikowym krześle. – Tylko wróćcie szybko – dodała i posłała kuzynowi znaczący uśmieszek.
Junmyeon wykręcił teatralnie oczami i nie komentując tego słowem, podbiegł do Krisa i Kyungsoo, którzy za ten czas zdążyli już dojść do wyjścia.
- Ciekawe, kiedy wylądują w łóżku – zamruczała pod nosem Jung, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała to na głos. Czując baczne spojrzenia przyjaciół, uśmiechnęła się niewinnie.
Na szczęście dziewczynę uratował wychodzący z jednej z sal lekarz, do którego od razu podeszła Bomi. 
- Ty jesteś narzeczoną Zhang Yixinga? – zapytał mężczyzna, a blondynka niepewnie pokiwała głową, próbując ignorować palące spojrzenia pozostałych.
Kątem oka zobaczyła, jak Luhan uśmiecha się pod nosem, zapewne dopisując sobie w myślach całą historię. Przecież inaczej nie mogła! Gdyby nie podała się za narzeczoną Yixinga, nie otrzymałaby od lekarza żadnych informacji o stanie jego zdrowia.
- Wszystko z nim w porządku. Na szczęście upadek skończył się jedynie złamaną nogą – powiedział lekarz i uśmiechnął się do przyjaciół poszkodowanego. – Na wszelki wypadek zostawimy go na obserwacji. Po takim upadku skutki mogą pojawić się po jakimś czasie.
- Możemy się z nim zobaczyć? – zapytał Luhan, do którego dopiero po słowach lekarza dotarło, jak bardzo sytuacja jest poważna. W dodatku Yixing złamał nogę, a to oznaczało wycofanie się z zawodów.
- Tak, ale tylko na chwilę. Za pół godziny kończy się czas odwiedzin.
Gdy lekarz odszedł, wszyscy popatrzyli na załamanego Luhana, który wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Eunji domyśliła się, o co chodzi, dlatego bez słowa podeszła do przyjaciela i objęła go w pasie ramionami.
- Um, chodźmy do Yixinga – powiedział cicho, oswobadzając się z uścisku szatynki. Jako pierwszy wszedł do pokoju, przybierając chyba najbardziej sztuczny uśmiech, jaki kiedykolwiek widział leżący na łóżku Lay. – Cześć, jak się czujesz?
- Hm, dziwnie, ale nie jest źle – odpowiedział brunet, siląc się na chociaż lekki uśmiech. – Przepraszam. Taka ze mnie sierota. Sam nie wiem, jak to się stało.
- Ej, ważne, że jesteś cały i zdrowy! – odezwała się Eunji i podeszła do łóżka. Na powitanie przytuliła przyjaciela i pocałowała go w policzek. – Znaczy… prawie cały – dodała, zerkając na nogę w gipsie.
- Nie martw się. Następne zawody będą należeć do nas. – Luhan poklepał Yixinga po ramieniu i cicho westchnął, próbując z całych sił nie dać po sobie poznać, jak bardzo dobiła go ta sytuacja. Najważniejsze jednak było to, że Yixingowi nic poważnego się nie stało, a przecież zawody nie są im potrzebne do szczęścia. A przynajmniej Zhangowi, który i tak od samego początku sceptycznie do nich podchodził. – Najważniejsze, żebyś wrócił do zdrowia.
- Możecie mnie zaraz zlinczować, ale chyba mam pomysł. – Eunji spojrzała na chłopaków i uśmiechnęła się szeroko. – Przecież Jongin może zastąpić Yixinga!
- Co? – Luhan otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, jeszcze raz analizując słowa dziewczyny. – Do zawodów został niecały tydzień. W tak krótkim czasie Jongin nie nauczy się całej choreografii.
- Sugerujesz, że jestem głupi? – warknął oburzony Kim, mrużąc groźnie oczy. Wbił palec w tors szatyna i ze złości zacisnął usta w wąską linię.
- Czy wy możecie się choć raz nie kłócić? – zapytała Eunji, odsuwając Jongina na bok. – Zaproponowałam to nie po to, żebyście zaraz wszczynali niepotrzebne kłótnie. Wiem, ile pracy Yixing i Luhan włożyli w przygotowanie tej choreografii, dlatego nie chcę, żeby stracili szansę na pokazanie jej przed innymi. A ty Jongin – odwróciła się przodem do bruneta i założyła ręce na biuście – choć raz przestań być egoistą i zrób coś dla innych.
