ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Yugyeom spojrzał
ponownie na ekran swojego telefonu i przeniósł wzrok na budynek
starej kamienicy. Adres się zgadzał, jednak chłopak nie mógł
mieć pewności, że Tacyeon wciąż tam mieszka. Od jego
przeniesienia na inny posterunek minęło już kilka długich lat,
więc równie dobrze mógł wyjechać do innego miasta, a nawet
kraju. Cóż, Yugyeomowi nie pozostało mu nic innego, jak tylko
zapukać do drzwi i sprawdzić to osobiście.
Kim wszedł do
budynku i momentalnie jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Nigdy nie lubił takich ciemnych miejsc, a w dodatku w powietrzu
unosił się okropny odór wilgoci, która pewnie na dobre wżarła
się w ściany kamienicy. On miał to szczęście, że razem z mamą
mieszkał w nowym bloku i nie musiał martwić się o to, że przez
wilgoć nabawi się jakiejś choroby.
Yugyeom pokonał
kolejne piętra i zatrzymał się przed drzwiami z numerem 47.
Wziąwszy głęboki wdech, nacisnął kilka razy przyczepiony do
ściany dzwonek. Po chwili zza drzwi dobiegło go głośne szczekanie
psa, więc automatycznie odsunął się na bezpieczną odległość,
by w razie czego móc jakoś uniknąć starcia z groźną bestią.
Kiedy drzwi się otworzyły, Kim ujrzał niewysoką szatynkę
próbującą zatrzymać białego psa, który najwyraźniej chciał
sprawdzić, kto też dobija się do mieszkania.
- Dzień dobry –
przywitał się uprzejmie chłopak i ukłonił się nisko. –
Przepraszam, że panią nachodzę, ale chciałem się zobaczyć z
Jung Tacyeonem.
- To mój były
mąż, ale on już tutaj nie mieszka – powiedziała oschle,
natychmiast się prostując i tym samym umożliwiając psu wyjście
na korytarz. – A co chodzi?
- Uhm… A nie wie
pani, gdzie mógłbym go znaleźć? Jestem jego synem i bardzo mi
zależy na zobaczeniu się z nim, a niestety nie mam jego aktualnego
adresu. –Yugyeom odsunął się nerwowo od obwąchującego go psa i
przełknął ślinę, przenosząc wzrok na kobietę. – Bardzo panią
proszę.
- Niestety nie znam
aktualnego adresu jego zamieszkania – przyznała szatynka,
posyłając chłopakowi lekki uśmiech. Pstryknięciem na palcach
przywołała do siebie psa i na siłę wciągnęła go do mieszkania.
– Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc.
- W takim razie
przepraszam za najście – wymruczał rozczarowany chłopak i
wycofał się w stronę schodów, po których właśnie wchodziła
młoda dziewczyna.
- Cześć! –
krzyknęła na widok stojącej w progu mieszkania kobiety i rzuciwszy
plecak na ziemię, podbiegła do niej i mocno ją przytuliła. –
Nareszcie w domu! Myślałam, że nie wytrzymam z Jacksonem w jednym
namiocie.
- Zaraz, spałaś z
Jac…
Niestety Yugyeomowi
nie dane było dokładniej przyjrzeć się dziewczynie, gdyż zaraz
drzwi mieszkania zatrzasnęły się z hukiem. Chłopak przez chwilę
stał jeszcze na korytarzu, analizując zaistniałą sytuację. Skoro
kobieta, z którą rozmawiał, to była żona Tacyeona, wychodziło
więc na to, że dziewczyna była ich córką, a co za tym szło
również siostrą Yugyeoma.
Kim uśmiechnął
się pod nosem i zadowolony zbiegł po schodach. Cieszył się niczym
małe dziecko, które właśnie dowiedziało się, że pojedzie na
wymarzoną wycieczkę do Disneylandu. Yugyeom zawsze chciał mieć
rodzeństwo, jednak nie miał co na nie liczyć, gdyż mama po
nieudanym związku z Tacyeonem omijała szerokim łukiem innych
mężczyzn i nawet nie chciała myśleć o tym, że z którymś z
nich mogłaby się związać. Teraz, kiedy Yugyeom dostał szansę na
poznanie siostry, musiał zrobić wszystko, by nie zmarnować tej
okazji.
*
- A teraz mów, co
z tym Jacksonem – powiedziała Jihae, stawiając przed Eunji kubek
z gorącą herbatą. – Jeszcze przed wyjazdem myślałaś tylko o
Marku, a teraz mi mówisz, że spałaś z Jacksonem? Hyerim, co ty
wyprawiasz?
- Mamo, samo tak
wyszło – wyszeptała zawstydzona dziewczyna, spuszczając wzrok na
kubek. Nie miała odwagi spojrzeć na rodzicielkę, doskonale zdając
sobie sprawę z tego, że naprawdę namieszała i pewnie kobieta
zdążyła już swoje pomyśleć. – Wiem, że szalałam za Markiem…
W sumie wciąż go lubię, ale podczas tego wyjazdu zrozumiałam, że
to tylko chwilowe zauroczenie, a ja chcę czegoś więcej.
- Nie wierzę –
zaśmiała się kobieta, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Moja
córka nareszcie się opamiętała i dojrzała do stałego związku.
- Znów bez
przesady – zaoponowała dziewczyna, uśmiechając się do mamy. –
Nie zapędzaj się. Zaraz zaczniesz planować mój ślub z Jacksonem,
a my nawet nie jesteśmy parą.
- Ale chciałabyś,
żeby tak było, prawda? – Jihae odwzajemniła uśmiech i puściła
córce oczko. Eunji jedynie kiwnęła głową na zgodę i nerwowo
zagryzła dolną wargę. – To co takiego wydarzyło się podczas
wyjazdu, że nagle zmieniłaś zdanie?
- Sama nie wiem. –
Eunji wzruszyła ramionami i cicho westchnęła. – Dużo
rozmawialiśmy i dzięki temu zrozumiałam, że Jackson to moja
bratnia dusza. To nie tylko przystojny chłopak, ale mój przyjaciel,
więc czego chcieć więcej?
Jihae była mocno
poruszona słowami córki. Nigdy wcześniej nie rozmawiały tak
szczerze o jej sprawach sercowych, więc kobieta była tym bardziej
szczęśliwa, że nareszcie Eunji się przed nią otworzyła.
Cieszyła się, że w końcu odnalazła szczęście, bo nawet jeśli
nie okazywała tego na co dzień, to Jihae doskonale wiedziała, że
dziewczynie ciągle czegoś brakowało.
- Mamo, a kim był
tamten chłopak na korytarzu? – zapytała niespodziewanie Eunji,
tym samym wyrywając kobietę z przyjemnego zamyślenia.
- Zbierał
pieniądze na operację jakiegoś chłopca – skłamała natychmiast
Jihae i wstała z krzesła, by córka nie zobaczyła, jak bardzo jej
pytanie wyprowadziło ją z równowagi. – Może coś zjesz? Na
pewno stęskniłaś się za domowym jedzeniem.
- Nawet nie wiesz,
jak bardzo! – zaśmiała się dziewczyna i pogładziła się po
brzuchu. – Ciągle tylko owoce, ekspresowe dania w pięć minut i
słodycze. Mam już tego po dziurki w nosie.
- Cóż, takie są
uroki biwakowania – powiedziała Jihae i posławszy dziewczynie
szeroki uśmiech, zniknęła w kuchni.
Wciąż nie mogła
wyjść z szoku po rozmowie z tamtym chłopakiem. Gdy przez wizjer w
drzwiach ujrzała wysokiego nastolatka, nie przypuszczała, że
będzie jej dane poznać syna swojego byłego męża. Jihae
oczywiście wiedziała o romansie Tacyeona oraz o tym, że
zmajstrował dziecko z tamtą kobietą, jednak nigdy nie
przypuszczała, że chłopak zechce szukać ojca, który przez tyle
lat ani razu nie chciał się z nim zobaczyć. Co miesiąc wysyłał
jedynie alimenty i na tym kończyła się jego ojcowska miłość.
Najbardziej jednak
Jihae bała się tego, że Hyerim o wszystkim się dowie, a przecież
ona nie miała zielonego pojęcia o dawnych wyskokach swojego ojca.
*
Po zjedzeniu
pysznego i pełnowartościowego posiłku, Eunji postanowiła zabrać
Kakarotto na bardzo długi spacer. Mama akurat przygotowywała z
Junsoo kolację, więc dziewczyna mogła spokojnie spędzić kolejne
godziny na włóczeniu się z pupilem po parku. Niestety nie
przewidziała tego, że zaraz po wyjściu z kamienicy natknie się na
czekającego na nią Marka. Zaskoczona Eunji o mało co nie spadła
ze schodów, gdy zobaczyła uśmiechniętego chłopaka. Przez tę
całą euforię związaną z powrotem do domu całkowicie zapomniała
o tym, że czeka ją mało przyjemna rozmowa z Markiem.
- Cześć, co ty
tutaj robisz? – zapytała zaskoczona, podchodząc bliżej szatyna.
- Ciebie też miło
widzieć – zaśmiał się i pogłaskał Kakarotto, który właśnie
się do niego łasił. – Nie odbierałaś telefonu i nie
odpisywałaś na moje smsy, więc postanowiłem cię odwiedzić.
- Skąd wiedziałeś,
że już przyjechałam?
- Nie wiedziałem.
Zaryzykowałem i udało się – przyznał Mark i znów się
uśmiechnął. – Poza tym stęskniłem się za tobą, Eunji –
dodał ściszonym głosem, łapiąc dziewczynę za rękę. –
Naprawdę się stęskniłem…
- Słuchaj, chyba
musimy pogadać – powiedziała Jung, delikatnie wysuwając dłoń z
uścisku chłopaka.
Uśmiechnęła się
do niego lekko, próbując za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie.
Nie była przygotowana na spotkanie z Markiem. Inaczej wcześniej
przygotowałaby sobie całą przemowę, a tak musiała iść na
żywioł, co oznaczało, że prawdopodobnie nie będzie umiała być
delikatna i powie wszystko prosto z mostu. Nienawidziła takich
poważnych rozmów, bo zawsze coś musiało nie pójść po jej
myśli. Niestety nie było odwrotu, a im szybciej to załatwi, tym
szybciej będzie mogła wyznać Jacksonowi swoje uczucia, a przecież
to było najważniejsze.
- To może się
przejdziemy i porozmawiamy? – zaproponował Mark, widząc
niezdecydowanie Eunji. Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę i
ruszyła przed siebie, ciągnąc za sobą upartego psa, który
oczywiście chciał iść w innym kierunku. – Jak było na biwaku?
- Fajnie –
rzuciła krótko i cicho westchnęła. – Przestraszyliśmy znów
Jaebuma. Myślał, że w lesie grasuje psychopata z siekierą. Nie
mogę uwierzyć, że znów się dał na to nabrać – zaśmiała
się, kręcąc głową z rozbawieniem. – A co u ciebie? Jak twój
tata?
- Postanowił
sprzedać firmę wujka i wrócić do Los Angeles.
- Ty też
wyjedziesz? – zapytała Eunji, której zrobiło się dziwnie
smutno, gdy Mark wspomniał o USA.
- To zależy –
odpowiedział Tuan i uśmiechnął się tajemniczo, zerkając kątem
oka na idącą obok niego dziewczynę. – Zależy od tego, czy będę
miał dla kogo tutaj zostać – wyjaśnił, widząc zdziwioną minę
szatynki.
- Mark… -
westchnęła Eunji, wykręcając teatralnie oczami. – To już
podchodzi pod szantaż.
- Czy… Czy
podczas wyjazdu wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć? –
zapytał po chwili Mark, chcąc na chwilę odbiec od tematu jego
ewentualnego powrotu do Los Angeles, którego w sumie nie brał pod
uwagę, ale jeśli okaże się, że Eunji jednak zrozumiała, że
czuje coś do Jacksona, to zacznie się poważnie zastanawiać nad
wyjazdem z Seulu. – Coś się wydarzyło, prawda?
- Tak – rzuciła
cicho dziewczyna, bojąc się reakcji Marka. Nawet jeśli był
chodzącą oazą spokoju i rzadko można było go wyprowadzić z
równowagi, to przecież każdy człowiek ma swoje granice i nieraz
przypadkiem można je przekroczyć. – Przepraszam. Wiem, że
okropnie namieszałam, ale…
- Wolisz Jacksona?
– zapytał nieco ostrzejszym tonem głosu, co nieco zdziwiło
Eunji.
- Tu nie chodzi o
to, że go wolę – powiedziała ściszonym głosem, zerkając
niepewnie na Marka, który z nerwów przygryzał od środka policzki.
– Po prostu znam go od wielu lat. Dogadujemy się ze sobą i dobrze
nam razem. Nie wiem, czy z tobą mogłabym stworzyć normalny związek
po tym, co ostatnio się wydarzyło.
- Czyli chcesz być
z Jacksonem, bo tak jest łatwiej – prychnął obruszony Mark i
pokręcił głową z niedowierzaniem. – Znasz go, więc nic cię
już nie zaskoczy. Takie wyjście jest bezpieczniejsze, prawda? Mam
wrażenie, że sama siebie próbujesz przekonać do tego, że bycie z
Jacksonem to najlepsze, co może cię spotkać. O nas myślisz tylko
jako o przyczynie kłótni z Minah. Rozumiem, straciłaś najlepszą
przyjaciółkę, ale gdybyś zechciała otworzyć oczy, to wtedy
dostrzegłabyś, że jestem tym, kogo potrzebujesz. Może nie
mieliśmy łatwego początku, jednak wierzę, że dalsza część
byłaby o wiele przyjemniejsza.
- Dlaczego to
robisz? – zapytała łamiącym się głosem Eunji, zatrzymując się
w połowie kroku. Spuściła Kakarotto ze smyczy i kiedy pies pobiegł
w swoją stronę, spojrzała załzawionymi oczami na zaskoczonego jej
zachowaniem chłopaka. – Dlaczego ty zawsze musisz wszystko
utrudniać?
- Nie chcę ci
niczego utrudniać, Eunji – powiedział Mark i uśmiechnął się
delikatnie, gładząc kciukiem lekko zaczerwieniony policzek
dziewczyny. – Ja mówię tylko to, co czuję. A czuję wiele i
powoli zaczynam się w tym gubić. Powinienem odpuścić i pozwolić
ci być z Jacksonem, bo widzę, że coś między wami jest, ale z
drugiej strony nie potrafię, bo wiem, że jestem od niego o wiele
lepszy. Pewnie mnie zabijesz za to, co powiem, ale…
- Nie! Nie mów
tego! – krzyknęła Jung, zasłaniając Markowi usta dłonią.
Chłopak zaśmiał
się uroczo i odsunąwszy rękę od twarzy, przybliżył się do
Eunji i jakby nigdy nic delikatnie musnął jej usta.
- Kocham cię,
Hyerim – wyszeptał, a pod dziewczyną momentalnie ugięły się
nogi.
Tak bardzo nie
chciała tego usłyszeć i zarazem tak bardzo tego pragnęła, jednak
nie była do końca pewna, czy to właśnie Mark był tą osobą,
która miała jej to powiedzieć.
- Mark, ja…
Powinnam już iść – powiedziała pospiesznie, oswobadzając się
z objęć chłopaka. Niestety nie dane jej było odejść, gdyż
zaraz Tuan złapał ją za rękę i zatrzymał przy sobie. –
Naprawdę będzie lepiej, jeśli pójdę już do domu. Nie chcę
powiedzieć czegoś, czego mogłabym potem żałować.
- A może właśnie
powinnaś to powiedzieć?
- Może masz rację
– przyznała nieco pewniejszym tonem głosu i odważnie spojrzała
chłopakowi prosto w oczy. – Lubię cię, Mark. Naprawdę cię
lubię, ale nie tak, jakbyś ty tego ode mnie oczekiwał. Nie mogę z
tobą być. Przykro mi.
- Mnie także jest
przykro. – Mark momentalnie posmutniał i puścił rękę Eunji,
którą do tej pory delikatnie ściskał. – Wiedz jednak, że nie
odpuszczę. Może teraz tego nie widzisz, bo jesteś zakochana w
Jacksonie, ale pewnego dnia zrozumiesz, że nie przypadkiem
utknęliśmy wtedy razem w windzie. To było przeznaczenie. Eunji,
jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Zamknij się już
– powiedziała Jung, odsuwając się na kilka kroków od Marka. –
Po prostu nic nie mów. Niepotrzebnie przychodziłeś.
- Właśnie dobrze,
że przyszedłem – stwierdził zadowolony i uśmiechnął się
półgębkiem. – Dzięki temu widzisz, że wciąż masz
wątpliwości. Gdybyś była pewna swoich uczuć do Jacksona, to od
razu byś mnie spławiła i poszła, a tak stoimy już tutaj dobrych
kilkanaście minut i mimo że każesz mi być cicho, to słuchasz
każdego mojego słowa. Dam ci jednak spokój. Wiesz doskonale, co do
ciebie czuję, co czuje Jackson… Teraz tylko musisz dowiedzieć
się, co ty tak naprawdę czujesz.
Eunji gwizdnęła
na Kakarotto i zaraz przypięła smycz do obroży, co przyszło jej z
wielkim trudem, gdyż oczy zaszły łzami i ciężko było cokolwiek
zobaczyć. Przez rozmowę z Markiem była wyprowadzona z równowagi.
Przed spotkaniem miała wszystko poukładane w głowie, wydawało jej
się, że nic nie jest w stanie zmienić jej decyzji, a tu
wystarczyła jedna rozmowa i każda decyzja znów okazywała się być
bez znaczenia.
Najlepiej byłoby
zapomnieć o nich obu, ale tego Eunji nie potrafiła zrobić.
*
Krystal od wypadku
nie widziała się z ojcem. Nie potrafiła po tym wszystkim spojrzeć
mu w oczy i zachowywać się tak, jakby relacje między nimi nie
uległy żadnym zmianom. Nie umiała udawać, że nic się nie stało,
bo przecież swoimi kłamstwami skrzywdził tak wiele osób. Dlatego
właśnie zabroniła mu przychodzić do szpitala. Nie miała
najmniejszej ochoty na jego towarzystwo i bezsensowne tłumaczenia.
Co niby mógłby jej powiedzieć? Nie było mowy o tym, by Krystal
kiedykolwiek mu wybaczyła. Już dość przeszła w swoim życiu,
żeby kolejny raz wierzyć w kłamstwa bliskich osób.
Z mamą Jessici
także się nie widziała, co wynikało głównie z faktu, że
kobieta na jakiś czas wyjechała na wieś i nie było z nią żadnego
kontaktu. Przynajmniej tak sobie to tłumaczyła Krystal, nie chcąc
dopuszczać do siebie myśli, że mama mogła ją ot tak odrzucić.
Przecież to nie była jej wina, że ojciec okazał się podłym
kłamcą.
Słysząc
otwierające się drzwi, Krystal zaprzestała czytania książki i
spojrzała w stronę wejścia. Na widok stojącej w progu
pomieszczenia kobiety w jej oczach momentalnie stanęły łzy, a w
gardle urosła ogromna gula, która uniemożliwiła jej wypowiedzenie
choćby pojedynczego słowa. Pani Nam również była mocno poruszona
spotkaniem z Krystal, więc musiała minąć dłuższa chwila nim
doszła do siebie i jakimś cudem dotarła do łóżka, na którym
leżała dziewczyna.
- Jak… Jak się
czujesz? – wyszeptała łamiącym się głosem, bacznie
przyglądając się blondynce, na której twarzy wciąż widniało
kilka siniaków. – Rozmawiałam z lekarzem i podobno za kilka dni
wypuszczą cię ze szpitala.
- To chyba dobrze
– przyznała dziewczyna i uśmiechnęła się lekko. – Nie
sądziłam, że przyjdziesz.
- Jakbym mogła nie
przyjść? – Pani Nam przysiadła na skraju łóżka i złapała
blondynkę za wychudzoną rękę. – Wyjechałam na kilka dni, żeby
sobie to wszystko przemyśleć, ale przecież nie odeszłam na
zawsze. Nie potrafiłabym.
- Myślałam, że
po tym, co się stało, nie będziesz chciała mnie widzieć. W końcu
jestem…
- Moją córką –
dokończyła kobieta i uśmiechnęła się przez łzy. Wolną dłonią
starła spływające po policzkach słone krople i wzięła głęboki
wdech, by choć trochę się uspokoić. – Obecna sytuacja
faktycznie nie należy do najłatwiejszych, ale przecież sobie z nią
poradzimy, prawda? Nie z takich opresji wychodziła nasza rodzina.
Wyjdziesz ze szpitala i wyjedziemy na jakiś czas na wieś do babci.
Jessica stwierdziła, że to dobry pomysł. Wspomniała też o twoim
wyjeździe do Los Angeles.
- Chciałabym tam
wrócić – przyznała cicho Krystal, ścierając wierzchem dłoni
łzy z bladych policzków. – Wiesz, że nigdy nie chciałam tutaj
przyjeżdżać. Seul to nie jest moje miejsce na świecie.
- Doskonale to
rozumiem i dlatego nie będę utrudniała ci tego wyjazdu. Chcę
tylko, żebyś wydobrzała i nabrała sił. Potem możesz wyjechać
do Los Angeles – powiedziała pani Nam i uśmiechnęła się
przyjaźnie.
- Dziękuję –
szepnęła Krystal i podniosła się do pozycji siedzącej, po czym
mocno wtuliła się w ciało kobiety, od którego biło niezwykłe
ciepło. – Dziękuję… mamo.
*
Eunji długo nie
mogła dojść do siebie po spotkaniu z Markiem. Zaraz po powrocie do
domu zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła z niego aż do
kolacji. Na nią także nie miała najmniejszej ochoty, jednak zjadła
trochę przygotowanej przez mamę i Junsoo potrawy, nie chcąc im
robić przykrości. Próbowała z całych sił nie dać po sobie
poznać, że coś jest nie tak, ale zapomniała, że ojczym posiadał
jakiś szósty zmysł i bez problemu potrafił odczytywać z twarzy
ludzi prawdziwe emocje. Nie obyło się bez krępujących pytań na
temat samopoczucia Eunji. Na szczęście dziewczynie przyszła z
pomocą mama, która stwierdziła, że to chyba nie najlepszy czas na
takie rozmowy, bo zapewne jest zmęczona po podróży i całym tym
biwakowaniu.
Po kolacji Eunji
zabrała Kakarotto na wieczorny spacer, żeby mógł się załatwić
i wyszaleć przed spaniem. Oczywiście Jihae odradzała jej tego
pomysłu i proponowała, że Junsoo zabierze psa na spacer, jednak
dziewczyna odmówiła, dochodząc do wniosku, że jej też przyda się
dotlenienie przed nocą. Obiecując, że będzie na siebie uważać,
wyszła z mieszkania i jeszcze raz sprawdziła, czy na pewno zabrała
ze sobą klucze.
Będąc już w
parku, który znajdował się niedaleko starej kamienicy, w której
mieszkała, Eunji ciągle miała wrażenie, że ktoś jej się
przygląda. Za każdym razem, gdy rozglądała się dookoła,
widziała jedynie krzaki i drzewa, więc w końcu doszła do wniosku,
że to tylko wyobraźnia płata jej figle. W pewnym momencie
dziewczyna usłyszała szelest liści i nagle tuż za nią pojawił
się zakapturzony chłopak. Eunji powoli obejrzała się za siebie i
krzyknęła głośno, widząc napastnika.
- To tylko ja! –
powiedział rozbawiony Jackson, zsuwając z głowy nakrycie. Widząc
przerażoną minę dziewczyny, podszedł do niej bliżej i delikatnie
dotknął jej ramienia.
- Czyś ty
oszalał?! – Oburzona Eunji uderzyła Jacksona pięścią w ramię
i pokręciła głową z dezaprobatą. – Prawie na zawał tutaj
zeszłam!
- Przepraszam –
zaśmiał się, nie mogąc zachować powagi. – Zobaczyłem cię z
oddali i przeszedłem na skróty, żebyś mi nie uciekła.
- Tak robią
psychopaci – stwierdziła, mrużąc groźnie oczy. – A może to
ty jesteś tym zboczeńcem, który napada na młode dziewczyny?
- I z pewnością
chciałbym napadać na dziewczynę, która jednym ciosem powaliłaby
mnie na ziemię – powiedział Jackson i wytknął przyjaciółce
język. – Wracam z treningu – dodał, pokazując sportową torbę.
– A ty chyba nie powinnaś włóczyć się o tej porze po parku.
Raczej Kakarotto by cię nie obronił przed tym zboczeńcem.
- Byś się zdziwił
– prychnęła i znów nerwowo rozglądnęła się dookoła siebie,
ciągle mając nieodparte wrażenie, że ktoś się jej przygląda. –
Jackson, odprowadzisz mnie do domu?
- Przecież masz
obronnego psa, więc po co ci ja? – zapytał chłopak, wzruszając
ramionami. Zaraz jednak się zreflektował, gdy zorientował się, że
Eunji jest naprawdę przerażona całą tą sytuacją. – Lepiej już
chodźmy.
Jung wczepiła się
palcami w rękaw bluzy Jacksona i przybliżyła się do chłopaka,
jakby bojąc się, że nagle zza winkla wyskoczy napastnik i ją
porwie. Na samą myśl o tym przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
Eunji dziękowała losowi, że Jackson wracał do domu przez park, bo
pewnie gdyby nie on postradałaby zmysły nim zdążyłaby dojść do
mieszkania.
- Nie chcę cię
straszyć, ale chyba faktycznie ktoś za nami ciągle idzie –
powiedział po dłuższej chwili Wang, ukradkiem oglądając się za
siebie. – Słuchaj, zrobimy tak: schowam się za krzakami i
przyczaję się na tego typa, a gdy będzie blisko, to go zaatakuję.
- Nie rób tego –
wyszeptała przestraszona Eunji, łapiąc chłopaka za rękę, by nie
mógł odejść. – On na pewno jest uzbrojony i zrobi ci krzywdę.
Jackson, proszę.
- Przecież nic mi
się nie stanie.
Jackson uśmiechnął
się lekko i zaraz odszedł w swoją stronę. Upewniwszy się, że
nikt go nie widzi, schował się za pobliskimi krzakami i rozchylił
jego gałęzie, by móc widzieć potencjalnego napastnika. Eunji z
Kakarotto szli powoli w stronę powrotną, więc istniała duża
szansa, że zboczeniec wykorzysta tę okazję i zechce zrobić
dziewczynie krzywdę. Widząc zbliżającego się do Jung średniego
wzrostu chłopaka, Jackson czym prędzej wyskoczył zza krzaków i
bez większych problemów powalił napastnika na ziemię. Pobliska
latarnia dawała słabe światło, jednak mimo to Wang mógł
dostrzec twarz chłopaka, która z pewnością nie pasowała do
zboczeńca napadającego na młode dziewczyny wracające o zmroku
przez park.
- Dlaczego śledzisz
Eunji? – zapytał Jackson, dochodząc do wniosku, że powalony
przez niego chłopak na pewno nie może być napastnikiem, o którym
mówili ciągle w wiadomościach. – Czego od niej chcesz?
- Ja… - zaczął
nieśmiało chłopak, próbując wstać z ziemi, jednak Jackson wciąż
z całych sił przyciskał go do twardego chodnika przez co ten nie
mógł się ruszyć. – Mógłbyś mnie puścić? To trochę boli.
- I prawidłowo! –
żachnął Wang, nie mając zamiaru ot tak puszczać tego chłopaka.
– Coś ty za jeden, co?
- Jackson? –
Eunji niepewnie podeszła do chłopaków, dopiero teraz zdobywając
się na odwagę, gdyż wcześniej była zbyt mocno przerażona całą
sytuacją. – Co się tutaj dzieje?
- Właśnie tego
chcę się dowiedzieć – powiedział Jackson i na ułamek sekundy
zmniejszył nacisk na ramiona nieznajomego chłopaka, co ten
wykorzystał i jednym zdecydowanym ruchem odepchnął od siebie
bruneta. Wang natychmiast złapał go za bluzę i zatrzymał przy
sobie, gdyby zechciał uciec. – Nie tak prędko, kolego.
- Nie mam zamiaru
uciekać – stwierdził chłopak, spoglądając na przestraszoną
Eunji. – Przepraszam, że cię wystraszyłem, ale nie wiedziałem,
jak mam się do ciebie zbliżyć.
- To brzmi co
najmniej podejrzanie – przyznał zniesmaczony Jackson, ostatecznie
puszczając bluzę chłopaka. Podszedł do Eunji i objął ją
ramieniem, by dziewczyna mogła czuć jego obecność i przestała
się tak bać. – Czego od niej chcesz?
- Chciałem tylko
porozmawiać.
- I dlatego
śledzisz ją o zmroku po parku? Mało udany podryw – prychnął
Jackson, kręcąc głową z rozbawieniem.
- Jestem bratem
Eunji – wyjaśnił w końcu chłopak i posłał dziewczynie lekki
uśmiech.
- To z tobą
rozmawiała dzisiaj moja mama – odezwała się Jung, dokładniej
przyglądając się chłopakowi. – Problem w tym, że ja nie mam
żadnego brata. Wiedziałabym o tym, więc nie wiem, czego naprawdę
chcesz, ale jeśli próbujesz wyłudzić od nas pieniądze, to źle
trafiłeś.
- Nie chcę żadnych
pieniędzy. Chciałem tylko poznać moją siostrę.
- To trafiłeś pod
zły adres, bo ja nie mam brata – wycedziła przez zęby Eunji i
zacisnąwszy mocniej dłoń na smyczy psa, żwawym krokiem ruszyła w
stronę starej kamienicy.
- Hyerim, zaczekaj!
– zawołał za nią Jackson, nie chcąc, by dziewczyna sama wracała
do domu. – Wszystko w porządku? – zapytał cicho, dogoniwszy
szatynkę.
- A wyglądam,
jakby było w porządku? Nie, Jackson, nic nie jest w porządku.
Wszystko jest do bani! – wykrzyczała roztrzęsiona, wciąż nie
mogąc uwierzyć w to, co usłyszała od tamtego chłopaka. Wang bez
słowa przytulił ją do siebie i pogładził dłonią po włosach,
co zawsze uspokajało dziewczynę. – A co jeśli to prawda? Co
jeśli tamten chłopak to naprawdę mój brat?
- Przecież
wiedziałabyś o tym – zauważył Jackson, obejmując mocniej
Eunji, która aż trzęsła się z zimna. Opatulił ją swoją bluzą
i ponownie przytulił, chcąc ogrzać dygocącą szatynkę własnym
ciałem. – Musisz się uspokoić i porozmawiać o tym z mamą. Ona
na pewno o wszystkim wie.
- Nie, gdyby
wiedziała, to by mi powiedziała.
- Może nie chciała
dodawać ci kolejnych zmartwień – powiedział cicho Wang i odsunął
się od Eunji, po której zaczerwienionych policzkach zaczęły
spływać łzy. – Hej, nie płacz. Przecież wszystko się ułoży,
tak?
Jung wtuliła twarz
w czarną bluzę Jacksona i załkała cicho, nie mając sił kolejny
raz udawać, że nic jej nie rusza i ma wszystko pod kontrolą. W
tamtej chwili zrozumiała, że przez cały ten czas okłamywała samą
siebie. Wcale nie była silną osobą, ale doskonałą aktorką,
która potrafiła doskonale maskować prawdziwe uczucia. Będąc tak
blisko Jacksona – jedynej osoby, której mogła bezgranicznie
zaufać i wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie – doszła do
wniosku, że najwyższy czas przestać udawać. Zwłaszcza przed
Jacksonem.
- Chodź,
odprowadzę cię do domu, bo jeszcze się przeziębisz – powiedział
chłopak, obejmując Eunji ramieniem.
Droga do starej
kamienicy minęła im w milczeniu. Jung za bardzo przejęta była
tym, co usłyszała kilkanaście minut wcześniej, by mieć siły na
prowadzenie jakiejkolwiek rozmowy z Jacksonem. Była mu wdzięczna,
że wyczuł jej niechęć do odzywania się i po prostu szedł obok,
jedynie nucąc pod nosem jakąś melodię. Dopiero pod kamienicą
dziewczyna zorientowała się, że to piosenka Beast Will you be
alright?, którą słuchała zawsze wtedy, gdy sprawy zaczynały
się sypać, a ona nie miała zielonego pojęcia, co zrobić, żeby
wszystko naprawić. Tylko Jackson wiedział o tej piosence i jej
magicznych właściwościach uleczania Eunji, dlatego często ją
nucił, gdy była smutna.
- Gdybyś czegoś
potrzebowała, to dzwoń – powiedział chłopak, odprowadziwszy
Jung i Kakarotto pod same drzwi mieszkania. – Jestem do twojej
dyspozycji o każdej porze dnia i nocy.
- O ile nie
będziesz miał treningów – zaśmiała się cicho i oddała
Jacksonowi jego ciemną bluzę.
Niespodziewanie
drzwi mieszkania się otworzyły i na korytarz wyszedł uśmiechnięty
od ucha do ucha Junsoo.
- Jackson! –
zawołał zadowolony i objął bruneta po przyjacielsku ramieniem. –
Fajnie, że przyszedłeś. Właśnie będziemy oglądać jakiś nowy
horror. Może dołączysz?
- Um… - Jackson
niepewnie spojrzał na Eunji, wyczekując jej reakcji. Dziewczyna
tylko się uśmiechnęła i pokiwała głową na zgodę. – Jeśli
to nie problem, to chętnie dołączę.
- I to lubię –
rzucił zadowolony Junsoo, wprowadzając nastolatków do mieszkania.
– Dobrze, że odprowadziłeś Eunji, bo teraz takie rzeczy dzieją
się w naszym mieście, że strach wychodzić z domu po zmroku. Mam
nadzieję, że w końcu złapią tego bydlaka i wsadzą go do
więzienia.
- Wolałabym nie
rozmawiać o takich rzeczach przed oglądaniem horroru – przyznała
zniesmaczona Jihae, posyłając partnerowi wymowne spojrzenie. Zaraz
jednak przeniosła wzrok na Eunji, która wyglądała dość
mizernie. – Kochanie, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Mamo… - zaczęła
dziewczyna, nie bardzo wiedząc, jak zacząć rozmowę. – Czy ja
mam brata?
- Co? – Jihae
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, zupełnie nie spodziewając
się takiego pytania. W pierwszej chwili miała ochotę obrócić
wszystko w żart i zapewnić córkę, że nie ma żadnego brata,
jednak ostatecznie doszła do wniosku, że dalsze ukrywanie prawdy
tylko pogorszy całą sytuację. – Skąd o tym wiesz?
- Spotkałam go w
parku. To był ten sam chłopak, którego widziałam rano przed
naszym mieszkaniem – powiedziała Eunji, przysiadając na krześle.
Od tych emocji i natłoku wrażeń zaczynało jej się robić
niedobrze, więc wolała usiąść i oszczędzić sobie twardego
lądowania na podłodze, gdyby nagle zemdlała. – To prawda? Ten
chłopak jest moim bratem?
- Tak. – Jihae
podeszła do córki i kucnąwszy przed nią, złapała ją za zimne
dłonie. – Przepraszam, że dopiero teraz się o tym dowiadujesz,
ale z twoim ojcem doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.
- Mamo, on cię
zdradził – wyszeptała zszokowana Eunji, jakby dopiero wtedy
dotarł do niej ten oczywisty fakt. – A ty z nim byłaś przez tyle
lat? Ja tego nie rozumiem i chyba nawet nie chcę zrozumieć –
powiedziała roztrzęsiona i zaraz poderwała się z krzesła z
zamiarem wyjścia z salonu.
- Hyerim, daj to
sobie wszystko wyjaśnić – poprosiła kobieta, jednak dla
dziewczyny był to koniec rozmowy.
Eunji złapała
Jacksona za rękę i razem z nim udała się do swojego pokoju, by
tam móc na spokojnie przemyśleć całą tę sytuację. Bliska
płaczu usiadła na skraju łóżka i spojrzała załzawionymi oczami
na stojącego na środku sypialni chłopaka.
- Nie wierzę, że
przez tyle czasu rodzice ukrywali to przede mną – wyszeptała
łamiącym się głosem. Jackson westchnął cicho i klęknął przed
dziewczyną, odgarniając z jej twarzy kosmyki włosów. – Możesz
dzisiaj ze mną zostać?
- Oczywiście. –
Wang uśmiechnął się lekko, gładząc kciukiem policzek szatynki.
– Zostanę z tobą tak długo, jak będziesz chciała.
- Nie wiem, czy
wytrzymasz ze mną aż tak długo – zaśmiała się i przechyliła
głowę, mocniej wtulając policzek w dłoń Jacksona.
- Bądź moją
dziewczyną, Hyerim – powiedział niespodziewanie chłopak,
wpatrując się błyszczącymi oczami w twarz dziewczyny. Widząc
zdziwioną minę szatynki, zagryzł nerwowo wargi w wąską linię i
zawstydzony spuścił wzrok, nie mając odwagi patrzeć Eunji w oczy.
– Mam chyba złe wyczucie czasu.
- Myślę, że
twoje wyczucie czasu ma się dobrze – odezwała się po chwili Jung
i złapała Jacksona za rękę, ponownie przykładając ją do
swojego rozpalonego policzka. Czując na sobie palące spojrzenie
chłopaka, powoli otworzyła oczy i uśmiechnęła się półgębkiem.
– Chcę tego, Jackson.
Awwwwwww <3 szkoda mi marka, ale eunji z jacksonem to taka pocieszna parka <3 jestem bardzo ciekawa, czy dziewczyna skontaktuje się ze swoim bratem i się poznają, oby! <3 i krystal z jej mamą aww <3
OdpowiedzUsuńtylko wszystkim hottest jest smutno że zrobiłaś z tacyeona takiego skurczybyka XDDD
No i to mi się podoba! Dobry rozdział, tyle się zdarzyło, że nie wiem od czego zacząć xd Cieszę się z podjętych przez Eunji decyzji, najpierw z tej rozmowy z mamą, a potem z tej z Jacksonem, chociaż Mark namieszał jej trochę w głowie, to już wie kogo woli. Ale i tak oprzeć się Markowi, mimo tego co zrobił to jednak coś w nim jest. Tylko mnie już trochę wkurzał tym, że jest lepszy od Jacksona i że są sobie przeznaczeni z Eunji.
OdpowiedzUsuńYugyeom, głąbie, trzeba było takie rozmowy odbywać w dzień a nie w nocy! Nic dziwnego, że dziewczyna się wystraszyła (na szczęście miała Jacksona pod ręką ^^). I ta rozmowa o bracie też zdarzyła się tak nagle, ciekawi mnie co Eunji zrobi jak spotka znów Yugyeoma. Może do tego czasu już się z tym oswoi. A Mark razem z Krystal niech się wynoszą do USA, może coś dobrego ich spotka xd
Jeej, uwielbiam zakończenie! Chciałam tego xD Marka nie jest mi żal w ogóle.. wkurzał mnie od początku.. a jego desperacja mnie bawi xd
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Eunji nawiąże dobry kontakt z Yugyeomem ;3
Ciekawi mnie jeszcze wątek Krystal.. będzie zakończony po prostu tym, że we wróci do USA? Czekam na kolejny rozdział ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
NO NARESZCIE! Tylko taka reakcja mogła mi towarzyszyć po dotarciu do końca rozdziału. Eunji nareszcie zrozumiała, co jest dla niej najlepsze i wierzę, że będzie z Jacksonem szczęśliwa. Jasne, czuła i nadal coś czuje do Marka, w końcu to przystojny i charyzmatyczny facet, ale wydaje mi się, że to tylko tymczasowa fascynacja, pożądanie. Jego samego nie jest mi absolutnie szkoda, ta reakcja po tym, jak Eunji wspomniała o Jacksonie mnie załamała. Zachowywał się, jakby Hyerim była jego własnością! Chyba totalnie upadł na głowę. Cieszę się, że go pogoniła, chociaż coś mi się wydaje, że Mark tak łatwo nie odpuści i jeszcze o nim usłyszymy.
OdpowiedzUsuńBiedny Yugyeom, nie będzie mu łatwo zbliżyć się do rodziny. Ojca jak na razie nie znalazł, a i pierwsze spotkanie z siostrą nie wypadło najlepiej. Mam nadzieję, że Eunji, mimo całej złości na rodziców za to, że ukrywali przed nią tak istotną prawdę, da chłopakowi szansę. W końcu łączą ich więzy krwi i Yugyeom nie jest winny ani zdradzie, ani utrzymywaniu rodzinnych sekretów.
Co do Krystal, to jak widać udało jej się pojednać z matką, nie spodziewałam się zresztą, by kobieta miała ją odrzucić. Wydaje mi się, że ta cała historia nauczyła Krystal czegoś sensownego i od tej pory dziewczyna nieco się zmieni. Nawet ja poczułam do niej odrobinę sympatii.
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Wiedziałam, od początku wiedziałam, że Yugyeom jest jej przyrodnim bratem! No, może bardziej podejrzewałam ;)
OdpowiedzUsuńMark... Jak bardzo cię lubię to nie zbliżaj się do Eunji i Jackson'a, bo znowu namieszasz ;_;
Ostatnio zarwałam pół nocy i przeczytałam obydwie części 'How to love? Hard to love' i zostałam wielka fanką twojej twórczości, idealnie piszesz.
Strasznie cieszę się, że dodajesz tak często rozdziały ^.^
Dużo weny na kolejne, fighting!
http://winner-opowiadanie.blogspot.com/