- Robię to tylko dla Yixinga – wymruczał Jongin, nie racząc choćby przelotnie spojrzeć na stojącego obok Luhana, który po tych słowach poczuł, jakby ktoś właśnie wbił mu nóż prosto w serce.

9 komentarzy:

  1. Tragedia! Z tego Laya to prawdziwa ciota! Jak on mógł złamać nogę przed tak ważnymi zawodami? Przecież z Luhanem bardzo długo się do nich przygotowywali. Na szczęście może go zastąpić Kai, który zaczyna mnie lekko irytować swoim zachowaniem w stosunku do Lu. Jest chamski i bezczelny. Najwidoczniej tak objawia się jego zazdrość o Sehuna. Inaczej tego nazwać nie można. Pomysł z domem strachów był genialny. Chen mógł spędzić czas z Eujni, Suho poprzytulał się do Krisa. Nie wiedziałam, że z Junmyeon to tchórz, ale przynajmniej obaj na tym skorzystali. Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak uważam, że Jongin przegina pałę. To, że jest DOBRYM tancerzem, nie oznacza, że jest NAJLEPSZY! Idiota, tyle mam do powiedzenia na ten temat. Cieszę się, że Chen i Eunji wrócili do siebie, lubię ich i jak najbardziej popieram ich związek. Kris oraz Suho. Niech ich miłość rozkwita, o tak.. Chanyeol chory w środku lata, uu. Baekhyun przyszedł zrobić mu żarcie, ale nie wyszło. No, najwidoczniej Baek musi trochę poćwiczyć nad umiejętnościami kucharskimi. Lay zawsze ma szczęście – złamać sobie nogę przed ważnym konkursem...Ashii! Szkoda Luhana i Yixinga, no bo w końcu obaj długo się przygotowywali. Co do Kaia, jak pisałam wyżej, uważam, że naprawdę powinien w niektórych kwestiach w ogóle nie otwierać ust. Luhan stara się, a ten ciołek zawsze mu coś wytknie. A, że Tao i Sehun zerwali, to ich sprawa, to po co wtyka nos w nieswoje sprawy? Lulu zagubiony w domu strachów, myślałam, że coś to zmieni w zachowaniu Jongina, ale...Pomyliłam się xD I tak, Kaiu, nie będziesz dla mnie zawsze idealny. Każdy ma swoje skazy. Życzę weny~
    Pozdrawiam – Miś Yogi

    OdpowiedzUsuń
  3. Lay, może i to typowa sierota w tym opowiadaniu, jestem moim ulubieńcem i w EXO, i w tym opowiadaniu, więc troszkę mi go szkoda. Poza tym - coś musiało się stać, by Kailu się do siebie zbliżyli i Jongin powinien się zmienić. Przywodzi mi on na myśl trochę dzieci z podstawówki, gdzie chłopcy dokuczali dziewczynom, by je poderwać ^^
    Co do Krisa i Suho to usycham za czymś konkretniejszym w ich relacji, bo mamciu, napięcie jest wyczuwalne gołym okiem ^^ W dalszym ciągu mam nadzieję, że jednak Taohun się zejdzie i to tylko przejściowy kryzys ;-)
    Czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak ty to zrobisz, ale nie możesz zakończyć tego opowiadania. Wszystko tylko nie to :c
    A rozdział jak zwykle świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jongin jest paskudny w stosunku do Luhana. Dziwnie okazuje mu sympatię, ale mam nadzieję, że w końcu zbliżą się do siebie. Lay... Co za sierota. Jak można złamać nogę i to we własnym domu? Eh. Bomi jest naprawdę cudowna, nie dość, że opiekuję się Dahye, to teraz jeszcze będzie musiała zaopiekować się tą sierotą. Dom strachów najlepszy i te krzyki tchórzliwego Suho XD Haha Kris cwaniak, wiedział jak się boi, dlatego z nim poszedł ;p Niby między nimi coś jest, widać do gołym okiem, to finału doczekać się nie można. Hah Eunji to walnęła na głos w tym szpitalu. Dobrze, że między nią, a Chenem się układa i jestem pewna, że teraz będzie tylko lepiej. A Chan i Baekhyun? Jak zwykle słodziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Baek kucharz hahaha tak czułam, że pewnie nici z tego jedzenia będą. Ale żeby przesolić, ech trzeba było próbować xd biedny Channie, nie to że chory to jeszcze nienajedzony. Ale ważne, że przyszedł do niego, chęci się liczą. Tyle trzeba było czekać na ich dwójkę, ale się opłaciło, to zawsze będzie mój ulubiony paring :D

    Luhan, nie rób proszę z siebie większej sieroty niż jesteś. Taki czasem wkurzający jest w tym opowiadaniu, że mam radochę za każdym razem jak Jongin mu dokucza xd i serio, nie miałaś innego pomysłu na tę dwójkę tylko musiał ucierpieć na tym biedny Xing? xd w ogóle jak on to zrobił, o czym on myślał (tu akurat jestem w stanie sobie wyobrazić o kim xd) jak wchodził po tych schodach.
    Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się zakończy, obstawiam cierpiącego Lu, bo za cholerę sobie nie umiem wyobrazić jego i Jongina razem.
    I przynajmniej wątek z Jongdae i Eunji zakończył się tak jak powinien już w pierwszej części. Wybacz, tamto zakończenie może i było bardziej realne i w ogóle ale oni to powinni być razem, i nie mów, że to życie i że nie wszystko kończy się tak jak chcemy, bo to ff i właśnie gdzie jak nie tu, mają się takie rzeczy dziać? XD a jak nas robisz w konia i na sam koniec jeszcze ich rozdzielisz to odwiedzę cię w nocy we śnie i to nie będzie miły sen :p
    Naprawdę będę tęsknić za tym :3 obyś i ty się stęskniła, i w tym październiku wróciła ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam na więcej ;3
    głupi Jongin ;<

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznijmy od tego, eonni, że miałam to skomentować już wczoraj, ale mi sie nie chciało (ach, ta leniwa ja), ewentualnie zdołował mnie fakt, że jeszcze tylko epilog i będzie po HTL :( Mam nadzieję, że wreszcie "uwolnisz się" od tego opowiadania, tak, jak chciałaś i napiszesz coś super mega fajnego, z czego będziesz dumna. Ale nie czas na życzenia, przy epilogu będę Ci słodzić. Teraz trochę pokrzyczę. Zauważyłaś, że ostatnio krzyczę tylko na bohaterów, nie na Ciebie? Lel, to takie dziwne, chociaż tak sobie myslę, że mam ochotę uciąć Jonginowi jaja za to, jaką jest ciotą... Na dodatek przez Ciebie pokochałam TaoHuna i TaoHun się rozpadł. Czy to jest sygnał, że nie powinnam "kochać" tego pairingu, tylko zostać przy HunHanie i TaoRisie? :o Nevermind. Może zacznę od początku, co? Trochę fangirlowania będzie, w końcu to HTL! Geez, nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania. Za mocno je kocham. Jezu :(
    Zacznijmy od tego jak bardzo kocham Twojego BaekYeola. Ja na samym początku krzyczałam, że będą razem i co? Miałam rację! Jeszcze Baekkie zamiast cizić się do Chena, zajmuje się chorym Chanyeolem. To takie kochane! I te jego próby gotowania, awww. Spokojnie Baek (i Bomi!) ja też jestem całkowicie lewa w kuchni. Raz prawie spaliłam ścierkę robiąc jajecznicę.... Nieważne. Po prostu to kochane i urocze, a to, jak Yeollie pocieszał zdołowanego Baekhyuna... Jejciu *O* I takie cudowne KrisHo, omo omo! Kris taki silny i wspierający (tzn to ciota, nooale) a Junnie taka płochliwa sarenka... To taaaaaaakie słodkie! Normalnie (h5 Eunji!) nie mogę się doczekać, aż skończą w łóżku :D W ogóle, przez Ciebie pokochałam nie tylko TaoHuna, ale jeszcze Eunji i chyba sie przekonam do KaiLu... Właśnie, Kai i Luhan! Boże, Jongin, ale z Ciebie tępa ciota! Ty serio musisz być takim kretynem czy może po prostu udajesz?! Serio. Jesteś największą pizdą w całym HTL. Tak, Chen, odbieram Ci ten tytuł. Zwłaszcza, że się ogarnąłeś. Jestem z Ciebie dumna :') Daj lekcje Kaiowi (Sehunowi też...) i powspieraj młodszego kolege, bo najwyraźniej chłopczynie jaj brakuje. Mój biedny Lulu, aish. No i co Ty Jongin zrobiłeś? Napraw to! A propos naprawiania..... Bomi jest taka słodziutka i kochana! I jeszcze te jej uczucia do Xinga! To takie kochane. W ogóle (jak nazwać Laya i Bomi? Help eonni?) oni oboje są tacy faaajni, bo tak się lubią i w ogóle! To urocze! Zwłaszcza, że Lay nie jest ciotą. No geez, Kkamjong. Opanuj się. Chociaż, podejrzewam, że przez tę nogę Xinga, między KaiLu się polepszy. No, tak będzie... Prawda? Nie chcę, żeby skończyli ze złamanymi sercami. Już mi TaoHun cierpi, Junnie pewnie niedługo też będzie, bo Kris to ciota i przecież mu nie powie, że go lubi lubi.... Co za świat! Ale wszystko się ułoży, bo kiedyś mi tam pisałaś, że nie przewidujesz większych dram (a TaoHun i KaiLu to co?!). Więc będzie dobrze, taką mam nadzieję.
    No, miłego wstawiania epilogu. Oby się w nim wszystko ułożyło iii.... Będę tęsknić za HTL :( Ale całe szczęście, że (chyba?) nie kończysz na tym aegyotastic i będą nowe ff (chyba?). Weny, eonni!

    xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Grypa w środku lata to najgorsze, co może być ;_____; Ale mimo wszystko w tej całej chorobie Chanyeola są jakieś plusy... W końcu dzięki temu Baekhyun mógł się nim zająć :D Co prawda ugotowanie żarcia nie bardzo mu wyszło, ale w końcu liczy się gest. Uwielbiam ich razem.
    Zawsze chciałam pójść do takiego domu strachów, tylko po pierwsze: nawet nie wiem, gdzie jest najbliższy, po drugie: nie wiem, z kim miałabym tam iść, po trzecie: chyba bym tam umarła ze strachu. Zdecydowanie jestem po stronie Junmyeona, tak jak on darłabym się wniebogłosy, o ile w ogóle założymy, że przekroczyłabym próg tego miejsca. Eunji i Jongdae <3 Tak się cieszę, że sprawy między nimi zaczynają wychodzić na prostą. Jeszcze oficjalnie nie wrócili do siebie, oby to była kwestia czasu. Ta druga szansa należy się im obojgu i liczę na to, że tym razem ich związek przetrwa.
    Chociaż nie jestem jakąś wielbicielką Bomi, to cieszę się, że Yixing zaprosił ją do siebie. Każdemu przyda się towarzystwo, poza tym dziewczyna najwyraźniej uwielbia małą Dahye, więc tym chętniej przyjęła zaproszenie. Wydawało się, że randka idzie całkiem nieźle, zaczynałam wyglądać jakiegoś pocałunku, a tu coś takiego... Faktycznie wypadki chodzą po ludziach ;-;
    Te ciągłe kłótnie między Luhanem i Jonginem robią się męczące. Niech oni w końcu rzucą się na siebie czy coś, może wtedy wykorzystają te silne emocje na coś innego XD Co jak co, ale Jongin mnie wkurzył w tym rozdziale. Te uwagi o rozpadzie związku Sehuna i Zitao były naprawdę nie na miejscu, zresztą potem również nie starał się pohamować złośliwych komentarzy. Niby poszedł znaleźć Lu, ale coś mi się wydaje, że ten to by już wolał siedzieć w tej ciemności, niż to wszystko znosić. W gruncie rzeczy szkoda mi go.
    Ja właściwie dopiero pod koniec uświadomiłam sobie, co tak naprawdę wiąże się z tym niefortunnym wypadkiem Yixinga. Totalnie mi z głowy wyleciały te zawody, wolałam np. zastanawiać się nad Junmyeonem i Krisem ;x Nie jestem do końca przekonana, czy Jongin w zastępstwie to dobre rozwiązanie. Jeszcze się z Luhanem pozabijają. Albo może to ich w końcu uspokoi...
    Cóż, ciekawa jestem, co będzie dalej. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń